Czekał. Był
cierpliwy jak na Umarłego przystało. Nigdy nie robił rzeczy nieprzemyślanych.
Nie mógł sobie na to pozwolić. Każdy błąd, mimo iż bitwa się jeszcze nie
zaczęła, przechylał szalę zwycięstwa na stronę wroga, a temu starał się ze
wszystkich sił zapobiec. Wiedział, o co i dlaczego walczy. Tak jak reszta jego
ludu ufał, że to właśnie Thorn da im to, czego pragnęli – wolność i akceptację.
On, tak jak i oni, był wygnańcem, dlatego że nie akceptował tego, co się działo
na ich pięknym kontynencie. Thorn nie potrafił zaakceptować tego, co jego lud
zaczął robić z innymi istotami, które zamieszkują Lux ex Saltus. A oni, Umarli,
poparli go bez najmniejszego zastanowienia. Mieli dość opinii morderców,
którymi zresztą nie byli.
Usłyszawszy
dźwięk opadającej liny, podniósł gwałtownie głowę. Na jego twarzy pojawił się
przebiegły uśmiech, gdy ujrzał wątłą postać dwunastoletniej dziewczynki, która
stanęła na parapecie i skoczyła w dół. Cóż, trzeba przyznać, że
pomysłów jej nie brakuje – przyznał w myślach mężczyzna. Mnie jednak nie
ma szans przechytrzyć – dodał. W przeciwieństwie do jej
strażników ja obserwowałem ją dostatecznie długo, by wiedzieć, że prędzej czy
później wywinie coś w tym stylu.
– Te całe
straże nawet nie przypuszczają, jak sprytna i bystra jest ta mała. Już dawno
powinni byli obstawić okna, ale nie. Skoro wcześniej tędy nie uciekała, to na
to nie wpadnie. Ech, świetliści stają się coraz bardziej aroganccy –
westchnął cicho, przewracając z politowaniem oczami.
Patrzył
cierpliwie, jak dziewczyna skierowała się w stronę lasu. Prychnął cicho. Doprawdy
może i to jeszcze szczeniak, ale powinna wiedzieć, że do lasu w pełnie się nie
zapuszcza, chyba że chce się zostać przekąską – warknął zirytowany w
myślach. Jako Umarły potrafił wyczuć emocje wszelkich istot, które nie
potrafiły bronić swojego umysłu, co spowodowało, że mógł czytać z niej, jak z
otwartej księgi. Kiedyś każda szanująca się rodzina świetlistych uczyła swe
dzieci ochrony umysłu, a teraz? Wystarczy, że jakaś potężniejsza istota włamie
się do mózgu młodego i co? Będzie wiedziała wszystko, czego zapragnie o nim i o
jego bliskich. Zresztą dorosłych też to się tyczy. Doprawdy ta rasa staje się
coraz bardziej arogancka, co może doprowadzić do jej zguby. Ciekawe jak długo
,,słabsi'' będą to znosić? – syknął. Spojrzał wymownie na niebo, wyczuwając
jej podniecenie i chęć ucieczki. Wiedział, że brak kontroli nad emocjami i
myślami może zgubić nawet najpotężniejszego świetlistego. Domyślał się, jak
bardzo dwunastolatka pragnęła zaznać wolności, która nie była jej dana.
Westchnął, czując pewność siebie, którą dziewczynka emanowała. Dziwiło go to,
że na pozór spokojna i uległa może być równocześnie tak odważna, by zapuścić
się samotnie do Lasu Nerde, zwanego również Lasem Potworów, choć prawdopodobnie
o drugiej nazwie mała nie wiedziała. Zresztą wątpił, by osoba pokroju Nicol
Rey, a raczej Nikol Kruk, powiedziała cokolwiek swemu dziecku o tym, że tuż
obok jest las zamieszkiwany przez Ni. Na jego twarzy zagościła irytacja, gdy
usłyszał niedorzeczną myśl dziewczynki, jakoby wampiry chciały ją zabić. Co
Nikol naopowiadała tej córce? – spytał samego siebie. Kręcąc głową ruszył
za nią.
Czuł, jak jej
podniecenie zamienia się w strach. Jako że należał do Bractwa potrafił wiele
rzeczy, których przeciętne wampiry nie mogły i nie umiały robić. Jedną z nich,
i zdecydowanie najtrudniejszą, było Pamam. Dzięki tej umiejętności
próbował wpłynąć na dziewczynę i sprawić, by się uspokoiła.
– Tylko
spanikowanego szczeniaka mi tu potrzeba – westchnął odrobinę za głośno.
Usłyszał, jak
jego ,,podopieczna" wciąga głośno powietrze. Zorientowała się, że jest
śledzona, a mężczyźnie przeszło przez myśl, by wycofać się na taką odległość, z
której dziewczyna nie zorientuje się, iż w dalszym ciągu za nią podąża. Nie,
jeśli spuszczę ją z oczu, kto wie, co może dopaść ją w Lesie Potworów? –
spytał się w myślach. Szedł tym samym tempem, co ona, gdy zaś zmieniła
prędkość marszu, również przyśpieszył. Jej myśli zaczęły być coraz bardziej
chaotyczne, co nie spodobało się wampirowi, gdyż miał już nieraz do czynienia z
rozhisteryzowanymi dzieciakami. A młoda była zdecydowanie przerażona. Spiął
się, gdy dwunastolatka rzuciła się do biegu. No to klops – syknął.
Oczywiście musiała coś odwalić akurat tak blisko Ostoi! Przyśpieszył tak,
by znajdować się nie dalej niż dwadzieścia metrów za nią. Ta odległość była
bezpieczna. Oczywiście, gdyby tylko chciał, mógłby ją wyprzedzić i złapać, ale
rozkazy, które dostał, były jasne. Nie mógł zrobić jej krzywdy. Miał ją
ochraniać i strzec.
Zaklął w
myślach, gdy jego wzrok zobaczył zarysy Ostoi Podróżnych, miejsca, z którego
można było udać się w każdy zakątek Lux ex Saltus. Dosłownie każdy. Trwożąc
się, że dziewczyna wpadnie do Jeziora Podróżnych, przyśpieszył, zmniejszając
dystans między nimi o połowę. Miał jednak inną przyczynę swych obaw.
Wiedział, a wręczy wyczuwał, że w tym miejscu jest Ona. To właśnie tego, że
mógłby Ją spotkać bał się najbardziej. Nie miał pojęcia, jak na niego
zareaguje. Nie wiedział, a tego, czego nie potrafił przewidzieć, bał się
najbardziej.
Odetchnął z
ulgą, gdy dziewczyna upadła. Może uda mi się ją odurzyć, a potem odnieść do
komnaty? I wtedy usłyszał jej myśli. Myśli, w których błagała Boga, by nie
był Umarłym. Modliła się, by nie okazał się być jednym z tych potworów, o
których mówili jej rodzice. W jego sercu zakwitła wściekłość. Uspokój się
Lis, nie możesz wybuchnąć. Musisz się opanować – powtarzał sobie w myślach.
Jednak nienawiść, którą żywił do Kamila i do jej matki – tej, która zdradziła
jego lud, udawała, że pragnie im pomóc, a potem wbiła nóż w serce ich przywódcy
– powróciła. Stanął kilka metrów przed dzieciakiem, który obrócił się na plecy.
Patrzyła na niego przerażona, a potem zaczęła się rozglądać. Spróbował ją
uspokoić, wiedział, że złamie wtedy rozkaz, ale nie mógł pozwolić, by zrobiła
to, co przypuszczał, że chce zrobić. Tknięty przeczuciem, spojrzał jej w oczy.
W jego oczach
pojawiło się przerażenie. Nie mógł dopuścić do tego, by dziewczyna weszła do
Jeziora. Jego serce przyśpieszyło. Ruszył w kierunku córki Nikoli, jednak było
już za późno. Ciało szczeniaka znalazło się w wodzie i zaczęło opadać na dno.
— Cholera
jasna! — warknął z furią. — Coś ty najlepszego narobiła, dziewucho? — spytał,
patrząc w nieruchomą toń wody.
Westchnął
cicho i podszedł do Jeziora. Wściekłość, którą zdążyły obudzić myśli
dziewczyny, zaczęła się wzmacniać. Wziął głęboki oddech, starając się uspokoić.
Nie mógł pozwolić, by złość i nienawiść zapanowały nad nim. Wiedział, co działo
się z tymi nieszczęśnikami, którzy nie potrafili się kontrolować. Patrzył na
Jezioro z obrzydzeniem, które przybrało na mocy, gdy uświadomił sobie, co musi
zrobić. Nienawidził tego. Może nie samej przyczyny tego, co się stanie, ale
tego, co miał robić. Odkąd Nicol ich zdradziła, używał magii jedynie w
skrajnych przypadkach. Wiedział jednak, że teraz nastąpił jeden z takich
momentów. Musiał odnaleźć dziewczynkę, inaczej może zginąć. Kucnął, wyciągając
przed siebie otwartą dłoń. Poczuł, jakby prąd przeszedł przez jego rękę aż do
palców, w których skupił energię. Drugą kończyną wyjął zwitek pergaminu z
kieszeni swej kurtki. Zamknął oczy i wyszeptał:
— Ubi visitabo Anita Kruk.
Szybko
zacisnął obie dłonie na kartce, powtarzając w myślach słowa. Nie zważał na to,
że ciało zaczynało go boleć. Nie brał pod uwagę tego, że mięśnie zaczynały
dostawać paraliżu. Ból się nie liczył. Wiedział, że wkrótce cierpienie zniknie,
a zastąpi je przyjemność. Coś, czego obawiał się najbardziej. Nie mógł
zapomnieć, że, jeśli pozwoli się sobie zatracić w tym uczuciu, zginie. Umrze,
choć podobno jego rasa jest nieśmiertelna, lub, co gorsza, stanie się potworem
używającym czarnej mocy. Czegoś, czego nienawidził. Wzdrygnął się, czując, jak
energia przepływa przez jego ciało. Nie rozumiał, jak niektóre istoty mogą
uwielbiać to uczucie. Dla niego było to coś, na co godził się jedynie, gdy
istniała taka konieczność. W żadnej innej sytuacji. Gdyby nie musiał, nie
używałby magii. Nie to, że jej nienawidził, nie gardził nią. On po prostu
ją szanował. Wiedział, że jest darem i starał się wykorzystywać ją jedynie w
razie potrzeby.
Westchnął,
gdy proces się zakończył. Otworzył oczy, a jego wzrok padł na kartkę, na której
pojawiły się wampirze runy. Rozszerzył oczy, a potem pokręcił głową ze
zdumienia. Nie ma co mała, przenieść się na drugi koniec kontynentu zamiast
do domu? Tobie musiało naprawdę zależeć na wolności – pomyślał.
Wstał powoli,
a potem skierował się w stronę gospody. Po paru krokach zatrzymał się, patrząc
na dom, w którym płonął kominek. I wtedy – po raz pierwszy od dwudziestu lat,
od czasu, gdy poznał Nikol i postanowił przyłączyć się do Thorna – zobaczył Ją.
Jej smukłą postać w oknie, gdy przechodziła, prawdopodobnie, do jadalni.
Zacisnął dłonie w pięści. Drżał. Trwoga wkradała się w jego serce. Nie miał
pojęcia, co ma zrobić. Jak na mnie zareaguje? - spytał sam siebie. Nie
potrafił, a raczej nie chciał sobie tego wyobrazić. Dobra, nie panikuj.
Walczyłeś z chordami Zmarłych, a boisz się wejść do gospody? - powtarzał
sobie w myślach. Wziął głęboki oddech i ruszył, starając się, by jego kroki
były niesłyszalne. Oddychał, starając się uspokoić, aż w końcu, po kilku
sekundach, dotarł do drzwi. Zapukał i czekał.
Sekundy
zaczęły zmieniać się w minuty, a minuty zdawały ciągnąć się wiekami. Słyszał
kroki zbliżające się do ganku i myśli, kto taki przypałętał się tu w środku
nocy. Przygryzł wargę, gdy usłyszał szczęk zamka. Wrota otworzyły się, ukazując
szczupłą, brązowowłosą kobietę o smolistych oczach. Spojrzała w jego twarz i
wykrzyknęła ze zdumieniem oraz przerażeniem:
— Lis!
* * *
Czarny wąż,
który oplatał gałąź hebanowego drzewa, wpatrywał się intensywnie w środek
Énerem Lúmen. Komuś mogłoby się wydać to kompletnym przypadkiem, jednak
Wtajemniczeni wiedzieli, co to oznaczało. Ktoś złamał Kodeks Podróżnych. A
wymienione wcześniej zwierzę było Anguragerem. Jednym ze Strażników Ostoi. Owy
Angurager odebrał sygnał i wiedział, że nie ma prawa go zignorować. Sygnały
zawsze, nawet, gdy były mylne, stawiały jego rasę na baczności. Wszędzie tam,
gdzie znajdowały się Zwierciadła Dusz, tam była jego rasa. Rozsypana w
czternastu miejscach Lux ex Saltus, z dala od Diam. Z dala od domu, pilnując,
by ci, którzy świadomie lub nie złamali Kodeks uszli z życiem, a jeśli
stwarzali zagrożenie, zostali dostarczeni do Atviato. Miejsca, gdzie mieli
zostać osądzeni i skazani, bądź uniewinnieni. Niestety, jedynie nieliczni
potrafili przejść przez Zwierciadło Dusz i nie zginąć. Tym, co niepokoiło węża
było również to, że sygnał nie był poprzedzony wiadomością z którejkolwiek z
trzech Ostoj. Takie podróże nie były rzadkością, jednak osoba, która teraz
zbliżała się do Rajskiego Stepu - miejsca położenia Czwartego Zwierciadła Dusz
- z pewnością nie była przygotowana na to, co miało się stać. Nawet
doświadczeni podróżnicy mieli z tym problemy, a co dopiero przypadkowa osoba,
którą prawdopodobnie był nieoczekiwany gość.
Widząc, że na
tafli Zwierciadła Dusz pojawiło się złote światło Angurager, syknął przeciągle.
Zrzucił swoje cielsko z gałęzi drzewa, a spadając przemienił się w mężczyznę.
Upadł na zgięte kolana i wyprostował się dumnie. Jego czarne, długie włosy
opadały mu na ramiona, oczy koloru ziemi miał zaś utkwione w świetle.
Zadrżał mimowolnie. Już w tej chwili wyczuwał, że osoba, którą za chwilę miał
odebrać, była niezwykle potężna. Czuł jej aurę, w której była potęga. Pokręcił
głową zaniepokojony tym, kim mógł okazać się przybysz. Im bardziej zbliżał się
moment Odebrania, tym bardziej zaczynał się spinać. Aura przybysza była mu
dziwnie znajoma. Co wcale mu się nie spodobało. Nie to nie może być on
– szepnął w myślach. Wziął głęboki oddech, ruszając do przodu. Cały czas
wpatrywał się w taflę Zwierciadła, a im bardziej jaśniała złotym światłem, jego
ogarniał spokój. Takie było jej działanie. Światło miało uspokajać
Anguragerów, by, gdy nadejdzie czas, poprawnie wykonali swe zadanie. Wziął
głęboki oddech, a jego prawa ręka wystrzeliła w kierunku lustra. Zamknął
oczy, czując jak przyjemny dreszcz przebiega przez jego ciało, aż po czubki
palców u prawej dłoni. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, związany z
wzbierającą w nim magią. Czując, że nadszedł czas, zaczął mówić:
— Na
wezwanie, które mnie tu przywiodło, dla pamięci tych, którzy polegli, by móc
tego dokonać. Dla pamięci tych, którzy zginęli przechodząc przez Podróżne
Wrota. Ku czci tych, których Anguragerowie zapomnieć nie mogą, niech Wrota
otworzą się i przepuszczą przybysza! Magia aperta
Porta!
— Jego głos przemienił się w krzyk.
Uśmiechnął
się czując ból, który przeszył jego ciało. Nie bał się. Wiedział, że nie ma
czego, że to wkrótce minie. Westchnął cicho, gdy przebiegł przez nie dreszcz
rozkoszy. To było coś, co działo na jego rasę mocniej niż na inne. Jego lud
został w większości wybity, co spowodowało, iż musieli się bronić. Magia
działała na nich inaczej niż na inne istoty. Mógł jej nienawidzić, ale nie mógł
się od niej uwolnić.
Otworzył
oczy, wyciągając przed siebie ręce i zaczął zbliżać się do Zwierciadła Dusz.
Gdy pojawiła się w nim delikatna, dziewczęca twarzy sapnął ze zdumienia, a
potem dotknął tafli. Nieprzytomna luxlupuska wylądowała wprost na jego ramiona.
Pokręcił ze zdumieniem głową, nie mógł uwierzyć w to, kogo widzi.
— Nie, to nie
możliwe. Ona i jej dziecko zginęli, zamordowały ich cienie — wyszeptał cicho.
Ale
przecież ją widzisz. Trzymasz ją na rękach, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy
uratowałeś jej życie. Powiedz mi, czy ktokolwiek inny poza nią mógłby tak
wyglądać? Pomyśl, czyż to nie jest jej młodsze wcielenie, które powróciło, by
wspierać Sprawę? — szeptał głos w jego głowie. On zaś wpatrywał się oczarowany w
twarz wyglądającej tak niewinnie, a zarazem niezwykle potężnej, rudowłosej
dziewczynki. Trwał tak, aż poczuł na ucisk na swoim ramieniu. Potrząsnął głową
i spojrzał na sokoła, który zacisnął szpony na jego ubraniach.
— Ona jest
ranna Angusie! — odezwał się w głowie mężczyzny głos sokoła.
Wzrok
mężczyzny podążył za wzrokiem ptaka i dotarł do głębokiej rany na nodze
dziewczyny. Angus zaklął cicho. Znał się na medycynie i uzdrowicielstwie lepiej
od większości istot. Wiedział, co powodowało taką ranę i widząc ją, musiał
powstrzymywać się z całej siły, by nie wybuchnąć z wściekłości. Po raz kolejny
te wstrętne bestie zaatakowały. Trzeba zwołać radę — postanowił. Wziął
głęboki oddech na uspokojenie i zagwizdał głośno. Czekał. Jedynie to mu
pozostało. I wtedy poczuł delikatne muśnięcie jego umysłu.
— Aegirze
muszę dostarczyć do siedziby Drydales ranną dziewczynkę, która przeszła przez
Zwierciadło Dusz. Została zraniona po drodze przez Ni. Przybądź proszę —
szepnął, muskając świadomość swojego kompana podroży.
Czekał, bo
wiedział, że nic więcej zrobić nie może. Nie wiedział, gdzie był Aegir ani czy
stawi się na jego wezwanie. Przed dwoma latami podjął świadomą decyzję,
mianując swego przyjaciela wolnym, co dawało mu prawo odmówienia stawienia się
przed nim. Przez krótką chwilę Angusa ogarnął niepokój, jednak częściowo minął,
gdy usłyszał krótką odpowiedź w swej głowie:
— Przybędę.
Westchnął,
patrząc na dziewczynkę, którą trzymał w ramionach. Tak bardzo przypominała mu
Utraconą, a jednak zdawał sobie sprawę, że to nie może być ona. Utracona zmarła,
bo nikt nie potrafił leczyć ran zadawanych przez Pana Cieni. Patrząc na
dziewczynkę czuł promieniującą od niej siłę, jednak rana, która została jej
zadana, mogła zabić każdego. Wiedział, że jedynie Piękny Lud będzie w stanie
jej pomóc. Warknął z frustracji w myślach. Najbliższe elfie siedziby były
oddalone o sześćdziesiąt kilometrów od miejsca, w którym się znajdowali. Dziewczyna
umrze, nim zdążymy się do nich dostać. A po drodze mieszka jedynie… Po drodze
mieszkała jedynie Ona… Nie, nie mogę się u Niej pokazać. Ona mnie
nienawidzi. Nie pomoże dziewczynie.
— Angusie,
jeśli tego nie zrobisz ta mała zginie, a ty będziesz ją miał na sumieniu.
Dryadalis pomoże jej. Bez względu na ciebie. Zrozum to — rzekł do niego
sokół.
Mężczyzna
spojrzał w oczy swojego przyjaciela, a potem westchnął cicho.
— Metisie,
zrozum... — zaczął.
— Angusie,
rozumiem. Wiem, co czujesz, ale to jest jedyny słuszny wybór, chyba że chcesz,
by ona zginęła. Poza tym wiesz dobrze, że Dryadalis nigdy nie odmówi uleczenia
dziecka, zwłaszcza dziecka, które jest tak bardzo podobne do Utraconej —
przerwał mu sokół.
Angus spuścił
wzrok. Bał się spotkania z Nią, ale wiedział, że to jedyne wyjście. Jedyne
słuszne wyjście. Nie mógł narażać życia małej, próbując dotrzeć na czas do
elfich siedzib. Spojrzał na sokoła i powiedział cicho, prawie że niesłyszalnie:
— Metisie
wyrusz do… — Jego głos załamał się na chwilę. — Wyrusz do Nory i oznajmi jej,
że przybędę z ranną dziewczynką. — Wziął głęboki oddech i kontynuował: —
Powiedz jej, że zranili ją Ni. Dodaj, że, gdy tylko ją dostarczę, zniknę i nie
będę jej już niepokoić. Jeśli nie da się przekonać, powiedz jej, żeby zrobiła
to na wzgląd przy… — Przerwał na krótką chwilę, ale zaraz potem Angus
dodał: — Na wzgląd, przy-przyjaźni, która nas kiedyś łączyła.
Ptak skinął
główką i rozpostarł skrzydła, wzbijając się w powietrze. Angus patrzył przez
chwilę na odlatującego ptaka, a potem ruszył jego śladem, rozmyślając, czy Nora
zdecyduje się przyjąć tą dziewczynkę, gdy usłyszał głos Metisa:
— Nie trap
się Angusie, Dryadalis zna swoje obowiązki, przyjmie ją i nie będzie patrzeć no
to, co się między wami wydarzyło.
Szedł powoli,
niepewny słów swego przyjaciela. Znał sokoła odkąd tamten był pisklęciem, które
uratował z paszczy młodego bazyliszka. Od tamtego czasu opiekował się z nim, aż
w końcu połączyła ich więź, która pozwalała im słyszeć swoje myśli. Mimo tego
Angus nie potrafił mu w tej sprawie zaufać. Pamiętał, co poróżniło ich z Norą.
Westchnął głośno. Może powinienem jednak zaufać Metisowi? Nora nie
potrafi odmówić pomocy. Uleczy ją – jeśli nie ze względu na mnie, to na to, że
dziewczyna może zginąć – stwierdził z uporem.
Spiął się,
słysząc, że ktoś zbliża się do miejsca, w którym był. Z ranną i nieprzytomną
dziewczyną na rękach z pewnością nie mógł walczyć. Zaczął obmyślać plan
ucieczki, gdy usłyszał wyraźne końskie rżenie. Przełknął ślinę, bojąc się, że
mogą być to jedni z bandytów zamieszkujących Pustkowia. Niepewnie spytał w
myślach:
— Aegirze, to
ty?
Nie dostawszy
odpowiedzi, mężczyzna ponowił pytanie. Odpowiedziała mu głucha cisza.
Zdenerwowany, przerzucił dziewczynkę przez swoje ramię i zaczął sięgać po
miecz, gdy na ścieżkę wpadł kary ogier. Odetchnął z ulgą, a potem warknął
głośno:
— To wcale
nie było śmieszne, Aegirze!
Powiedzieć,
że był wściekły na swojego wierzchowca, to jak nic nie powiedzieć. Miał ochotę
nadrzeć się na niego, wiedział jednak, że to nic nie da. Aegir zarżał cicho na
przeprosiny, wlepiając w niego swoje ciemne brązowe oczy, a Angus uśmiechnął
się do niego, mimo iż sytuacja, w której się znaleźli, była poważna. Podszedł
do ogiera, a potem położył dziewczynę na jego grzbiecie. Sam zaś wskoczył za
nią, na plecy swego towarzysza, a potem ułożył rudowłosą tak, by był pewnym, że
nie spadnie. Ścisnął boki Aegira łydkami, a ten ruszył przed siebie, dobrze
znaną mu ścieżką.
* * *
— No już, nie
bój się maleństwo. Wszystko będzie dobrze — odezwała się ciepłym głosem
białowłosa kobieta.
Spojrzała
czułym wzrokiem na wierzgającą się małą sarnę. Westchnęła cicho, wiedząc, co
koźlątko musi czuć. Rana, której nabawiła się jej mała pacjentka była bardzo
poważna. Dziękowała w myślach, że znalazła się we właściwym miejscu o właściwym
czasie, bo atak Ni mógł skończyć się zarówno dla jej pacjentki, jaki dla reszty
koźląt oraz ich matki tragicznie. Westchnęła głośno i obdarzyła małą ciepłym
uśmiechem.
— Został mi
jeszcze do zrobienia okład z aloesu, który przyśpieszy gojenie rany, a potem
cię położymy maleńka. Dobrze? — spytała.
Koźlę skinęło
łebkiem, a kobieta uśmiechnęła się szerzej. Cieszyła się, że mała jej zaufała.
Leczenie, zarówno zwierząt, jak i ludzi sprawiało jej przyjemność. Dawało
poczucie tego, że przyczynia się do szerzenia dobra. Odwróciła się od niej i
skierowała w kierunku szafki, której przechowywała maści wspomagające gojenie
ran. Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze piętnaście lat temu, że wyląduję
tutaj, jako uzdrowicielka, wyśmiałabym go – pomyślała, sięgając po miseczkę
z miąższem aloesu. Trzymając ją w obu dłoniach, wróciła do sarenki. Stawiając
naczynie na stole, zaczerpnęła palcami maść i delikatnie dotknęła zranionej
nogi zwierzęcia. Czuła, jak stworzenie wzdryga się pod wpływem bólu. Przygryzła
wargę, a potem zaczęła powoli zataczać kółka na zranionej skórze koźlęcia
zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Na jej twarzy zakwitł delikatny uśmiech, gdy
małe stworzenie zaczęło się rozluźniać. Nauczyła się tego parę lat wcześniej od
pewnego handlarza koni, który świetnie znał się na tych zwierzętach. Już po
kilku miesiącach zaczęła stosować to na innych stworzeniach, co przynosiło
pożądane rezultaty. Gdy skończyła rozsmarowywać maść, sięgnęła po bandaż i
powiedziała do koźlęcia:
— Jeszcze
tylko bandaż i będziesz mogła odpocząć.
Bandażując
nogę zranionego zwierzęcia, westchnęła. Po raz kolejny tego dnia ogarnęło ją
dziwne uczucie. Czuła jak niepokój powoli zaczyna ogarniać jej serce, które
nagle przyśpieszyło swego bicia. Zagryzła wargę. Nie znała przyczyny stanu, w
którym się znajdowała od samego rana. Ostatni raz czułam się tak, gdy Angu…
Nie! Nie myśl o nim głupia! On to przeszłość, tak samo, jak to, kim kiedyś
byłaś. Po prostu zapomnij… Ale jak? Czemu nie potrafię o nim zapomnieć? Ja…
Pokręciła rozpaczliwie głową, próbując odgonić natrętne myśli, które próbowały
ogarnąć jej umysł. Myśli, które mogłyby przywołać przeszłość.
—Nie… —
szepnęła rozpaczliwie.
Zacisnęła
dłonie na bandażu, starając się walczyć z wspomnieniami, które zdawały się
przycisnąć ją do muru. Zmiażdżyć i zniszczyć. Wstrzyknąć jad w jej serce. Łzy
spłynęły po jej policzkach, gdy przed oczami kobiety przelatywały strzępki
tego, co miało kiedyś miejsce. W jednym momencie patrzyła na roześmianą Drużynę
Światła, a w drugim widziała, jak strzała przebija serce Eriana.
— Błagam,
nie… — w jej głosie była rozpacz.
Kręciła
głową, pragnąc, by to się w końcu skończyło. Bała się. Niepokój wkradł się w
jej serce, sprawiając, że czuła się, jakby traciła zmysły. Starała się
opanować, ale nie potrafiła. Czuła, jak niewidzialni przeciwnicy skradają się
do niej z tyłu, próbując ją zabić, podczas, gdy ona nie mogła nic zrobić. Nic
więc dziwnego, że gdy poczuła delikatne muśnięcie swej dłoni, podskoczyła
krzycząc cicho. Spojrzała wielkimi oczami na małą sarnę, o której obecności
zapomniała.
— Ach, to ty
maleńka! — powiedziała z ulgą. — Przepraszam cię za moje zachowanie, ale coś mi
się przypomniało — rzekła cicho.
Wiedziała, że
mała pacjentka nie zrozumie tego, co się z nią stało, więc nie wnikała w
szczegóły. Nie skłamała. Po prostu nie powiedziała wszystkiego. Zresztą sama
nie wiedziała, co się z nią działo.
Zmusiła się do
słabego uśmiechu, a potem zawiązała bandaż i powiedziała do koźlęcia:
— Już
przenoszę cię do sąsiedniego pokoju, a zaraz potem wpuszczę twoją rodzinę,
dobrze?
Sarenka
pokiwała ochoczo główką.
— Uwaga! —
rzekła i podniosła zwierzę, które na początku poruszyło się niespokojnie, ale
już po chwili ułożyło wygodniej w rękach kobiety.
Ruszyła
spokojnym krokiem do sali, w której przebywali jej chorzy podopieczni.
Przekraczając próg pomieszczenia poczuła znajome uczucie. Nie! Nie tym razem
– warknęła w myślach. Odetchnęła z ulgą, czując, że to coś wycofuje się. Chociaż
to jedno mi się dziś udało – stwierdziła ironicznie. Podeszła do posłania z
siania i ułożyła na nim sarnę.
— Już idę po
twoją mamę i rodzeństwo — powiedziała ciepłym tonem, a potem zwróciła się w
stronę drzwi i je otworzyła.
— Z małą jest
już dobrze. Co prawda będzie potrzebowała kilku dni odpoczynku, ale
wyzdrowieje. Możecie już do niej wejść — rzuciła do dorosłej sarny i jej
dwójki, pozostałych młodych, spoglądając jednocześnie w stronę okna.
Zwierzęta
weszły do środka, a ona oddaliła się do poprzedniego pomieszczenia. Wychodząc z
pokoju, uśmiechnęła się i zamknęła drzwi, zostawiając rodzinę samą. Westchnęła
cicho, podchodząc do stołu, na którym stała maść z aloesu. Miała zamiar wziąć
ją do rąk, gdy usłyszała znajomy głos w swej głowie:
— Witaj,
Dryadalis.
Odwróciła się
gwałtownie i spojrzała wprost w oczy białego ptaka. Wciągnęła głośno powietrze,
a potem rzekła lodowatym tonem:
— Co tutaj
robisz Metisie? Jeśli Angus cię tu przysłał, to powiedz mu, że nie ma, czego u
mnie szukać.
Patrzyła w
oczy sokoła, który nie spuszczał z niej wzroku, nawet gdy przemówił:
— Tak, Angus
mnie tu przysłał, jednak sprawa jest naprawdę ważna!
Kobieta
prychnęła.
— Doprawdy? —
spytała, a widząc, że skinął głową, dodała: — O jaką ważną sprawę chodzi?
Z
rozbawieniem przyjęła ulgę w oczach zwierzęcia. Bawiło ją to, że ktoś taki, jak
jego właściciel mógł mieć do niej jakąkolwiek ,,ważną’' sprawę po tylu latach.
Jednak po chwili rozbawienie zastąpiło przerażenie. Co się ze mną dzieje?
– przemknęło jej przez myśl.
— Przez
Zwierciadło Dusz przeszła nieprzygotowana dziewczyna, którą po drodze
zaatakowały Ni. Angus powiedział, że tylko ją dostarczy i nie będzie cię już
więcej niepokoił. Stwierdził również, żebyś zrobiła to za względu na przyjaźń,
która was kiedyś łączyła.
Dziewczynka
zaatakowana przez Ni? Niech to diabli wezmą! – warknęła w myślach. Dobra
pomogę jej, ale nie ze względu na Angusa – stwierdziła.
— Powiedz mu,
że pomogę jej, ale dlatego, że kocham pomagać, a nie ze względu na niego —
rzekła twardo.
— Mimo
wszystko dziękuję Noro — usłyszała za sobą męski głos.
Odwróciła
się, by stanąć twarzą z twarz z Angusem, który trzymał w ramionach rudowłosą
dziewczynkę. Przygryzła wargę, a potem powiedziała, wskazując na łóżko stojące
przy ścianie:
— Połóż ją
tam, a potem odejdź. Poinformuję cię, gdy będę coś wiedziała.
Widziała w
jego oczach, że się waha, kładąc dziewczynkę na łóżku. Wiedziała, że chciał jej
coś powiedzieć, ale nie obchodziło jej to.
— Noro… —
zaczął powoli.
— Tak? —
przerwała mu ostro.
Wyczuwała
jego ból, jednak nie mogła, nie chciała go pocieszać. Nie zasługiwał na to po
tym, co zrobił. Choć wiedziała, że to nie przez niego nie mogła mu wybaczyć.
— Została
zraniona około godzinę temu — odpowiedział, kierując się ku drzwiom.
Skinęła mu
głową, ciesząc się z pozyskanej informacji. Chociaż tyle wiem –
westchnęła w myślach.
______________________________
Tatadadam!
Oto i rozdział, a ja po raz kolejny łamie przyrzeczenia. Wena mnie opuściła,
więc publikuje ten rozdział. Mam na razie napisane zaledwie 17stron! Muszę się
sprężyć, więc zanim nie napiszę do 7rozdziału teraz naprawdę nie będę
publikować! Proszę o komentarze, a i w zakładce Liebster Blog Award pojawiły
się odpowiedzi na dwie nominacje. Oficjalnie więcej w takich zabawach udziału
nie biorę.
Trzymka!
Idril
Super. Czekam na ciąg dalszy. Śliczny szablon.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://prosto-z-hogwartu.blogspot.com/
UsuńKobieto!!! Jak ty to robisz,że uwielbiam twojego bloga? Naprawdę... Czekam na nowy rozdział<3 I jeszcze jedno: Rozdział przepiękny fenomenalny!!!
OdpowiedzUsuńPozdro Biszkopcik<3
Wow! Bardzo oryginalny wygląd i piękny szablon. Fajnie się czyta.
OdpowiedzUsuńObserwuję, liczę na rewanż:
amimitte.blogspot.com
Tak , ja również się z tym zgodzę , świetne tło . I przede wszystkim opowiadanie , takie oryginalne ;> Zazwyczaj to pisze się o miłości itp. Cudowny rozdział , czekam na więcej ! Bardzo szybko się czyta ;) http://depression10.pinger.pl/ obserwuję i liczę na rewanż .
OdpowiedzUsuńCo do szablonu... Hi hi... Bully jest genialną szabloniarką, nieprawdaż? Miłości u dwójki głównych bohaterów raczej nie znajdziesz, co najwyżej przyjaźń, czy relacje brat - siostra. Może pojawi się delikatne wspomnienie o miłości, którejś z postaci, ale to jest narazie wątpliwe :)
UsuńDzięki za komentarz.
Super piszesz. Podoba mi się tło.
OdpowiedzUsuńDałam obserwacje teraz liczę na rewanżyk! <3
http://opinie-telefonow.blogspot.com/
Wygląd wparawia taki ciemny anstrój, bardzo się cieszę, ze mnie zaobserwowałaś, ja rowniez obserwuje, podoba mi sie TU ♥
OdpowiedzUsuńzabieramy sie za czytanie od poczatku ;)
Pozdrawiam
Styl Bycia
Jak na rozdział pierwszy to jest Świetne... Jak dla mnie brak wad!
OdpowiedzUsuńhttp://mzmzycie.blogspot.com
Cześć!!! U mnie na http://love-and-life-and.blogspot.com/ nowy rozdział!!! Serdecznie zapraszam!
OdpowiedzUsuńPozdro Biszkopcik^^
P.S Kiedy nowa notka?
Jak skończę pisać rozdział drugi to Ci go wyślę, bo się zacięłam na kluczowym momencie, który - a co tam, zaspoileruje - wyjaśni dlaczego rasę Anity nazywa się też wilkami i dlaczego Lis wspomniał, że dziewczyna jest jeszcze szczeniakiem xD. Potrzebuję pomocy, więc mogłabyś mi podać jakieś piosenki o:
Usuń-samotności
-rozpaczy
- wściekłości
- bólu
lub
takie, które dają nadzieję?
Bardzo byś mi pomogła :)
Pozdrawiam
Idril
Jak coś znajdę to ci podam :*
UsuńPozdro Biszkopcik^^
Hejka!!! Wejdź na pocztę! Trochę mało piosenek znalazłam, ale zawsze lepsze to niż nic!
UsuńPozdro Biszkopcik^^
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo... Że what?
UsuńNie odpowiadam za to, że pewna osoba chce mi zniszczyć opinię, a tym bardziej nie mam zamiaru odpowiadać więcej na komentarze tego typu. Skoro uważasz, że to ja to powiedz mi, jak nazywa się moje konto na zapytaj, które owszem posiadam od 2012 roku, bodajże. Wątpię żebyś znał/a tą odpowiedź, ale mogę zapewnić, że mam jedynie jedno konto na tamtym portalu.
Żegnam
Idril
Blog nudny posty długie...
OdpowiedzUsuńWiesz jak cos ci się nie podoba to nie mówisz tego czytać, nie? Może miałbyś/miałabyś tyle odwagi, żeby przeszła na swoje konto, o ile je masz, a nie siedzisz na anonimku? Zastanów się a potem pisz, ok?
UsuńPozdro Biszkopcik^^
Fajne. Ciekawe.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie przepadam za tego typu lekturą. ;)
OdpowiedzUsuńAle + za pomysł i chęci, jedyny błąd to mała ilość opisów, trudno sobie wyobrazić świat przedstawiony w rozdziale.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńSiemka, a co się stało? Co ze spamem chodzi?
OdpowiedzUsuńJak będę miała czas (czyt. przerwa świąteczna) to przeczytam prolog i rozdział, obiecuję ;)
Pozdrawiam ciepło i dziękuję, że mnie nie zapomnisz ;**
Hej! Co do spamu, jakiś H... Debil... Spamował na forum pewnej gry i od tamtego czasu mam urwanie głowy ze spamerami( czytaj: Muszę użerać się z bandą idiotów, która wyzywa mnie, oraz obraża mój blog, chociaż nie przeczytała nawet jednego akapitu).
UsuńNie masz za co dziękować, bo dla mnie rzeczą oczywistą jest to, że mam świetną pamięć, a takie blogi, jak Twoje są u mnie w ulubionych :)>,
Pozdrawiam
Idril.
Ps. Pamiętaj o tych pięciu latach!
Bardzo ciekawe. tak się składa że to nie jest mój ulubiony typ, ale muszę przyznać że to jest świetne! zapraszam na mój to nie książka ale taki mój pamiętnik ;) http://szansanasukcesbook.blogspot.gr/
OdpowiedzUsuńCześć! Masz ciekawego i wciągającego bloga! Nie przejmuj się tymi dziećmi, którzy nie mają własnego życia i muszą kouś utrudniać życie :) Są poprostu... (sama dokończ) Jak chcesz to zajrzyj http://co-nie-mozliwe-staje-sie-mozliwe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń