27 listopada 2013

Rozdział 1

Czekał. Był cierpliwy jak na Umarłego przystało. Nigdy nie robił rzeczy nieprzemyślanych. Nie mógł sobie na to pozwolić. Każdy błąd, mimo iż bitwa się jeszcze nie zaczęła, przechylał szalę zwycięstwa na stronę wroga, a temu starał się ze wszystkich sił zapobiec. Wiedział, o co i dlaczego walczy. Tak jak reszta jego ludu ufał, że to właśnie Thorn da im to, czego pragnęli – wolność i akceptację. On, tak jak i oni, był wygnańcem, dlatego że nie akceptował tego, co się działo na ich pięknym kontynencie. Thorn nie potrafił zaakceptować tego, co jego lud zaczął robić z innymi istotami, które zamieszkują  Lux ex Saltus. A oni, Umarli, poparli go bez najmniejszego zastanowienia. Mieli dość opinii morderców, którymi zresztą nie byli.
Usłyszawszy dźwięk opadającej liny, podniósł gwałtownie głowę. Na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech, gdy ujrzał wątłą postać dwunastoletniej dziewczynki, która stanęła na parapecie i skoczyła w dół.  Cóż, trzeba przyznać, że pomysłów jej nie brakuje – przyznał w myślach mężczyzna. Mnie jednak nie ma szans przechytrzyć dodał. W przeciwieństwie do jej strażników ja obserwowałem ją dostatecznie długo, by wiedzieć, że prędzej czy później wywinie coś w tym stylu.
– Te całe straże nawet nie przypuszczają, jak sprytna i bystra jest ta mała. Już dawno powinni byli obstawić okna, ale nie. Skoro wcześniej tędy nie uciekała, to na to nie wpadnie. Ech, świetliści stają się  coraz bardziej aroganccy – westchnął cicho, przewracając z politowaniem oczami. 
Patrzył cierpliwie, jak dziewczyna skierowała się w stronę lasu. Prychnął cicho. Doprawdy może i to jeszcze szczeniak, ale powinna wiedzieć, że do lasu w pełnie się nie zapuszcza, chyba że chce się zostać  przekąską – warknął zirytowany w myślach. Jako Umarły potrafił wyczuć emocje wszelkich istot, które nie potrafiły bronić swojego umysłu, co spowodowało, że mógł czytać z niej, jak z otwartej księgi. Kiedyś każda szanująca się rodzina świetlistych uczyła swe dzieci ochrony umysłu, a teraz? Wystarczy, że jakaś potężniejsza istota włamie się do mózgu młodego i co? Będzie wiedziała wszystko, czego zapragnie o nim i o jego bliskich. Zresztą dorosłych też to się tyczy. Doprawdy ta rasa staje się coraz bardziej arogancka, co może doprowadzić do jej zguby. Ciekawe jak długo ,,słabsi'' będą to znosić? – syknął. Spojrzał wymownie na niebo, wyczuwając jej podniecenie i chęć ucieczki. Wiedział, że brak kontroli nad emocjami i myślami może zgubić nawet najpotężniejszego świetlistego. Domyślał się, jak bardzo dwunastolatka pragnęła zaznać wolności, która nie była jej dana. Westchnął, czując pewność siebie, którą dziewczynka emanowała. Dziwiło go to, że na pozór spokojna i uległa może być równocześnie tak odważna, by zapuścić się samotnie do Lasu Nerde, zwanego również Lasem Potworów, choć prawdopodobnie o drugiej nazwie mała nie wiedziała. Zresztą wątpił, by osoba pokroju Nicol Rey, a raczej Nikol Kruk, powiedziała cokolwiek swemu dziecku o tym, że tuż obok jest las zamieszkiwany przez Ni. Na jego twarzy zagościła irytacja, gdy usłyszał niedorzeczną myśl dziewczynki, jakoby wampiry chciały ją zabić. Co Nikol naopowiadała tej córce? – spytał samego siebie. Kręcąc głową ruszył za nią.
Czuł, jak jej podniecenie zamienia się w strach. Jako że należał do Bractwa potrafił wiele rzeczy, których przeciętne wampiry nie mogły i nie umiały robić. Jedną z nich, i zdecydowanie najtrudniejszą, było Pamam. Dzięki tej umiejętności próbował wpłynąć na dziewczynę i sprawić, by się uspokoiła. 
– Tylko spanikowanego szczeniaka mi tu potrzeba – westchnął odrobinę za głośno.
Usłyszał, jak jego ,,podopieczna" wciąga głośno powietrze. Zorientowała się, że jest śledzona, a mężczyźnie przeszło przez myśl, by wycofać się na taką odległość, z której dziewczyna nie zorientuje się, iż w dalszym ciągu za nią podąża. Nie, jeśli spuszczę ją z oczu, kto wie, co może dopaść ją w Lesie Potworów? – spytał się w myślach.  Szedł tym samym tempem, co ona, gdy zaś zmieniła prędkość marszu, również przyśpieszył. Jej myśli zaczęły być coraz bardziej chaotyczne, co nie spodobało się wampirowi, gdyż miał już nieraz do czynienia z rozhisteryzowanymi dzieciakami. A młoda była zdecydowanie przerażona. Spiął się, gdy dwunastolatka rzuciła się do biegu. No to klops – syknął. Oczywiście musiała coś odwalić akurat tak blisko Ostoi! Przyśpieszył tak, by znajdować się nie dalej niż dwadzieścia metrów za nią. Ta odległość była bezpieczna. Oczywiście, gdyby tylko chciał, mógłby ją wyprzedzić i złapać, ale rozkazy, które dostał, były jasne. Nie mógł zrobić jej krzywdy. Miał ją ochraniać i strzec.
Zaklął w myślach, gdy jego wzrok zobaczył zarysy Ostoi Podróżnych, miejsca, z którego można było udać się w każdy zakątek Lux ex Saltus. Dosłownie każdy. Trwożąc się, że dziewczyna wpadnie do Jeziora Podróżnych, przyśpieszył, zmniejszając dystans między nimi o połowę.  Miał jednak inną przyczynę swych obaw. Wiedział, a wręczy wyczuwał, że w tym miejscu jest Ona. To właśnie tego, że mógłby Ją spotkać bał się najbardziej. Nie miał pojęcia, jak na niego zareaguje. Nie wiedział, a tego, czego nie potrafił przewidzieć, bał się najbardziej.
Odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna upadła. Może uda mi się ją odurzyć, a potem odnieść do komnaty? I wtedy usłyszał jej myśli. Myśli, w których błagała Boga, by nie był Umarłym. Modliła się, by nie okazał się być jednym z tych potworów, o których mówili jej rodzice. W jego sercu zakwitła wściekłość. Uspokój się Lis, nie możesz wybuchnąć. Musisz się opanować – powtarzał sobie w myślach. Jednak nienawiść, którą żywił do Kamila i do jej matki – tej, która zdradziła jego lud, udawała, że pragnie im pomóc, a potem wbiła nóż w serce ich przywódcy – powróciła. Stanął kilka metrów przed dzieciakiem, który obrócił się na plecy. Patrzyła na niego przerażona, a potem zaczęła się rozglądać. Spróbował ją uspokoić, wiedział, że złamie wtedy rozkaz, ale nie mógł pozwolić, by zrobiła to, co przypuszczał, że chce zrobić. Tknięty przeczuciem, spojrzał jej w oczy.
W jego oczach pojawiło się przerażenie. Nie mógł dopuścić do tego, by dziewczyna weszła do Jeziora. Jego serce przyśpieszyło. Ruszył w kierunku córki Nikoli, jednak było już za późno. Ciało szczeniaka znalazło się w wodzie i zaczęło opadać na dno.
— Cholera jasna! — warknął z furią. — Coś ty najlepszego narobiła, dziewucho? — spytał, patrząc w nieruchomą toń wody.
Westchnął cicho i podszedł do Jeziora. Wściekłość, którą zdążyły obudzić myśli dziewczyny, zaczęła się wzmacniać. Wziął głęboki oddech, starając się uspokoić. Nie mógł pozwolić, by złość i nienawiść zapanowały nad nim. Wiedział, co działo się z tymi nieszczęśnikami, którzy nie potrafili się kontrolować. Patrzył na Jezioro z obrzydzeniem, które przybrało na mocy, gdy uświadomił sobie, co musi zrobić. Nienawidził tego. Może nie samej przyczyny tego, co się stanie, ale tego, co miał robić. Odkąd Nicol ich zdradziła, używał magii jedynie w skrajnych przypadkach. Wiedział jednak, że teraz nastąpił jeden z takich momentów. Musiał odnaleźć dziewczynkę, inaczej może zginąć. Kucnął, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. Poczuł, jakby prąd przeszedł przez jego rękę aż do palców, w których skupił energię. Drugą kończyną wyjął zwitek pergaminu z kieszeni swej kurtki. Zamknął oczy i wyszeptał:
Ubi visitabo Anita Kruk.
Szybko zacisnął obie dłonie na kartce, powtarzając w myślach słowa. Nie zważał na to, że ciało zaczynało go boleć. Nie brał pod uwagę tego, że mięśnie zaczynały dostawać paraliżu. Ból się nie liczył. Wiedział, że wkrótce cierpienie zniknie, a zastąpi je przyjemność. Coś, czego obawiał się najbardziej. Nie mógł zapomnieć, że, jeśli pozwoli się sobie zatracić w tym uczuciu, zginie. Umrze, choć podobno jego rasa jest nieśmiertelna, lub, co gorsza, stanie się potworem używającym czarnej mocy. Czegoś, czego nienawidził. Wzdrygnął się, czując, jak energia przepływa przez jego ciało. Nie rozumiał, jak niektóre istoty mogą uwielbiać to uczucie. Dla niego było to coś, na co godził się jedynie, gdy istniała taka konieczność. W żadnej innej sytuacji. Gdyby nie musiał, nie używałby magii.  Nie to, że jej nienawidził, nie gardził nią. On po prostu ją szanował. Wiedział, że jest darem i starał się wykorzystywać ją jedynie w razie potrzeby.
Westchnął, gdy proces się zakończył. Otworzył oczy, a jego wzrok padł na kartkę, na której pojawiły się wampirze runy. Rozszerzył oczy, a potem pokręcił głową ze zdumienia. Nie ma co mała, przenieść się na drugi koniec kontynentu zamiast do domu? Tobie musiało naprawdę zależeć na wolności pomyślał.
Wstał powoli, a potem skierował się w stronę gospody. Po paru krokach zatrzymał się, patrząc na dom, w którym płonął kominek. I wtedy – po raz pierwszy od dwudziestu lat, od czasu, gdy poznał Nikol i postanowił przyłączyć się do Thorna – zobaczył Ją. Jej smukłą postać w oknie, gdy przechodziła, prawdopodobnie, do jadalni. Zacisnął dłonie w pięści. Drżał. Trwoga wkradała się w jego serce. Nie miał pojęcia, co ma zrobić. Jak na mnie zareaguje? - spytał sam siebie. Nie potrafił, a raczej nie chciał sobie tego wyobrazić. Dobra, nie panikuj. Walczyłeś z chordami Zmarłych, a boisz się wejść do gospody? - powtarzał sobie w myślach. Wziął głęboki oddech i ruszył, starając się, by jego kroki były niesłyszalne. Oddychał, starając się uspokoić, aż w końcu, po kilku sekundach, dotarł do drzwi. Zapukał i czekał.
Sekundy zaczęły zmieniać się w minuty, a minuty zdawały ciągnąć się wiekami. Słyszał kroki zbliżające się do ganku i myśli, kto taki przypałętał się tu w środku nocy. Przygryzł wargę, gdy usłyszał szczęk zamka. Wrota otworzyły się, ukazując szczupłą, brązowowłosą kobietę o smolistych oczach. Spojrzała w jego twarz i wykrzyknęła ze zdumieniem oraz przerażeniem:
— Lis!
* * *
Czarny wąż, który oplatał gałąź hebanowego drzewa, wpatrywał się intensywnie w środek Énerem Lúmen. Komuś mogłoby się wydać to kompletnym przypadkiem, jednak Wtajemniczeni wiedzieli, co to oznaczało. Ktoś złamał Kodeks Podróżnych. A wymienione wcześniej zwierzę było Anguragerem. Jednym ze Strażników Ostoi. Owy Angurager odebrał sygnał i wiedział, że nie ma prawa go zignorować. Sygnały zawsze, nawet, gdy były mylne, stawiały jego rasę na baczności. Wszędzie tam, gdzie znajdowały się Zwierciadła Dusz, tam była jego rasa. Rozsypana w czternastu miejscach Lux ex Saltus, z dala od Diam. Z dala od domu, pilnując, by ci, którzy świadomie lub nie złamali Kodeks uszli z życiem, a jeśli stwarzali zagrożenie, zostali dostarczeni do Atviato. Miejsca, gdzie mieli zostać osądzeni i skazani, bądź uniewinnieni.  Niestety, jedynie nieliczni potrafili przejść przez Zwierciadło Dusz i nie zginąć. Tym, co niepokoiło węża było również to, że sygnał nie był poprzedzony wiadomością z którejkolwiek z trzech Ostoj. Takie podróże nie były rzadkością, jednak osoba, która teraz zbliżała się do Rajskiego Stepu - miejsca położenia Czwartego Zwierciadła Dusz - z pewnością nie była przygotowana na to, co miało się stać. Nawet doświadczeni podróżnicy mieli z tym problemy, a co dopiero przypadkowa osoba, którą prawdopodobnie był nieoczekiwany gość.
Widząc, że na tafli Zwierciadła Dusz pojawiło się złote światło Angurager, syknął przeciągle. Zrzucił swoje cielsko z gałęzi drzewa, a spadając przemienił się w mężczyznę. Upadł na zgięte kolana i wyprostował się dumnie. Jego czarne, długie włosy opadały mu na ramiona, oczy koloru ziemi miał zaś utkwione  w świetle. Zadrżał mimowolnie. Już w tej chwili wyczuwał, że osoba, którą za chwilę miał odebrać, była niezwykle potężna. Czuł jej aurę, w której była potęga. Pokręcił głową zaniepokojony tym, kim mógł okazać się przybysz. Im bardziej zbliżał się moment Odebrania, tym bardziej zaczynał się spinać. Aura przybysza była mu dziwnie znajoma. Co wcale mu się nie spodobało.  Nie to nie może być on – szepnął w myślach. Wziął głęboki oddech, ruszając do przodu. Cały czas wpatrywał się w taflę Zwierciadła, a im bardziej jaśniała złotym światłem, jego ogarniał spokój. Takie było jej działanie.  Światło miało uspokajać Anguragerów, by, gdy nadejdzie czas, poprawnie wykonali swe zadanie. Wziął głęboki oddech, a jego prawa ręka wystrzeliła w kierunku lustra.  Zamknął oczy, czując jak przyjemny dreszcz przebiega przez jego ciało, aż po czubki palców u prawej dłoni. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, związany z wzbierającą w nim magią. Czując, że nadszedł czas, zaczął mówić:
— Na wezwanie, które mnie tu przywiodło, dla pamięci tych, którzy polegli, by móc tego dokonać. Dla pamięci tych, którzy zginęli przechodząc przez Podróżne Wrota. Ku czci tych, których Anguragerowie zapomnieć nie mogą, niech Wrota otworzą się i przepuszczą przybysza! Magia aperta Porta! — Jego głos przemienił się w krzyk.
Uśmiechnął się czując ból, który przeszył jego ciało. Nie bał się. Wiedział, że nie ma czego, że to wkrótce minie. Westchnął cicho, gdy przebiegł przez nie dreszcz rozkoszy. To było coś, co działo na jego rasę mocniej niż na inne. Jego lud został w większości wybity, co spowodowało, iż musieli się bronić. Magia działała na nich inaczej niż na inne istoty. Mógł jej nienawidzić, ale nie mógł się od niej uwolnić.
Otworzył oczy, wyciągając przed siebie ręce i zaczął zbliżać się do Zwierciadła Dusz. Gdy pojawiła się w nim delikatna, dziewczęca twarzy sapnął ze zdumienia, a potem dotknął tafli. Nieprzytomna luxlupuska wylądowała wprost na jego ramiona. Pokręcił ze zdumieniem głową, nie mógł uwierzyć w to, kogo widzi. 
— Nie, to nie możliwe. Ona i jej dziecko zginęli, zamordowały ich cienie — wyszeptał cicho.
Ale przecież ją widzisz. Trzymasz ją na rękach, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy uratowałeś jej życie. Powiedz mi, czy ktokolwiek inny poza nią mógłby tak wyglądać? Pomyśl, czyż to nie jest jej młodsze wcielenie, które powróciło, by wspierać Sprawę? — szeptał głos w jego głowie. On zaś wpatrywał się oczarowany w twarz wyglądającej tak niewinnie, a zarazem niezwykle potężnej, rudowłosej dziewczynki. Trwał tak, aż poczuł na ucisk na swoim ramieniu. Potrząsnął głową i spojrzał na sokoła, który zacisnął szpony na jego ubraniach.
— Ona jest ranna Angusie! — odezwał się w głowie mężczyzny głos sokoła.
Wzrok mężczyzny podążył za wzrokiem ptaka i dotarł do głębokiej rany na nodze dziewczyny. Angus zaklął cicho. Znał się na medycynie i uzdrowicielstwie lepiej od większości istot. Wiedział, co powodowało taką ranę i widząc ją, musiał powstrzymywać się z całej siły, by nie wybuchnąć z wściekłości. Po raz kolejny te wstrętne bestie zaatakowały. Trzeba zwołać radę — postanowił. Wziął głęboki oddech na uspokojenie i zagwizdał głośno. Czekał. Jedynie to mu pozostało. I wtedy poczuł delikatne muśnięcie jego umysłu.
— Aegirze muszę dostarczyć do siedziby Drydales ranną dziewczynkę, która przeszła przez Zwierciadło Dusz. Została zraniona po drodze przez Ni. Przybądź proszę — szepnął, muskając świadomość swojego kompana podroży.
Czekał, bo wiedział, że nic więcej zrobić nie może. Nie wiedział, gdzie był Aegir ani czy stawi się na jego wezwanie. Przed dwoma latami podjął świadomą decyzję, mianując swego przyjaciela wolnym, co dawało mu prawo odmówienia stawienia się przed nim. Przez krótką chwilę Angusa ogarnął niepokój, jednak częściowo minął, gdy usłyszał krótką odpowiedź w swej głowie:
— Przybędę.
Westchnął, patrząc na dziewczynkę, którą trzymał w ramionach. Tak bardzo przypominała mu Utraconą, a jednak zdawał sobie sprawę, że to nie może być ona. Utracona zmarła, bo nikt nie potrafił leczyć ran zadawanych przez Pana Cieni. Patrząc na dziewczynkę czuł promieniującą od niej siłę, jednak rana, która została jej zadana, mogła zabić każdego. Wiedział, że jedynie Piękny Lud będzie w stanie jej pomóc. Warknął z frustracji w myślach. Najbliższe elfie siedziby były oddalone o sześćdziesiąt kilometrów od miejsca, w którym się znajdowali. Dziewczyna umrze, nim zdążymy się do nich dostać. A po drodze mieszka jedynie… Po drodze mieszkała jedynie OnaNie, nie mogę się u Niej pokazać. Ona mnie nienawidzi. Nie pomoże dziewczynie.
— Angusie, jeśli tego nie zrobisz ta mała zginie, a ty będziesz ją miał na sumieniu. Dryadalis pomoże jej. Bez względu na ciebie. Zrozum to  — rzekł do niego sokół.
Mężczyzna spojrzał w oczy swojego przyjaciela, a potem westchnął cicho. 
— Metisie, zrozum... — zaczął.
— Angusie, rozumiem. Wiem, co czujesz, ale to jest jedyny słuszny wybór, chyba że chcesz, by ona zginęła. Poza tym wiesz dobrze, że Dryadalis nigdy nie odmówi uleczenia dziecka, zwłaszcza dziecka, które jest tak bardzo podobne do Utraconej — przerwał mu sokół.
Angus spuścił wzrok. Bał się spotkania z Nią, ale wiedział, że to jedyne wyjście. Jedyne słuszne wyjście. Nie mógł narażać życia małej, próbując dotrzeć na czas do elfich siedzib. Spojrzał na sokoła i powiedział cicho, prawie że niesłyszalnie:
— Metisie wyrusz do… — Jego głos załamał się na chwilę. — Wyrusz do Nory i oznajmi jej, że przybędę z ranną dziewczynką. — Wziął głęboki oddech i kontynuował: — Powiedz jej, że zranili ją Ni. Dodaj, że, gdy tylko ją dostarczę, zniknę i nie będę jej już niepokoić. Jeśli nie da się przekonać, powiedz jej, żeby zrobiła to na wzgląd przy… — Przerwał na krótką chwilę, ale zaraz potem Angus dodał:  — Na wzgląd, przy-przyjaźni, która nas kiedyś łączyła.
Ptak skinął główką i rozpostarł skrzydła, wzbijając się w powietrze. Angus patrzył przez chwilę na odlatującego ptaka, a potem ruszył jego śladem, rozmyślając, czy Nora zdecyduje się przyjąć tą dziewczynkę, gdy usłyszał głos Metisa:
— Nie trap się Angusie, Dryadalis zna swoje obowiązki, przyjmie ją i nie będzie patrzeć no to, co się między wami wydarzyło.
Szedł powoli, niepewny słów swego przyjaciela. Znał sokoła odkąd tamten był pisklęciem, które uratował z paszczy młodego bazyliszka. Od tamtego czasu opiekował się z nim, aż w końcu połączyła ich więź, która pozwalała im słyszeć swoje myśli. Mimo tego Angus nie potrafił mu w tej sprawie zaufać. Pamiętał, co poróżniło ich z Norą. Westchnął głośno. Może powinienem jednak zaufać Metisowi?  Nora nie potrafi odmówić pomocy. Uleczy ją – jeśli nie ze względu na mnie, to na to, że dziewczyna może zginąć – stwierdził z uporem.
Spiął się, słysząc, że ktoś zbliża się do miejsca, w którym był. Z ranną i nieprzytomną dziewczyną na rękach z pewnością nie mógł walczyć. Zaczął obmyślać plan ucieczki, gdy usłyszał wyraźne końskie rżenie. Przełknął ślinę, bojąc się, że mogą być to jedni z bandytów zamieszkujących Pustkowia. Niepewnie spytał w myślach:
— Aegirze, to ty?
Nie dostawszy odpowiedzi, mężczyzna ponowił pytanie. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zdenerwowany, przerzucił dziewczynkę przez swoje ramię i zaczął sięgać po miecz, gdy na ścieżkę wpadł kary ogier. Odetchnął z ulgą, a potem warknął głośno:
— To wcale nie było śmieszne, Aegirze!
Powiedzieć, że był wściekły na swojego wierzchowca, to jak nic nie powiedzieć. Miał ochotę nadrzeć się na niego, wiedział jednak, że to nic nie da. Aegir zarżał cicho na przeprosiny, wlepiając w niego swoje ciemne brązowe oczy, a Angus uśmiechnął się do niego, mimo iż sytuacja, w której się znaleźli, była poważna. Podszedł do ogiera, a potem położył dziewczynę na jego grzbiecie. Sam zaś wskoczył za nią, na plecy swego towarzysza, a potem ułożył rudowłosą tak, by był pewnym, że nie spadnie. Ścisnął boki Aegira łydkami, a ten ruszył przed siebie, dobrze znaną mu ścieżką.
* * *
— No już, nie bój się maleństwo. Wszystko będzie dobrze — odezwała się ciepłym głosem białowłosa kobieta.
Spojrzała czułym wzrokiem na wierzgającą się małą sarnę. Westchnęła cicho, wiedząc, co koźlątko musi czuć. Rana, której nabawiła się jej mała pacjentka była bardzo poważna. Dziękowała w myślach, że znalazła się we właściwym miejscu o właściwym czasie, bo atak Ni mógł skończyć się zarówno dla jej pacjentki, jaki dla reszty koźląt oraz ich matki tragicznie. Westchnęła głośno i obdarzyła małą ciepłym uśmiechem.
— Został mi jeszcze do zrobienia okład z aloesu, który przyśpieszy gojenie rany, a potem cię położymy maleńka. Dobrze? — spytała.
Koźlę skinęło łebkiem, a kobieta uśmiechnęła się szerzej. Cieszyła się, że mała jej zaufała. Leczenie, zarówno zwierząt, jak i ludzi sprawiało jej przyjemność. Dawało poczucie tego, że przyczynia się do szerzenia dobra. Odwróciła się od niej i skierowała w kierunku szafki, której przechowywała maści wspomagające gojenie ran. Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze piętnaście lat temu, że wyląduję tutaj, jako uzdrowicielka, wyśmiałabym go – pomyślała, sięgając po miseczkę z miąższem aloesu. Trzymając ją w obu dłoniach, wróciła do sarenki. Stawiając naczynie na stole, zaczerpnęła palcami maść i delikatnie dotknęła zranionej nogi zwierzęcia. Czuła, jak stworzenie wzdryga się pod wpływem bólu. Przygryzła wargę, a potem zaczęła powoli zataczać kółka na zranionej skórze koźlęcia zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Na jej twarzy zakwitł delikatny uśmiech, gdy małe stworzenie zaczęło się rozluźniać. Nauczyła się tego parę lat wcześniej od pewnego handlarza koni, który świetnie znał się na tych zwierzętach. Już po kilku miesiącach zaczęła stosować to na innych stworzeniach, co przynosiło pożądane rezultaty. Gdy skończyła rozsmarowywać maść, sięgnęła po bandaż i powiedziała do koźlęcia:
— Jeszcze tylko bandaż i będziesz mogła odpocząć.
Bandażując nogę zranionego zwierzęcia, westchnęła. Po raz kolejny tego dnia ogarnęło ją dziwne uczucie. Czuła jak niepokój powoli zaczyna ogarniać jej serce, które nagle przyśpieszyło swego bicia. Zagryzła wargę. Nie znała przyczyny stanu, w którym się znajdowała od samego rana. Ostatni raz czułam się tak, gdy Angu… Nie! Nie myśl o nim głupia! On to przeszłość, tak samo, jak to, kim kiedyś byłaś. Po prostu zapomnij… Ale jak? Czemu nie potrafię o nim zapomnieć? Ja… Pokręciła rozpaczliwie głową, próbując odgonić natrętne myśli, które próbowały ogarnąć jej umysł. Myśli, które mogłyby przywołać przeszłość.
—Nie… — szepnęła rozpaczliwie.
Zacisnęła dłonie na bandażu, starając się walczyć z wspomnieniami, które zdawały się przycisnąć ją do muru. Zmiażdżyć i zniszczyć. Wstrzyknąć jad w jej serce. Łzy spłynęły po jej policzkach, gdy przed oczami kobiety przelatywały strzępki tego, co miało kiedyś miejsce. W jednym momencie patrzyła na roześmianą Drużynę Światła, a w drugim widziała, jak strzała przebija serce Eriana.
— Błagam, nie… — w jej głosie była rozpacz.
Kręciła głową, pragnąc, by to się w końcu skończyło. Bała się. Niepokój wkradł się w jej serce, sprawiając, że czuła się, jakby traciła zmysły. Starała się opanować, ale nie potrafiła. Czuła, jak niewidzialni przeciwnicy skradają się do niej z tyłu, próbując ją zabić, podczas, gdy ona nie mogła nic zrobić. Nic więc dziwnego, że gdy poczuła delikatne muśnięcie swej dłoni, podskoczyła krzycząc cicho. Spojrzała wielkimi oczami na małą sarnę, o której obecności zapomniała.
— Ach, to ty maleńka! — powiedziała z ulgą. — Przepraszam cię za moje zachowanie, ale coś mi się przypomniało — rzekła cicho.
Wiedziała, że mała pacjentka nie zrozumie tego, co się z nią stało, więc nie wnikała w szczegóły. Nie skłamała. Po prostu nie powiedziała wszystkiego. Zresztą sama nie wiedziała, co się z nią działo.
Zmusiła się do słabego uśmiechu, a potem zawiązała bandaż i  powiedziała do koźlęcia:
— Już przenoszę cię do sąsiedniego pokoju, a zaraz potem wpuszczę twoją rodzinę, dobrze?
Sarenka pokiwała ochoczo główką.
— Uwaga! — rzekła i podniosła zwierzę, które na początku poruszyło się niespokojnie, ale już po chwili ułożyło wygodniej w rękach kobiety.
Ruszyła spokojnym krokiem do sali, w której przebywali jej chorzy podopieczni. Przekraczając próg pomieszczenia poczuła znajome uczucie. Nie! Nie tym razem – warknęła w myślach.  Odetchnęła z ulgą, czując, że to coś wycofuje się. Chociaż to jedno mi się dziś udało – stwierdziła ironicznie. Podeszła do posłania z siania i ułożyła na nim sarnę.
— Już idę po twoją mamę i rodzeństwo — powiedziała ciepłym tonem, a potem zwróciła się w stronę drzwi i je otworzyła.
— Z małą jest już dobrze. Co prawda będzie potrzebowała kilku dni odpoczynku, ale wyzdrowieje. Możecie już do niej wejść — rzuciła do dorosłej sarny i jej dwójki, pozostałych młodych, spoglądając jednocześnie w stronę okna.
Zwierzęta weszły do środka, a ona oddaliła się do poprzedniego pomieszczenia. Wychodząc z pokoju, uśmiechnęła się i zamknęła drzwi, zostawiając rodzinę samą. Westchnęła cicho, podchodząc do stołu, na którym stała maść z aloesu. Miała zamiar wziąć ją do rąk, gdy usłyszała znajomy głos w swej głowie:
— Witaj, Dryadalis.
Odwróciła się gwałtownie i spojrzała wprost w oczy białego ptaka. Wciągnęła głośno powietrze, a potem rzekła lodowatym tonem:
— Co tutaj robisz Metisie? Jeśli Angus cię tu przysłał, to powiedz mu, że nie ma, czego u mnie szukać.
Patrzyła w oczy sokoła, który nie spuszczał z niej wzroku, nawet gdy przemówił:
— Tak, Angus mnie tu przysłał, jednak sprawa jest naprawdę ważna!
Kobieta prychnęła.
 — Doprawdy? — spytała, a widząc, że skinął głową, dodała: — O jaką ważną sprawę chodzi?
Z rozbawieniem przyjęła ulgę w oczach zwierzęcia. Bawiło ją to, że ktoś taki, jak jego właściciel mógł mieć do niej jakąkolwiek ,,ważną’' sprawę po tylu latach. Jednak po chwili rozbawienie zastąpiło przerażenie. Co się ze mną dzieje? – przemknęło jej przez myśl.
— Przez Zwierciadło Dusz przeszła nieprzygotowana dziewczyna, którą po drodze zaatakowały Ni. Angus powiedział, że tylko ją dostarczy i nie będzie cię już więcej niepokoił. Stwierdził również, żebyś zrobiła to za względu na przyjaźń, która was kiedyś łączyła.
Dziewczynka zaatakowana przez Ni? Niech to diabli wezmą! – warknęła w myślach. Dobra pomogę jej, ale nie ze względu na Angusa – stwierdziła.
— Powiedz mu, że pomogę jej, ale dlatego, że kocham pomagać, a nie ze względu na niego — rzekła twardo.
— Mimo wszystko dziękuję Noro — usłyszała za sobą męski głos.
Odwróciła się, by stanąć twarzą z twarz z Angusem, który trzymał w ramionach rudowłosą dziewczynkę. Przygryzła wargę, a potem powiedziała, wskazując na łóżko stojące przy ścianie:
— Połóż ją tam, a potem odejdź. Poinformuję cię, gdy będę coś wiedziała.
Widziała w jego oczach, że się waha, kładąc dziewczynkę na łóżku. Wiedziała, że chciał jej coś powiedzieć, ale nie obchodziło jej to.
— Noro… — zaczął powoli.
— Tak? — przerwała mu ostro.
Wyczuwała jego ból, jednak nie mogła, nie chciała go pocieszać. Nie zasługiwał na to po tym, co zrobił. Choć wiedziała, że to nie przez niego nie mogła mu wybaczyć.
— Została zraniona około godzinę temu — odpowiedział, kierując się ku drzwiom.
Skinęła mu głową, ciesząc się z pozyskanej informacji. Chociaż tyle wiem – westchnęła w myślach. 
______________________________
Tatadadam! Oto i rozdział, a ja po raz kolejny łamie  przyrzeczenia. Wena mnie opuściła, więc publikuje ten rozdział. Mam na razie napisane zaledwie 17stron! Muszę się sprężyć, więc zanim nie napiszę do 7rozdziału teraz naprawdę nie będę publikować! Proszę o komentarze, a i w zakładce Liebster Blog Award pojawiły się odpowiedzi na dwie nominacje. Oficjalnie więcej w takich zabawach udziału nie biorę.
Trzymka!
Idril

24 komentarze:

  1. Super. Czekam na ciąg dalszy. Śliczny szablon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie http://prosto-z-hogwartu.blogspot.com/

      Usuń
  2. Kobieto!!! Jak ty to robisz,że uwielbiam twojego bloga? Naprawdę... Czekam na nowy rozdział<3 I jeszcze jedno: Rozdział przepiękny fenomenalny!!!
    Pozdro Biszkopcik<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Bardzo oryginalny wygląd i piękny szablon. Fajnie się czyta.
    Obserwuję, liczę na rewanż:
    amimitte.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak , ja również się z tym zgodzę , świetne tło . I przede wszystkim opowiadanie , takie oryginalne ;> Zazwyczaj to pisze się o miłości itp. Cudowny rozdział , czekam na więcej ! Bardzo szybko się czyta ;) http://depression10.pinger.pl/ obserwuję i liczę na rewanż .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do szablonu... Hi hi... Bully jest genialną szabloniarką, nieprawdaż? Miłości u dwójki głównych bohaterów raczej nie znajdziesz, co najwyżej przyjaźń, czy relacje brat - siostra. Może pojawi się delikatne wspomnienie o miłości, którejś z postaci, ale to jest narazie wątpliwe :)
      Dzięki za komentarz.

      Usuń
  5. Super piszesz. Podoba mi się tło.
    Dałam obserwacje teraz liczę na rewanżyk! <3
    http://opinie-telefonow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wygląd wparawia taki ciemny anstrój, bardzo się cieszę, ze mnie zaobserwowałaś, ja rowniez obserwuje, podoba mi sie TU ♥
    zabieramy sie za czytanie od poczatku ;)
    Pozdrawiam
    Styl Bycia

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak na rozdział pierwszy to jest Świetne... Jak dla mnie brak wad!
    http://mzmzycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć!!! U mnie na http://love-and-life-and.blogspot.com/ nowy rozdział!!! Serdecznie zapraszam!
    Pozdro Biszkopcik^^
    P.S Kiedy nowa notka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak skończę pisać rozdział drugi to Ci go wyślę, bo się zacięłam na kluczowym momencie, który - a co tam, zaspoileruje - wyjaśni dlaczego rasę Anity nazywa się też wilkami i dlaczego Lis wspomniał, że dziewczyna jest jeszcze szczeniakiem xD. Potrzebuję pomocy, więc mogłabyś mi podać jakieś piosenki o:
      -samotności
      -rozpaczy
      - wściekłości
      - bólu
      lub
      takie, które dają nadzieję?
      Bardzo byś mi pomogła :)
      Pozdrawiam
      Idril

      Usuń
    2. Jak coś znajdę to ci podam :*
      Pozdro Biszkopcik^^

      Usuń
    3. Hejka!!! Wejdź na pocztę! Trochę mało piosenek znalazłam, ale zawsze lepsze to niż nic!
      Pozdro Biszkopcik^^

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam bardzo... Że what?
      Nie odpowiadam za to, że pewna osoba chce mi zniszczyć opinię, a tym bardziej nie mam zamiaru odpowiadać więcej na komentarze tego typu. Skoro uważasz, że to ja to powiedz mi, jak nazywa się moje konto na zapytaj, które owszem posiadam od 2012 roku, bodajże. Wątpię żebyś znał/a tą odpowiedź, ale mogę zapewnić, że mam jedynie jedno konto na tamtym portalu.
      Żegnam
      Idril

      Usuń
  10. Blog nudny posty długie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jak cos ci się nie podoba to nie mówisz tego czytać, nie? Może miałbyś/miałabyś tyle odwagi, żeby przeszła na swoje konto, o ile je masz, a nie siedzisz na anonimku? Zastanów się a potem pisz, ok?
      Pozdro Biszkopcik^^

      Usuń
  11. Fajne. Ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  12. Osobiście nie przepadam za tego typu lekturą. ;)
    Ale + za pomysł i chęci, jedyny błąd to mała ilość opisów, trudno sobie wyobrazić świat przedstawiony w rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. Siemka, a co się stało? Co ze spamem chodzi?
    Jak będę miała czas (czyt. przerwa świąteczna) to przeczytam prolog i rozdział, obiecuję ;)
    Pozdrawiam ciepło i dziękuję, że mnie nie zapomnisz ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Co do spamu, jakiś H... Debil... Spamował na forum pewnej gry i od tamtego czasu mam urwanie głowy ze spamerami( czytaj: Muszę użerać się z bandą idiotów, która wyzywa mnie, oraz obraża mój blog, chociaż nie przeczytała nawet jednego akapitu).
      Nie masz za co dziękować, bo dla mnie rzeczą oczywistą jest to, że mam świetną pamięć, a takie blogi, jak Twoje są u mnie w ulubionych :)>,
      Pozdrawiam
      Idril.
      Ps. Pamiętaj o tych pięciu latach!

      Usuń
  15. Bardzo ciekawe. tak się składa że to nie jest mój ulubiony typ, ale muszę przyznać że to jest świetne! zapraszam na mój to nie książka ale taki mój pamiętnik ;) http://szansanasukcesbook.blogspot.gr/

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć! Masz ciekawego i wciągającego bloga! Nie przejmuj się tymi dziećmi, którzy nie mają własnego życia i muszą kouś utrudniać życie :) Są poprostu... (sama dokończ) Jak chcesz to zajrzyj http://co-nie-mozliwe-staje-sie-mozliwe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń