03 lutego 2014

Rozdział 3

— Lis! — krzyknęła ze zdumnieniem i strachem szatynka.
Jej czarne oczy zaszkliły się od łez, które powstrzymywała ze wszystkich sił. Nie mogła pozwolić sobie na żadne oznaki słabości po tym, co się wydarzyło. On nie miał prawa przychodzić tu po tych wszystkich latach. Od dwudziestu lat nie odezwał się do niej, chociażby dając znak, że wciąż żyje, a teraz po prostu pojawił się na progu jej domu. Miała zamiar nadrzeć się na niego, ale widząc smutek w jego oczach wyszeptała jedynie:
— Och Lis…
Cofnęła się kilka kroków, stając w framudze drzwi i zaczęła uważnie przyglądać się przybyszowi. Zauważyła, jak bardzo zmienił się od ich ostatniego spotkania.  Zmizerniał, a jego dawniej lśniące, błękitne oczy stały się matowe. Nie widać było już w nich tych wesołych błysków do których przywykła. Nie miały już w sobie ni krztyny radości. Na twarzy mężczyzny malowała się niepewność zmieszana ze zmęczeniem i bólem. Prawy policzek przecinała blizna, zaczynająca się nieopodal oka, a kończąca na szczęce. Serce kobiety ścisnęło się, gdy Lis przemówił:
— Matko, ja… — Niedane mu było dokończyć, bo kobieta rzuciła się mu w ramiona.
Spiął się, czując jej dotyk, ale już po chwili jego mięśnie się rozluźniły. Objął ją niepewnie, nie wiedząc, co ma zrobić. Chciał błagać matkę o przebaczenie, ale nie potrafił zdobyć się na wypowiedzenie, choćby jednego słowa. I, choć jego dusza wykrzykiwała różne rodzaje przeprosin, to rozsądek próbował ją zagłuszyć. Czuł, jak drży, szlochając mu w pierś. Zdawał sobie sprawę, że łkała przez niego. Przez jej syna, który dwadzieścia lat temu wyruszył na szaloną wyprawę, nie napomniawszy o tym ani słowem. Pierworodnego, który milczał, nie dając znaku życia, bo myślał, iż w ten sposób będzie mógł chronić tych których kochał. A jednak to zawiodło. Zamiast spokoju, przyniosło gorycz i rozczarowanie jego postępowaniem. Nawalił w ten sposób na pełnej lini i był przez to wściekły. Jeszcze nigdy nie czuł tak olbrzymiej złości, jak w chwili, w której uświadomił sobie, że swoim postępowaniem zadał jedynie ból tym, których kochał. I wiedział, że tego nie da się już naprawić. Chociaż byli ci, którzy potrafiliby temu zaradzić. Oni jednak nie robili niczego za darmo, a wampir ich zabijał. Poza tym ,,Tego, co się już stało, nie można zmieniać pod karą śmierci i wiecznego potępienia”. Takie było prawo. Prawo, które ustalono przed wiekami, widząc, jak zgubne skutki ma ingerowanie w przeszłość.
Czuł, że zwykłe przeprosiny nic nie zmienią. Jego matka śmiała się, za każdym razem, gdy pytał, co by było, gdyby ktoś ją naprawdę skrzywdził, a potem powiedział zwyczajne „przepraszam”. Odarła wówczas, że wygoniłaby taką osobą z domu, wcześniej upewniając się, że już więcej tego nie zrobi. A on z pewnością zaliczał się do takich osób. Nie mógł liczyć na więcej. Dusza Lisa wyła z bezradności i bezsilności, gdy jego matka ponownie się odsunęła.
— Lis... — powiedziała twardym głosem, który przeszył serce wampira niczym zatruta strzała.
W jego oczach wzbierały się łzy, a on nie mógł nic na to poradzić. Próbował hamować ponownie ogarniającą go rozpacz, ale nie był w stanie. Przytłoczony nadmiarem emocji załkał, upadając na kolana.  Po raz pierwszy od wielu lat dał upust uczuciom. Płakał, a łzy płynęły z jego oczu, gdy spoglądał ukradkiem na zdumioną matkę. Wiedział, co zaraz zrobi. Czuł, że zaraz każe mu wstawać i przestać ryczeć, bo to nie przystoi komuś takiemu, jak on. A jednak w dalszym ciągu nie mógł opanować uczuć. Lata ćwiczeń i treningów zawiodły go w czasie, w którym każda słabość mogła zostać obrócona przeciw niemu. Go to jednak nie obchodziło. W myślach zastanawiał się, jak ma przeprosić osobę, która była mu najdroższa na świecie, a którą zawiódł. Układał piękne przemówienia, wymyślał różne rodzaje przeprosin, lecz to wszystko zniknęło z jego głowy, gdy kobieta przemówiła:
— Lis, co ty…?
Uniósł swą twarz, patrząc w smoliste oczy swojej matki. Widział w nich ból, niedowierzanie i – czy aby mu się nie przewidziało? – tęsknotę. To jednak wystarczyło, by zdecydował się zrobić to, na co nie miał wcześniej odwagi. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknął je. Zastygł w bezruchu, wpatrując się w kobietę, która go wychowała. Pragnął zrobić coś, co mogło sprawić, że mu wybaczy. Nie miał jednak co. I wtem, jakby bez udziału jego woli, usta otworzyły się, wypowiadając trzy słowa przepełnione uczuciami, które dusił w sobie od lat:
— Przepraszam cię matko.
W tych trzech słowach, usłyszeć można było rozpacz, którą odczuwał za każdym razem, gdy wędrował w te rejony, pobudzaną przez myśl, że może ich stracić.
Trwogę, odczuwalną, gdy wracał myślami do słów swej matki. Czuł ją zawsze, gdy wspominał o tym czasie, w którym był zwykłym Umarłym i wraz z matką pilnował Ostoi. A także, gdy przemykała mu przez głowę myśl, że zostanie odrzucony jeśli powróci.
 Złość na samego siebie za to, jak głupio postąpił. Wściekłość, którą odczuwać za każdym razem, gdy zdawał sobie sprawę, że zawalił na pełnej lini, bo starając się ochronić bliskich, tak naprawdę ich skrzywdził. Był głupi i nierozsądny, myśląc, że może wszystko zmienić.
Słychać było w nich też miłość, którą darzył matkę i tęsknotę odczuwaną przez niego na każdą myśl o niej. Oraz nadzieję, że zostanie mu wybaczone. Opuścił twarzy, wbijając wzrok w ziemię.
Wzdrygnął się, czując, jak ktoś go obejmuje. Niepewnie podniósł wzrok, patrząc w przepełnione miłością oczy matki. Ta patrzyła na niego czułym wzrokiem, w którym widać było miłość. Szukał w nim czegoś, co znaczyłoby, że go odtrąca, ale nie znalazł niczego takiego.
— Wybaczam ci Lis — Trzy słowa, wystarczyły, by rana na sercu wampira została zaszyta.

***

—Eledanie?
Niebieskowłosy mężczyzna spojrzał na postać w kapturze, pytając:
— Tak panie?
Tamten nie spojrzawszy na niego, odrzekł:
— Sprowadź mi tu Conwennę.
Eledan ukłonił się mu, salutując. Pobiegł w stronę schodów. Zostawszy samemu w komnacie, mężczyzna skierował się do okna. Przystanął opierając łokcie na parapet i rozmyślając o wieściach, jakie zostały mu dostarczone z ranka. Wiedział, że to może być prawda, co prawda widział dziewczynkę tylko kilka razy po tym, co się wydarzyło, ale znał doskonale jej matkę, która była wyjątkową kobietą. Miała wybuchowy charakter i ognisty temperament. Równie ognisty, co jej włosy. Poza tym potrafiła sobie poradzić nawet z największymi problemami. Zawsze zaradna i roześmiana. No i umiała mu się sprzeciwić. Robiła to, czego nikt inny nie śmiał. Pyskowała mu, czy się jawnie z niego naśmiewała. Tak, ona była wyjątkową luxlupuską. Inną niż wszyscy. A jednak zdradziła. Odeszła, zabijając przy tym dwie osoby, na których najbardziej mu zależało. Mężczyzna wiedział jedno, ona musi za to zapłacić.
— Dlaczego odeszłaś? Tak bardzo za tobą tęsknię Nica — wyszeptał ze smutkiem.
Poruszył się gwałtownie, słysząc kroki na schodach. Wytężył słuch, starając się dowiedzieć do kogo należały. Odetchnął z ulgą, rozpoznając Conwennę. Co prawda, zrobił to z dużym trudem. Nigdy nie mógł być do końca pewny, czy dobrze trafił jeśli w grę wchodziła ona. Znał ją od lat, a jednak za każdym razem go zaskakiwała. Potrafiła poruszać się z taką gracją, że przypasowanie do niej konkretnej osobowości było wręcz niemożliwe, przynajmniej dla tych, którzy nie mieli za sobą lat praktyki.
— Panie? — Usłyszał głos, dochodzący do niego ze schodów.
Odwrócił się powoli, spoglądając na kobietę. Jeśli ktoś jej nie znał z łatwością mógł stwierdzić, że ma góra siedemnaście lat. Czas zdawał się zostawiać ją w spokoju, nie wprowadzając żadnych zmian w jej wyglądzie. Tak samo jak lata temu, tak i teraz miała fioletowe włosy, opadające kaskadami na jej plecy. Kilka niesfornych kosmyków, uciekało zza ucha, wpadając na twarz. Grzywka zasłaniała ametystowe oczy, nadając jej tajemniczy wygląd. Twarz miała pozornie młodą, bardziej przypominającą twarz elfki niż luxlupuski. Była również wyższa niż zazwyczaj są przedstawicielki jej rasy. Westchnął, zrzucając kaptur.
— Pani generał ile razy mam ci powtarzać, żebyś przestała mówić do mnie ,,panie’’, gdy jesteśmy na osobności? — zapytał z przekąsem. — Znamy się już tyle lat, że uważam, iż jest to zbędne — dodał.
Odpowiedział mu słodki uśmieszek na twarzy kobiety. I właśnie w owej chwili mężczyzna zdał sobie sprawę z błędu jaki popełnił. Gdyby nie to, że komuś takiemu, jak on nie przystoi walić się w czoło, z pewnością by to zrobił. Zbyt późno zdał sobie sprawę co mówi. Przecież ona nie da mi żyć! — jęknął w myślach. Zapewne mogłabym dodać, że w jego oczach pojawiła się obawa o to, co kobieta może zrobić. Byłoby to jednak sprzeczne z prawdą, gdyż był doskonale wyszkolony w ukrywaniu swych emocji.
— Doprawdy? — zapytała przesłodzonym głosem. — No to może powie mi pan, co ja mówiłam panu na temat nazywania mnie generałem na osobności? — dodała.
Mierzyli się przez chwilę twardymi spojrzeniami. Piorunowali się wzrokiem, jak szczeniaki, spierające się o to, który z nich ma prawo zagadać do dziewczyny. W powietrzu zaczęły się zbierać ładunki elektryczne, co powodowało wrażenie, jakby otoczyła ich kopuła światła. Luxlupuska uśmiechnęła się. On zaś nie pozostał jej dłużny. Wokół nich pojawił się pierścień ognia. W końcu kobieta roześmiała się, a mężczyzna, nie czekając zbyt długo, przyłączył się do niej.
 Po raz pierwszy od długiego czasu roześmiał się szczerze, zapominając o tym, co było powodem wezwania tu jego najlepszej dowódczymi. Śmiał się z tego, jak głupio się zachowali. Zamiast rozmawiać spokojnie, oni wymyślili sobie pokaz swoich mocy, zachowując się jak szczenięta. To było naprawdę idiotyczne — westchnął w myślach. — Chociaż… Con zawsze potrafiła mnie rozśmieszyć — dodał.
— Jakiż to chwalebny powód sprawił, iż wezwałeś mnie tutaj Thornie? — zapytała z uśmiechem.
Spojrzał na nią. W momencie, w którym to zrobił uderzyła go powaga sytuacji w jakiej się znajdowali. Nie mógł dłużej czekać z przekazaniem tej informacji, bo jeśli ich wrogowie dowiedzą się o tym przed znalezieniem dziewczyny ich szanse zginął bezpowrotnie. Potrząsnął głową i rzekł z powagą:
— Conwenno, Lis przysłał mi wiadomość, że Anita wpadła do Jeziora. Skontaktował się z swoją matką, która poinformowała go, że ona żyje. Sam również ustalił, iż przeniosła się do Ostoi znajdującej się niedaleko Deren. Nie wiemy jednak gdzie dokładnie jest dziewczyna.
Mina kobiety z roześmianej, zrobiła się poważna. Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Przez chwilę analizowała w myślach poznane już fakty. Skinęła głową, by mówił dalej.
— Pod żadnym pozorem nie możemy stracić dziewczyny. Masz ją – wraz z Lisem – odnaleźć. Weź ze sobą dwójkę dowolnych Jeźdźców i udajcie się przez najbliższą Ostoję do tej, która znajduje się w Lesie Potworów. Czy to jasne? — spytał.
Conwenna zasalutowała:
— Tak jest!
Wiedziała, co czuje jej przyjaciel. Czuła, że pragnie zostać sam, więc odwróciła się i wyszła, opuszczając komnatę. W drodze do swoich komnat, postanowiła wstąpić do domu piętnastej drużyny. Musiała porozmawiać z Patrycjuszem i Kornelią o misji, na którą pragnęła wziąć ich ze sobą.

***
—  Masz ją chronić, rozumiesz? — Thorn patrzył na mnie twardym wzrokiem. 
Wiedziałem, że nie mogę mu odmówić, a zresztą... Sam chciałem to zaproponować. Dziewczynka powinna już dawno dostać ochronę, a zwłaszcza po jej ostatniej akcji. Czy Edena naprawdę nie mogła trzymać języka za zębami? Ach! Jak ja nie znosiłem tej baby! Może i była jedną z pierwszych członków Bractwa, ale to nie daje jej prawa do ingerowania w życie małej. Dlaczego ona to zrobiła? Przecież zawsze trzymała się z nami, a teraz? Czyżby... Nie, wiedźma, niezależnie od tego, co próbowała zrobić, nie zdradziłaby nas.
— Sam miałem zamiar to zaproponować — mruknąłem cicho. — Zrozumiałem i zrobię wszystko, by ją strzec — dodałem głośno.
Widziałem, jak przygląda mi się uważnie. Znałem go już wiele lat, zbyt wiele, by nie domyślać się, co mu chodzi po głowie. Zwłaszcza, że wcale tego nie ukrywał. Zaufanie, którym się darzyliśmy wzrosło po zdradzie Nicoli i śmierci Nessy. Bractwo, choć rozbite i nie będące w pełni swego  składu, zacieśniło więzi, stając się jeszcze bardziej zgraną drużyną. Zastąpiliśmy sobie tych, których straciliśmy, choć pamięć o nich nigdy nie zginie. 
— Lis... — zaczął niepewnie.
— Wiem — przerwałem mu. —  Zbyt dobrze cię znam, by tego nie dostrzec. Może i będzie to trudne, ale, jeśli okoliczności na to pozwolą, sprowadzę ją do Raven — powiedziałem, patrząc na niego ze smutkiem.
Westchnął, porzucając maskę twardego i srogiego dowódcy, którą zazwyczaj przyjmował. Jego oczy przepełnione były smutkiem. W dalszym ciągu nie mógł się pogodzić z tym, że naszych bliźniaczek już nie było. Sam z trudem przyjąłem ten fakt do wiadomości. Pokręciłem głową, przypominając sobie jak bardzo zraniła nas Nicola. Wtedy, kiedy już wygrywaliśmy wbiła nóż w nasze plecy bez skrupułów, wydając nas w ręce wojsk Kruka. Niezależnie od odniesione przez nas rany, to właśnie Thorn ucierpiał najmocniej. On znał ją najdłużej. A potem zginęła jego Nessa. Jego ukochana. Współczułem mu całym sercem. Nikomu, nawet najgorszemu wrogowi, nie życzyłem tego, co on przeszedł.
—  Jeszcze nie — odpowiedział. — Na razie jest zbyt młoda, by móc podjąć odpowiedni trening. Poza tym nie możemy pozwolić, by Krukowie dowiedzieli się o jej zniknięciu, a z tego, co się orientuję ochronę ma nieustannie. Jeśli nie będzie innych możliwości zrób to, ale... Postaraj się zataić jej zniknięcie na dłuższy czas. Niech Nicola i Kamil poczują, co znaczy stracić kogoś, na kim im zależy — dodał po chwili.
Skinąłem głową na znak, że rozumiem. Wiedziałem, że nie mam szans w kłótni z nim, a poza tym... Pod tym względem nie dało się z nim wygrać. Pragnął jednocześnie chronić szczeniaka, jak i zranić zdrajczynię i jej męża. Spojrzeniem dał mi znak, że mogę już iść. Znów przybrał swoją maskę, a ja nie wiedziałem co zrobić. Westchnąłem, gdy znalazłem się na schodach. Czasami zdawało mi się, że mój przyjaciel jest całkowicie zaślepiony zemstą. 
* * *
— Conwenna — westchnął wampir, patrząc w ametystowe oczy Wilczycy.  
Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedział, że jest na przegranej pozycji. W pierwszej chwili, gdy przybyła, poczuł niewyobrażalną ulgę, którą po chwili zastąpiło zirytowanie. To on zawalił sprawę, więc to on powinien odnaleźć dzieciaka! Poza tym czuł, że Patrycjusz i Kornelia się go boją, ale nie mógł nic na to poradzić. Zawsze roztaczał wokół siebie tą aurę. To ona była pozostałością po tym, co się kiedyś z nim stało.  Potrząsnął głową, spoglądając błagalnie w kierunku swej matki. Miał nadzieje, że ona pomoże mu i we dwójkę uda się im przekonać całą trójkę do powrotu. 
— Przykro mi Lis, ale uważam, że Thorn w tej sprawie ma racje. Sam nie będziesz w stanie odnaleźć szczeniaka zanim zrobią to ci, którzy dopilnują, by dziewczyna przesiedziała resztę życia w zamknięcie, a wtedy wasze plany spełzną na niczym — powiedziała. — Poza tym przyda ci się towarzystwo — dodała, uśmiechając się podle.
Mężczyzna westchnął głośno, zwracając swój wzrok w stronę luxlupuski. Bezbłędnie wyczuł rozkaz w słowach najstarszej z kobiet, a dodać do tego rozkazy Hostesa - nie mógł nic zrobić. Co prawda, mógłby spróbować wymknąć się po kryjomu, ale zarówno matka, jak i przyjaciółka znali Umarłego zbyt dobrze, by nie wziąć pod uwagę takiej opcji. 
— Jaki masz plan? — zapytał ze zrezygnowaniem w głosie. 
Conwenna z piskiem rzuciła się na niego, gdyż wiedziała, że te słowa oznaczają, iż udało im się wygrać tą bitwę. Mogli u towarzyszyć. Po tym, jak przytuliła go mocno, a on zaczął ją wyklinać od wariatek, czy świrusek, używając słów, których ocenzurowanie mogło by być trudne zaczęli omawiać całą akcje. Począwszy od podróży, którą mieli odbyć z domu jego matki do Ostoi, z której mogli wszyscy skorzystać, po to, jak odnaleźć dziewczynę i przetransportować ją do Raven. Dopiero gdy księżyc zaczął wchodzić na niebo zakończyli naradę. Wyruszali za dwa dni.

________________________________________
Tak, wiem, że Idril jest niedobra, bo znowu łamie dane słowo( Nie, nie skończyłam jeszcze pisać czwartego rozdziału), ale... Jestem zbyt szczęśliwa, by móc siedzieć cicho i kazać Wam czekać! Linkin Park ponoć przyjedzie do Wrocławia w czerwcu! Idril kocha Linkin Park, więc się cieszy, a przez to dostajecie nową notkę, której nie powinnam dawać, ale... Mam propozycje. Moja wena jest kapryśna, ale może dam sobie z tym radę.
Zamiast wstrzymywać się z dodawaniem rozdziałów, mogłabym w sumie dodawać te, które napisałam na bieżąco. Napiszę rozdział i wstawiam, co Wy na to? Mam nadzieję, że się zgodzicie, a i zakładka ,,Rasy" będzie przez dłuższy czas nieczynna, bo zamierzam postarać się o bardziej szczegółowe opisy ras, które zamieszkują Lux ex Saltus.
Mam też pytanie. Ostatnio zastanawiam się nad tytułem opowiadania. Mam kilka wariantów, ale chciałabym żebyście to Wy ocenili, które podobają Wam się najbardziej. A oto i one:
  •  Kwiat Derenu
  • Maska Kruka
  • Cienie przeszłości
  • Łzy Utraconej
  • Przekleństwo Czarownicy
  • Dziecko wspomnień
          Zapraszam też na mój profil na Fanfiction.net gdzie piszę fanficki: IdrilTasrtir2001
 Pozdrawiam
Idril

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, bardzo mnie zaciekawił chyba przeczytam pozostałe. Piękny szablon bloga! Obserwuję i liczę na rewanż! http://historiatomojapasja.blogspot.com/ ZAPRASZAM!

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW! Tylko tyle mogę napisać. Opowiadanie jest świetne nic dodać i trochę ująć. Było kilka błędów... ale co tam liczy się fabuła i akcja.
    natropiepottera.blogspot.com/ obserwuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba jak piszesz ;)) Blog jest suuuper *,*

    Obserwuję i liczę na rewanż ;*
    http://mojswiat9893.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. masz bardzo śliczny wygląd bloga, podoba mi się :)

    obserwujemy? zacznij, odwdzięczę się :) Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo, jestem w ciężkim szoku! genialne opowiadanie, masz niesamowitą lekkość pisania! Pozdrawiam i tak trzymaj! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny blog
    obserwujemy? zacznij, odwdzięczę się :) Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz śliczną grafikę bloga : )
    I bardzo fajnie piszesz .
    Pozdrawiam
    http://thestarsofgroud.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiam, widać że bardzo się starasz, będę tu częściej wpadać :) Obserwuję i liczę na rewanż :)

    http://maniakosmetykowaniaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. jeśli chcesz żebym ja też zaobserwowała twojego bloga zaobserwuj mojego publicznie tylko w tedy się odwdzięczam

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow!!!!!!!!111 W końcu! Wiesz ile na niego czekałam? Dosyć długo! Rozdział cudowny i piękny.
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Noo w końcu trafiłam ponownie po dość długich poszukiwaniach Twojego bloga ;) No i oczywiście bardzo się cieszę z każdej minuty spędzonej na Twoim blogu, rozdział godny pozazdroszczenia ;)

    siedemserc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń