Płomyczku
spójrz w słońce,
Zerknij
na świata końce!
Rozejrzyj
się nasz miła!
Czerń
dziś blaknie,
Światło
wnet pojawi się,
A
ty wyjdź w gwieździstą noc,
Spójrz
na niebo, a od dziś,
Nie
zaznasz lęku nigdy więcej!
Nie
stój w szeregu,
Przy
boku Ciernia wiernie krocz!
I
wznieś miecz w górę wnet,
Niech
ku światłu spojrzy on,
Bo
tam gdzie złota bryza,
Gdzie
wiatru morze jest,
Tam
zwycięstwo nasze nieś!
A
gdy zwątpienie przyjdzie,
Spójrz
na nas, na mnie,
Na
przyjaciół twych.
I
wiedz, że i my
Nie
opuścimy cię,
Że
do ostatnich sił,
Dzierżyć
będziemy miecz!
Więc
niech trwoga i lęk odejdą wnet,
Nesso!
Uśmiechnij
się!
Niko
Rebadis - Dla Nessy, naszego Płomyka Nadziei.
18 grudnia 1980r.
Kochany Pamiętniczku!
Boję się. Po raz pierwszy od dawna - naprawdę się
boję. To, co dzieje się na zewnątrz jest okropne. Ciągle słyszę szczęk metalu,
gdy miecz zderza się z mieczem i nie mogę powstrzymać tych przerażających
myśli, które wkradają się do mojej głowy! Z każdą chwilą zaczynam coraz
bardziej żałować, że z wraz z Piórkiem, Luśką i Księżniczką namówiłyśmy ciocie
Navię i wujka Evenda, żeby puścili nas z Erianem do miasta. Tak bardzo
chciałyśmy w końcu poznać ludzi! Co prawda Nora i Line już ich widziały, ale
nie miały czasu się z nimi zapoznać, a wycieczka na Dębowe Wzgórze była idealną
okazją! Na początku wszystko szło jak po maśle, ale co z tego, skoro teraz
siedzimy zamknięte w zamku, a Nicol nigdzie nie ma? Tak bardzo się o nią
obawiam! A co jeśli wpadła w ręce tamtych rozbójników? Przecież oni ją
zabiją... Luśka mówi mi, że muszę zachować spokój, żebym się nie martwiła, ale
jak to zrobić? Przecież Piórko to moja siostra! Jak mogę przestać się o nią
niepokoić?!
Księżniczka stwierdziła, że Erian ją odnajdzie, ale ja
nie jestem tego taka pewna. Jej brat musi teraz walczyć z tymi okropnymi
bandytami, a Nicol ma talent do wpadania w kłopoty i... Muszę już kończyć! Ktoś
do nas idzie! Może znaleźli w końcu Piórko?
Całuski, Twoja
Nessa
Uśmiechnął
się smutno, wpatrując w trzymany pamiętnik. Pamiętał doskonale tamten dzień, to
właśnie wtedy, po raz pierwszy, los postanowił skrzyżować drogi jego i
dziewczyn. I pomyśleć, że, gdyby wtedy posłuchał się rodziców, mógłby nigdy nie
spotkać Psotki, Piórka, Luśki i Księżniczki. Pokręcił głową. O ile o tej drugiej
miał ochotę zapomnieć, to przyjaźń, którą darzył pozostałą trójkę nigdy nie
wygasła, nawet jeśli jej początki były niezbyt udane.
21 grudnia 1980r.
Pamiętniczku!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam
do tego ani głowy, ani czasu. Teraz też przysiadłam tylko na chwilę, bo chcę Ci
koniecznie opowiedzieć o tym co się przed chwilą stało! To wprost oburzające,
że ten bezczelny typek śmie się tak zachowywać! On jest naprawdę irytujący!
Wyobraź sobie, że przed chwilą został oblana lodowatą wodą i to dlaczego? Bo
zasnęłam przy kominku! To koszmarne! A on jeszcze się z tego śmiał, palant
jeden! Doprawdy, zastanawiam się, co ten chłopak sobie myśli? Jest ode mnie,
Księżniczki i Luśki starszy tylko o trzy, a od Piórka o dwa, lata! Och!
Przepraszam. Zapomniałam, że nie wiesz o kim piszę. Przecież ostatni raz
zapisałam tu coś trzy dni temu. Może zacznę od początku?
Walka została wygrana, chociaż zginęło bardzo dużo
ludzi. Na szczęście wielu osobom udało się w porę uciec do jaskiń! Teraz trawa
odbudowa. Wujek i ciocia przysłali po naszą czwórkę eskortę, która miała nas
odwieźć z powrotem do Deren, ale namówiłyśmy ich byśmy mogły pomagać! Ale
wracając do tego dupka, który oblał mnie wodą, to Thorn Hostes. Chłopak uciekł
z domu i przez przypadek znalazł się w złym miejscu o złym czasie. O ile dla
dziewczyn jest miły i czarujący, to w stosunku do mnie zachowuje się złośliwie!
Nie może mu przecież chodzić o moje włosy, bo Nicol jakoś nie dokucza, a ona
też jest ruda. Ech, to koszmarne trwać w niewiedzy. Muszę się tego do wiedzieć,
bo...
No nie! To znowu on. Muszę kończyć, bo widocznie
czegoś chce, a jeśli zobaczy, że piszę w pamiętniku będę miała przypał.
Księżniczka napomniała o tym wczoraj, a on wybuchnął śmiechem i stwierdził, że
tylko małe dziewczynki w nich piszą! Mówiłam przecież, że on jest okropny!
Pa, Twoja
Psotka
Pokręcił z
rozbawieniem głową. Nigdy wcześniej, ani później, nie spotkał równie wyjątkowej
osoby. Nessa była mądra, utalentowana, zabawna, ambitna, a zarazem niezwykle
lojalna. Co prawda miała też napady humorków i wtedy stawała się naprawdę
nieznośna. Zaśmiał się chicho, przypominając sobie moment, w którym zaczęła
rzucać w Lisa wszystkim, co miała pod ręką, a to tylko dlatego, że ten
zażartował sobie z jej włosów. Westchnął ciężko, przypominając sobie wszystkie
spędzone wspólnie chwile. Ukrył twarz w dłoniach, wciągając ciężko powietrze.
Już po chwili wstał, po czym skierował się w stronę drzwi.
— Nie ma co rozdrapywać starych ran — mruknął smętnym głosem.
Wyczuwałam
go. Nie miałam żadnych wątpliwości co do tożsamości obserwującej mnie osoby. To
znowu on. Wilk, któremu obiecałam swą pomoc. Tylko czemu nie mogłam zobaczyć,
gdzie jest? Coś ciągnęło mnie w jego kierunku, a teraz? Nie wiedziałam, gdzie
się znajduje, chociaż czułam, że śledzi mnie wzrokiem.
—
Skąd się tutaj wzięłaś? — odezwał się cichy głos tuż przy moim uchu.
Podskoczyłam
przestraszona. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam go. Ponownie przybrał swą ludzką
postać i wpatrywał się we mnie swoimi niezwykłymi oczami, w których płonął
ogień. Widząc to, me serce przyśpieszyło. Dopiero po chwili dotarło do mnie to,
o co zapytał. W sumie, to nawet niezłe pytanie. Skąd się tutaj wzięłam? Od
jakiegoś czasu przestało mnie to interesować. Po pierwszym szoku, który pojawił
się, w momencie, w którym znalazłam się tutaj, pogodziłam się z tym, że nie mam
o sobie zielonego pojęcia. Zupełnie, jakby ktoś starannie usunął wszystkie moje
wspomnienia. Czasami zdarzały mi się przebłyski tego, co mogło wiązać się z
moją przeszłością, ale uznałam, że to złudzenia. Przecież, gdybym miała
rodzinę, szukaliby mnie, prawda?
—
No więc? — zapytał, przyglądając mi się uważnie.
—
Nie zaczyna się zdania od „no więc” — powiedziałam, zanim zdałam sobie sprawę z
tego, co robię.
Przygryzłam
wargę, spuszczając wzrok. Świetnie! Teraz tylko brakuje tego, by uznał mnie za
przemądrzałą dziewczynę, która każdego musi poprawiać. Naprawdę, ja to mam
tupet.
—
Przepraszam, nie powinnam była tak mówić — westchnęłam, nie patrząc na niego. Czułam się co najmniej
dziwnie. — Co do twojego pytania
—
wzruszyłam ramionami — nie wiem. Któregoś dnia, tak po prostu, się tutaj
obudziłam i jakoś tak wyszło, że zostałam.
Zerknęłam
na jego twarz. Oczekiwałam ironii, gniewu czy czegoś w tym stylu, a w zamian
znalazłam współczucie i coś w rodzaju troski mieszanej ze zrozumieniem. Nie, to
musiało mi się przewidzieć. Przecież on mnie nawet nie zna! Dlaczego miałby się
o mnie troszczyć? Może z tego samego powodu, z którego poprosił cię o pomoc? —
odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Nie, to głupie. Zdawało mi się i tyle.
To jest jedyne logiczne rozwiązanie.
—
Rozumiem — odezwał się czarnowłosy, przerywając moje rozmyślania.
Spojrzałam
na niego, oczekując, że doda do tego coś, co pomogłoby mi zrozumieć sens słów,
które wypowiedział. Poruszył się, jednak zrobił to tylko po to, by spojrzeć w
niebo. Milczał, a cisza, która zapanowała, powoli zaczynała mi przeszkadzać.
Byłam świadoma tego, że powinnam zaczekać aż sam zechce mówić, ale nie
mogłam.
—
Co takiego rozumiesz? — spytałam.
Rzucił
mi krótkie spojrzenie, a potem znowu skupił się na obserwacji nieboskłonu.
Czyżby nie zamierzał mi odpowiadać? A może sama miałam to zrozumieć? Tyko jak,
skoro powiedział jedynie jedno słowo, które mogło dotyczyć wszystkiego.
Otwierałam już usta, by zadać kolejne pytanie, gdy przemówił:
—
Rozumiem co czujesz — rzekł krótko.
Chciałam
mu odpowiedzieć, ale szybko zmienił temat, zupełnie jakby wyczuł, że chcę dalej
drążyć tą kwestię.
—
Jak się nazywasz? — zapytał.
Kolejne
pytanie na które nie znałam odpowiedzi. Tak naprawdę nie zastanawiałam się nad
tym wcześniej, więc zaskoczył mnie fakt, że nie znam własnego imienia. Czemu
tak się stało? Przecież jeszcze niedawno musiałam je pamiętać! Pokręciłam
głową, starając się, z całej siły, nie wpaść w panikę. Nagle, tknięta impulsem,
odpowiedziałam:
—
Lasaira. — Nie wiem skąd przyszło mi to do głowy, ale wiedziałam, że to prawda.
— Moje imię brzmi Lasaira, a twoje?
Uśmiechnął
się do mnie i odrzekł:
—
Bevan.
TRZASK! Sitle
uniosła głowę, strzygąc uszami. Rozejrzała się dookoła, szukając źródła, z
którego pochodził ten dźwięk. Potrząsnęła głową, stwierdzając, że to musiało
być jedno ze zwierząt, które zamieszkiwały ten teren. Już zamierzała powrócić
do skubania trawy, gdy niespodziewanie usłyszała dźwięk kroków. Na pamięć znała
zasady, których ją niegdyś uczono i tak też zareagowała. Wszystkie wpajane jej
umiejętność teraz znalazły swoje zastosowanie. Co prawda wątpiła by tak blisko
Deren coś jej groziło, ale sam fakt, że osoba, która się do niej zbliżała nie
była Norą, mocno ją niepokoił. Ustawiła się tak, by kątem oka widzieć
zbliżającą się postać. Musiała dowiedzieć się kim ona, bo z pewnością była to
kobieta, jest. A co jeśli to jedna z tych Ofne? - przeszło jej przez
myśl. Może powinnam połączyć się z moją Jeźdźczynią? Nie. Nie ma po co
niepotrzebnie jej denerwować. Zresztą, nawet jeśli tamta należy do nich, dam
sobie radę! - stwierdziła stanowczo.
Tupot stup
nasilał się coraz bardziej, a ją zaczynał ogarniać strach. Zarżała cicho,
próbując dodać sobie odwagi. Niestety w momencie, w którym zobaczyła zbliżającą
się do niej nieznajomą jej silna wola zniknęła. Ona ma kitere*! -
wykrzyknęła. Nie mogła dużej się powstrzymywać. Parsknęła, po czym sięgnęła w
stronę umysłu swej towarzyszki. Z zaskoczenie przyjęła, że panowała tam istna
burza. Czuła silne zbulwersowanie, którego nie potrafiło zrozumieć. Co
rozzłościło elfkę do tego stopnie, że przestała kontrolować swe emocje?
Potrząsnęła grzywą. Musiała z nią porozmawiać.
— Nora! — zawołała telepatycznie.
Ku jej
zdziwieniu Solis nie odpowiedziała od razu. Zdawało się, że w ogóle jej nie
usłyszała. Już miała odezwać ponownie, gdy usłyszała wyraźne:
— Nie
udawaj, że nie wiesz o co mi chodzisz! Doskonale zdawałaś sobie sprawę z tego,
że... Sitle? To ty? Co robisz w mojej głowie? — zapytała elfka.
Ulżyło jej.
Wiedziała, że teraz spokojnie będzie mogła wyjaśnić swej pani, co się dzieje, a
ona ją wysłucha. W końcu są jednością i będą, dopóty śmierć ich nie rozdzieli,
razem. Znały swoje myśli i pragnienia, lęki i słabości. We dwie stawały się
silne, oddzielnie czuły się słabo. I przecież tak właśnie powinno być.
Wierzchowiec i Jeździec od momentu pierwszego spotkania wiążą się ze sobą
więzią, której nie da się zniszczyć.
Klacz
odpowiedziała niemal natychmiast:
—
Nora, jakaś kobieta się do mnie zbliża! Ona trzyma w ręku kitere! Co mam
zrobić? — parsknęła przestraszona.
Ku swojemu
zdziwieniu usłyszała cichy chichot, jakby jej przyjaciółka była czymś wyraźnie
rozbawiona, a ona nie wiedział czym. Co więcej siwka nie znosiła nie mieć
zielonego pojęcia o tym, co się dzieje. To ją strasznie denerwowało. A kiedy
stawała się nerwowa trzeba było zachowywać odpowiednią odległość, by uniknąć
kopniaka czy ugryzienia. W takich momentach jej temperament dawał o sobie znać.
Zaintrygowana
zadała pierwsze pytanie, na jakie wpadła:
—
Z czego się śmiejesz? To wcale nie jest zabawne! — dodała
oburzona.
Odpowiedź
przyszła niemal natychmiast:
—
Przepraszam, wiem, że to nie jest śmieszne. A co do tej nieznajomej, to jest
Ariata, moja dawna przyjaciółka, przyszła żeby zabrać cię do stajni. Nastąpiły
małe zmiany i moja tożsamość się wydała, stwierdziłam więc, że nie ma powodu
żebyś została poza murami, dlatego ją po ciebie posłałam. Jeszcze raz cię
przeprosić, po prostu z tego wszystkiego zapomniałam ci przekazać — ton elfki
wskazywał na to, że ona naprawdę tego żałuje.
Sitle zarżała
pojednawczo, po czym, życząc jej powodzenia, wycofała się z powrotem do swego
umysłu. Nieznajoma, którą przysłała jej Jeźdźczyni, znajdowała się niecałe
dwadzieścia metrów od niej. Po krótkiej chwili uniosła głowę i ruszyła
nieśpiesznym stępem w stronę kobiety, która się zatrzymała.
— Spokojnie, nie masz się czego bać. Nie zrobię ci krzywdy, Sitle —
przemówiła łagodnie, a ona spojrzała na nią jakby chciała się zapytać „Kpisz
sobie ze mnie? Czy ja wyglądam ci na przestraszoną?”.
Ariata rzuciła jej wesołe spojrzenie i odparła:
— Przepraszam jeśli cię uraziłam, moja droga.
Klacz potrząsnęła gniewnie grzywą, mówiąc tym samym „Tylko nie moja
droga!”. Nie no! Ta znajoma Nory
pozwala za dużo sobie pozwala! – prychnęła klacz. Co ona sobie wyobraża?
Że jestem jakimś pierwszym lepszym koniem, który pozwoli sobie na takie
traktowanie? Jeśli tak zdecydowanie się myli! – stwierdziła zirytowana,
tupiąc przy tym kopytem o ziemię.
— Już dobrze, już dobrze. Przepraszam, że cię rozgniewałam — rzekła
elfka, wyciągając przed siebie ręce.
Siwka zarżała na znak, że wybacza. „Następnym razem bardziej się pilnuj”
mówiło jej spojrzenie. Złotowłosa roześmiała się, uśmiechając się pojednawczo.
— Wątpię, że dasz się uwiązać? — spytała, a Sitle, gdyby mogła z
pewnością przewróciłaby oczami. Tylko Nora miała taki przywilej! — Wybacz, musiałam
spytać. Zapewne ucieszy cię wiadomość, że wkrótce zobaczysz się z Norą —
kobieta posłała jej kolejny uśmiech i zapytała: — Gotowa? W takim razie chodźmy — rzekła, odwracając się
i ruszając w stronę miasta.
Czarnooka podążyła za nią, nie mogąc się doczekać spotkania z przyjaciółką.
Ciche pukanie do drzwi obudziło, drzemiącą dziewczynkę. Kruk spojrzała
w tamtą stronę, zastanawiając się kto może coś od niej chcieć. Miała już zamiar
się odezwać, gdy usłyszała znajomy głos:
— Anita, mogę wejść? — spytała Nora.
Rudowłosa uśmiechnęła się, przecierając oczy i odpowiadając:
— Jasne, chodź.
Drewniane wrota otworzyły się, ukazując stojącą za nimi białowłosą
elfkę. Odkąd wyszło na jaw kim tak naprawdę jest jej opiekunka, luxlupuska, nie
miała żadnej okazji by się z nią zobaczyć. Solis zażądała spotkania z matką, a
ją odprowadzono do komnaty, w której znajdowała się obecnie. Co jakiś czas ktoś
do niej zaglądał, pytając się czy niczego jej nie potrzeba, ale wszelkie
pytania o jej towarzyszkę były zbywane. W końcu, znudzona czekaniem, usnęła.
Mała przyjrzała się uważnie
Norze. W pierwszej chwili musiała
przyznać, że bez typowo myśliwskiego stroju i związanych w kitkę włosów z
trudem ją rozpoznała. Nigdy wcześniej nie widziała, by nosiła spódnicę, a co
dopiero sukienki! Teraz jednak, bursztynooka, ubrana była w długą błękitną
suknię, którą w pasie ozdobiono perłami i szmaragdami. Na prawej dłoni
znajdowała się bursztynowa bransoletka. Długie, wyszyte złotą nicią, rękawy
miały rozcięcia sięgające do łokcia. Zwyczajne skórzane buty zostały zastąpione
niebieskimi pantoflami. Mimo zmian w ubiorze, to jednak fryzura robiła
największe wrażenie. Na głowie miała wianek z różnobarwnych morskich kwiatów
najróżniejszych kolorów i rozmiarów. W falowane włosy powplatano rubiny,
ametysty, szafiry, bursztyny i topazy.
— Tak, wiem, wyglądam dziwnie, ale to nie moja wina, że Siofra złapała
mnie w swoje sidła — odezwała się z rozbawieniem kobieta, widząc jak Red
lustruje ją wzrokiem.
Dziewczynką spojrzała na nią pytającym wzrokiem, a Solis odpowiedziała
na niezadane pytanie:
— Jestem winna ci wyjaśnienia, mogę usiąść? — spytała, a gdy Anita przytaknęła,
zamknęła drzwi i podeszła siadając na łóżku. Milczała przez chwilę, aż w końcu
znowu się odezwała: — Chyba powinnam zacząć od początku… Wszystko zaczęło się dwadzieścia lat temu, gdy…
__________________
*Kitere – przyrząd służący kłusownikom do łapania dzikich koni. Jeśli
wierzchowce próbują uciec, sprawia im wielki ból.
Nie zabijać! W końcu udało mi się skończyć ten rozdział xD. Przez brak internetu nie mogłam tego zrobić wcześniej. Poza tym, dopiero dzisiaj złapała mnie wena. I jak? Podoba Wam się? Muszę podziękować za wszystkie Wasze komentarze, bo to one karmią mą wenę i sprawiają, że wiem, iż mam dla kogo pisać. Dziękuję!
A teraz mały szantażyk. Napiszę połowę rozdziału, a drugą dopiszę dopiero jak zobaczę pod tym rozdziałem osiem komentarzy. Tak, wiem, wredna jestem, ale cóż...
Buźki!
Idril