10 lutego 2014

Rozdział 4


Siedziała na parapecie, rozczesując swoje długie, rude loki. Na jej młodej twarzy malowały się smutek i przygnębienie. Jeszcze miesiąc temu oddałaby wszystko, by wieść życie wolne od presji i zobowiązań, które nakładało na nią to kim była. Była zdecydowana udowodnić dorosłym, że potrafi sobie radzić sama. Że jest niezależna i nie potrzebuje opieki. Czuła furię, gdy dorośli ignorowali ją. Lekceważyli, bo jest – jak to określali – ,,młodym i głupim jeszcze szczeniakiem”. To właśnie takie traktowanie pchnęło ją do buntu. Do tego, by uwolnić to, co zawsze było w niej. Nienawidziła więzów. To coś, co od lat szeptało jej podpowiedzi, co powinna robić wówczas wyzwoliło się. To coś, co ignorowała, bojąc się konsekwencji złamało jej opór, pokazując jej to, co było prawdą. Kochała wolność. Pragnęła jej od małego, więc gdy nadarzyła się okazja – wykorzystała ją. Nie pozwoliła sobie na dłuższe tkwienie w ‘’więzieniu”, w którym trzymali ją dorośli. Zbuntowała się. To okazało się złą decyzją.
Spojrzała w niebo. Jej szafirowe oczy wpatrywały się z smutkiem w gwiazdy. Czuła, jak żal zaczyna przejmować nad nią władzę. Nie potrafiła dać sobie rady ze smutkiem, który pragnął nią zawładnąć. Obezwładnić, nie pozostawiając na niej suchej nitki, sprawiając, że Anita straci coś, czego stracić jej nie było wolno. Pragnął odebrać jedyne, co tak naprawdę pozwalało jej funkcjonować – nadzieję. Nadzieję, że wszystko się ułoży. Że jeszcze zobaczy swoją rodzinę. Porozmawia, wyjaśni to, czego serce i rozum – po raz pierwszy w jej życiu, działające wspólnie – nie chciały przyjąć do wiadomości. Potrząsnęła głową, próbując odpędzić przytłaczające ją myśli. Westchnęła cichutko, upuszczając grzebień. Przyciągnęła kolana do brody, kuląc się w sobie. W jej oczach zalśniły łzy, gdy ponownie zerknęła na niebo. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze rok temu potrafiła ze śmiechem patrzeć w gwiazdy. Zamknęła oczy, zaciskając dłoń w pięść.


Jechaliśmy, wracając późną nocą do dworku letniego rodziców, a ja dąsałam się na ojca, który znowu odmówił mi nauki walki mieczem. Oburzona milczałam przez całą drogę. Pamiętam, że byłam przeraźliwie wściekła na tatę. Starałam się go przekonać już od trzech miesięcy, a on wciąż mi odmawiał. Zawsze znajdywał nowe argumenty, by uniemożliwić mi naukę. A to, że takim młodym damom, jak ja nie wypada zajmować się pracą mężczyzn. A to, że jestem za młoda. Że jestem za słaba i z pewnością miecza nie uniosę. To, że nauczyciele nie wezmą mnie na poważnie, bo jestem dziewczyną. Albo, co jest najbardziej absurdalne, że ta umiejętność mi się nigdy nie przyda. Ja zazwyczaj pytała wtedy, co będzie, gdy mnie kto zaatakuje. On śmiał się i odpowiadał, czochrając mi przy tym włosy:
Któżby chciał atakować taką słodką dziewczynkę? Poza tym, gdziekolwiek się udasz, będziesz miała ochronę, która zadba by ci włos z głowy nie spadł.
Kiedy próbowałam się z nim sprzeczać mówił gniewnym głosem:
Damie – nawet tak młodej, jak ty, a może zwłaszcza tak młodej, jak ty – nie wypada sprzeczać się z rodzicami Anito! To doprawdy karygodne. Rzekłem ci, że nie będziesz się uczyć walki i woli mej nie zmienię. I nawet nie próbuj mieszać w to twej matki! ostrzegał mnie, patrząc srogim wzrokiem, gdy próbowałam coś wtrącić.
Z tego powodu jedynie prychałam, a potem odchodziłam zdenerwowana, nie odzywając się do niego przez kilka dni. Nie potrafiłam zrozumieć czemu nauka walki miałaby być mniej ważniejsza chociażby od czytania, czy pisania? Zarówno pisaniem, jak i czytaniem nie obronię się w razie ataku. No, chyba że walnęłabym natręta jakąś naprawdę grubą książką, ale to by go jedynie ogłuszyło.
Tym razem nie było inaczej. Milczałam uparcie, ignorując próby, które podjął mój brat, by mnie rozśmieszyć. Nie reagowałam na jego zaczepki, które miały na celu przywrócenie mojego uśmiechu. Złość, która mnie opanowała była do zbyt silna, by mógł ją pokonać żartami. Powoli zaczynałam być coraz bardziej wściekła, ale i zaintrygowana przez zachowanie mego ojca. Jeszcze dwa lata wcześniej chętnie zgodził się na lekcje szermierki i naukę różnych rodzajów walki, gdy osiągnę jedenaście lat. A raptem mu się odmieniło. Przyszedł czas wypełnienia obietnicy, a on mi zabrania. To naprawdę chamskie zachowanie, które z pewnością nie przystoi osobie takiej jak on. Uśmiechnęłam się złośliwie na tą myśl, a Luke zaklaskał, wołając:
No proszę, moja młodsza siostrzyczka jednak umie się uśmiechać! Co prawda złośliwie, ale co tam. Machnął lekceważąco ręką. Małymi kraczkami w końcu dojdziemy do sukcesu, a na twojej ślicznej twarzyczce zagości uśmiech, co Red? zapytał.
Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Gdyby ktokolwiek inny nazwał mnie Red, oberwałby po twarzy. Nienawidziłam tego przezwiska odkąd po raz pierwszy nazwał mnie tak Marcel, gdy miałam pięć lat. W ustach Luke’go brzmiało to jednak słodko. Zazwyczaj nazywano mnie tak, gdy chcieli mnie wkurzyć. On jednak nigdy nie kpił sobie ze mnie, wymawiając je. Co najwyżej żartował, czy próbował mnie pocieszyć. On jeden miał prawo nazywać mnie Red. A choć w moich oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, opanowałam się szybko i spojrzałam na niego chłodno.
Wątpię, żebyśmy doszli do czegokolwiek, jeśli w dalszym ciągu będziesz irytował. Doprawdy to wkurzające, więc, z łaski swojej braciszku, zamknij się odparłam lodowatym tonem.
Anita! Jak ty się wyrażasz?! Gdy tylko znajdziemy się w domu mam zamiar powiedzieć o tym twojej matcepowiedział mój ojciec.
Miałam ochotę skulić się ze strachu. Moja matka nienawidziła, gdy pyskowałam starszym. Nawet tym, którzy byli się ode mnie starsi o rok. Zerknęłam na Luke’go. On patrzył na mnie z oburzeniem. Zawsze potrafiłam rozpoznawać kiedy obraża się na serio, a kiedy stroi sobie ze mnie żarty. Tym razem był jednak poważny. Mimo to, nie zamierzałam mu odpuścić. Nie teraz. Może i zażartował sobie ze mnie, by sprawić, bym się uśmiechnęła, ale zrobił to przy ojcu, a tego nie mogłam mu wybaczyć.


Anita…
Spojrzałam ze smutkiem w jego kierunku. Wiedziałam po jego oczach, że żałuje tego co zrobił. Nie mogłam jednak mu wybaczyć. Chcąc, czy nie chcąc zranił mnie. Matka dała mi dokładny wykład o tym „jak powinny się zachowywać młode damy w moim wieku”. A potem kazała iść do swojego pokoju i nie wychodzić z niego do następnej kolacji. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie upokorzył. Śniadanie i obiad oczywiście dostałam, ale samo w sobie uziemienie w komnatach było koszmarne. Nienawidziłam więzów, które mnie krępowały. A kara była winą Luke’go, który zakpił ze mnie przy ojcu. Ja jedynie odparłam jego atak!
Czego? warknęłam, podkulając nogi pod brodę.
Nie miałam najmniejszego zamiaru mu wybaczyć.
Chciałem cię przeprosić siostra szepnął, unikając mojego wzroku. Wiem, że głupio zrobiłem, ale chciałem tylko byś się uśmiechnęła dodał.
Słyszałam w jego głosie szczery żal i smutek. Nie przepraszał, bo musiał. Prosił o przebaczenie, bo sam tego chciał. Czułam to. Miałam pewną zasadę. Jeśli ktoś jest wobec mnie szczery, przepraszam mnie z głębi serca mogę mu wybaczyć. A on tak zrobił. A ja mimo to milczałam. Nie potrafiłam się do niego odezwać.
Red, proszę cię, wybacz mi. Źle zrobiłem i żałuję tego. Nie mogę niczego zmienić, ale… Jeśli naprawdę tego chcesz to, jako zadośćuczynienie mogę nauczyć cię walki. Obiecuję powiedział, uśmiechając się do mnie słabo.
Uniosłam głowę, spoglądając na niego. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Przytuliłam się do niego gwałtownie, całkowicie go zaskakując. Jak zawsze poprawił mi humor, a ja miałam zamiar z tego skorzystać.
I tak bym ci wybaczyła głupku rzekłam. Ale, skoro tak bardzo palisz się, by zostać mym nauczycielem, przyjmuję twą propozycję co do nauki walki dodałam z niewinnym uśmieszkiem.
Zaśmiał się, całując mnie w czoło.
Jesteś bezlitosną manipulatorką, Red westchnął cicho.
Pokazałam mu język w odpowiedzi, siadając po turecku.
Wiem o tym braciszku odparłam.
 Zdecydowanie potrafiłam manipulować osobami, które mnie otaczały. Nie zawsze, ale jednak wykorzystywałam słowa, które padały na swoją korzyść. Byłam taka, jaka powinna być według moich bliskich. Chociaż wcale mi się to nie podobało. Potrząsnęłam głową, a potem, opierając ją o jego ramię. Spojrzałam w niebo w tym samym momencie, w którym, według legendy, na świat przyszło dziecko, mające zmienić czyjeś życie, bowiem gwiazda spadła z nieba.



Potrząsnęła bezsilnie głową. Nie mogła nic poradzić na to, co zaczynało się z nią dziać. Nie wiedziała, co jest grane. Wspomnienia przewijały się w jej głowie, pozostawiając po sobie huragan. Czuła się, jakby zaczynała tracić swoją osobowość. To był koszmar. Koszmar, na który skazano ją przed laty. Ilekroć w księżyc spojrzysz, gdy pełnia nastanie, tylekroć twa przeszłość budzić się będzie. I nikt mej klątwy zmienić nie może, prócz tej co zniknęła w elfickim borze. Stare słowa, wbijały jej się w umysł boleśnie, niczym noże w skórę, sprawiając, że dziewczyna łkała z bólu.



Red, nie płacz proszę! szeptał mi do ucha Luke.
Spojrzałam na niego ze smutkiem. Nie miałam zielonego pojęcia co mogę zrobić. To wszystko mnie przerastało. W jednej chwili mój umysł zalała fala wspomnień. Zabawa na rynku. Dziwna kobieta, na którą wpadałam. To, co mi powiedziała. Krzyk straż, by zamilkła. Pojmanie. To, jak musiałam patrzeć na jej przesłuchanie, bym uwierzyła, że kłamała. I wyrok śmierci, który wydał mój ojciec, gdy odmówiła wycofania swoich słów. Jak przez mgłę pamiętam, że uciekłam z sali. I nagle w środku mnie zawrzało. Smutek przemienił się we wściekłość.
Mam nie płakać? zapytałam z ironią, chociaż wiedziałam, że to, co się stało nie jest winą mego brata. Przeze mnie zabiją niewinną kobietę! – warknęłam.
Widziałam, jak Luke spogląda na mnie uważnie. Zawsze potrafił odgadywać moje emocje. Wiedział, co się ze mną dzieje i jak można mnie przywrócić do normy. Był moim opiekunem, pocieszycielem i podporą. To on opiekował się mną, gdy matka znajdowała się na bankietach zbyt zajęta, by mnie ukołysać do ponownego snu po koszmarach. I wtedy, gdy ojciec krzyczał na mnie bez powodu. W momentach, w których wszyscy inni mnie ignorowali lub lekceważyli. Kochałam go, a on to odwzajemniał. W końcu był moim starszym bratem. I, choć dzieliło nas pięć lat różni, rozumiał mnie najlepiej ze wszystkich znanych mi wówczas osób.  Czułam, że spróbuje mnie uspokoić.
Zasłużyła stwierdził spokojnie.
To kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. Jak on mógł coś takiego powiedzieć?! Stwierdzić, że Bogu ducha winna kobieta zasłużyła na śmierć. Przecież ona tylko rzekła co myślała! Zapewne pomyliła mnie z kimś innym, lub majaczyła. Albo wiedziała o czymś, czego ty nie wiesz Anita — szepnął głosik w mojej głowie, ale zaraz go uciszyłam. Głupia myśl stwierdziłam w myślach. To pewnie jedna z tych kobiet, o których wspominał mi Ben. Tak, to na pewno jedna z nich dodałam, ale szybko zganiałam się za tę myśl. Nie można mi było rozmyślać o takich rzeczach! Gdyby rodzice dowiedzieli się o tym, miałabym poważne kłopoty. Przecież stwierdzili, że Ben kłamał. Ale sama stwierdziłaś, że to może być jedna z nich. Przyznajesz więc, że wcale nie jest tak różowo, jak sądzisz ponownie odezwał się głosik. Spadaj warknęłam, a potem odparłam bratu:
Jak śmiesz?! Przecież ona nic nie zrobiła, a ty twierdzisz, że zasłużyła na śmierć?! W mym głosie była wściekłość.
Spuścił jedynie wzrok, mamrocząc coś po cichu. A ja zrozumiałam. Zrozumiałam, że to nie jest mój brat. A przynajmniej nie taki, jakiego kiedyś znałam. On nigdy nie był taki. Ten chłopak, który siedział przede mną, gdyby musiał bez wahania wydałby wyrok śmierci. Mój Luke był inny! Zawsze uczynny, przyjazny, roześmiany. Pomagał wszystkim, którym mógł. Często mówił, że jest zbyt łagodny dla ludzi i dlatego wejdą mu na głowę, gdy nadejdzie jego czas. Odpierałam ze śmiechem, że zawsze może udawać srogiego, by odgonić tłumy. Kiedyś zażartował, że tak zrobi. Spojrzałam wtedy na niego srogim wzrokiem i odpowiedziałam, by nawet nie próbował. Nie chciałam takiego brata.  Patrzę, jak wciąga powietrze, a potem mówi:
Anita, zrozum, ta kobieta złamała prawo. Kłamała, próbując oczernić naszą rodzinę! Ojciec nie może tolerować czegoś takiego, bo ludzie nie dadzą mu spokoju. Zresztą my też NIE możemy pozwolić sobie na łagodność w stosunku do tych, którzy nie przestrzegają zasad.
Patrzyłam na niego z oburzeniem.
Przecież nie możemy skazywać istot, nie wiedząc jakiej są rady! A jeśli ona nie jest luxlupuską?! Wtedy sami złamiemy prawo! krzyknęłam.
Westchnął, kręcąc głową. To naprawdę nie był już mój brat.

Przepraszam – szepczę cicho w stronę kobiety.
Wiem, że to nic nie zmieni, ale musiałam to powiedzieć. Po prostu tak trzeba uczynić. Nie mogę znieść myśli o tym, co ją spotka. Ani o tym, że jest to moja wina. Gdybym wtedy do niej nie podeszła ona nie powiedziałaby mi tego. Spoglądam na nią ukradkiem, gdy wyczuwam przeszywające mnie spojrzenie. Patrzy na mnie ze smutkiem. Szczególną uwagę przyciągają jej błękitne oczy, które zdają się dostrzegać rzeczy niewidoczne dla innych. I, według mnie, nie są to wcale radosne rzeczy. Ja widzę w nich żal – o ironio! – troskę i, co chyba jest złudzeniem, nadzieję. Odwróciłam twarz. Nie byłam gotowa, by móc spokojnie na to patrzeć. Czułam, jak się rumienię, moje policzki zdawały się płonąć ogniem.
Zastanawiałam się kim jest ta kobieta? Co tutaj robi? Czy ma dzieci? Rodzinę? Czy ktoś na nią czeka? A może przez to, że na nią wpadłam, jej bliscy zostaną bez przyjaciółki, matki, żony, siostry? Nie wiem i nie chcę wiedzieć, a jednak czuję się winna. Mogłam próbować ją bronić. Ojciec nie odmówiłby mi! A teraz było za późno. Przeze mnie zginie. I – choć to nie ja ją zabiję – stanę się morderczynią.
Wzdrygnęłam się, gdy poczułam, jak ktoś dotyka mej brody. Kobieta zmusiła mnie, bym spojrzała jej w oczy.
Nie przepraszaj mnie dziecko – rzekła spokojnie.
Chciałam zaprotestować, ale nie zdążyłam wymówić choćby słowa, gdy znów się odezwała. Jej głos brzmiał kojąco, lecz słychać w nim było nutę przestrogi:
Teraz może mnie za to znienawidzisz, jednak kiedyś zrozumiesz. To, co uczynię spowoduje, że wylejesz wiele łez, lecz będziesz potrafiła stanąć prosto pogodzona z swym losem i zmierzyć się z niebezpieczeństwem. Dzięki niej staniesz się silniejsza. Pragnę jednak byś, nim to uczynię, wybaczyła mi.
Wpatrywałam się w błękitne oczy kobiety. Widziałam w nich szczery smutek. Chociaż nie rozumiałam słów, które wypowiedziała czułam, że mogę jej zaufać. Zrobię to stwierdziłam w myślach. W tym samym momencie poczułam, jak po moim ciele rozlewa się ciepło. Zupełnie, jakby ktoś aprobował moją decyzję. Westchnęłam cicho i odrzekłam pewnym głosem:
  Zgadzam się.
Obrzuciła mnie spokojnym spojrzeniem, po czym powiedziała twardym głosem:
W takim razie wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Ilekroć w księżyc spojrzysz, gdy pełnia nastanie, tylekroć twa przeszłość budzić się będzie. I nic mej klątwy zmienić nie może, prócz tej co zniknęła w elfickim borze W momencie, w którym wypowiedziała ostatnie słowo upadła. 


— Red?
Dziewczynka podniosła wzrok, by spojrzeć w zaniepokojone oczy, pochylającej się nad nią elfki. W ciągu miesiąca, który spędziła pod jej opieką stała się jej bliższa od matki dziewczynki. Ufała jej, chociaż czasami pojawiały się w niej wątpliwości. Niektóre rzeczy, które usłyszała od kobiety wywoływały w niej strach. Sama o to prosiłaś! – przypomniał jej cichy głosik. Jak mogę w to uwierzyć? – odparła. Może i jest to przerażające, ale, czy sądzisz, że ona cię okłamuje? – zapytał. Wielu faktów nie chciała zaakceptować, jak chociażby tego, że jej ojciec kompletnie nie dbał o ich poddanych, którzy nie byli luxlupusami. Do tamtej pory nie zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo zaniedbane jest Exendie. Co z tego, że jej rodacy żyli w dostatku skoro pozostałe rasy musiały znosić pogardę z ich strony? Wzdrygnęła się, przypominając sobie coś, co widziała jako mała, nierozumiejąca świata dziewczynka. Nawet ci najmłodsi! Głód, czy choroby wśród dzieci… Samotna łza spłynęła z twarzy Anity. Umierający z chłodu starcy… Wzdrygnęła się, widząc to, czego zapomniała. Czarownice zabijane za żarty i śmiech... Torturowanie elfy, które sprzeciwiły się władzy… W jej sercu zawrzała wściekłość, którą szybko zastąpiła bezradność. Czym oni mu zawiniły? Tym, że pragnęli żyć? Że nie chcieli poddać się rutynie? Zacisnęła mocno pięści.
Potrząsnęła głową, wtulając się w Norę, którą objęła ją nie wiadomo kiedy. Ciałem dziewczynki wstrząsnął szloch. Siedziała tulona przez elfkę, która nuciła cicho nieznaną Anicie piosenkę. Oddech małej powoli zaczynał wracać do poprzedniego tempa, choć łzy w dalszym ciągu spływały po policzkach. Nie szlochała głośno, starając się pokazać światu, jak bardzo cierpi. Robiła to w ciszy, bo tak nauczono ją w dzieciństwie. Milczała, czerpiąc otuchę z pieśni śpiewanej przez jej opiekunkę. Nie rozumiała słów, choć te zdawały się delikatnie wkradać w jej umysł, kojąc jej zszarpane przez wspomnienia nerwy. W niektórych momentach powstrzymywała się, by ponownie nie wybuchnąć ponownie. Udało jej się jednak to przezwyciężyć i, wyciszając umysł, pokonać strach i niepokój, które ją przytłaczały. W pewnej chwili Solis zamilkła, a dziewczynka – choć w głębi duszy naprawdę tego pragnęła – nie śmiała prosić o to, by ta kontynuowała swą pieśń. Bała się, że ten spokój, który ją opanował zniknie.
— Mała, co się stało? Dlaczego płakałaś? — spytała delikatnym głosem kobieta.
Luxlupuska spojrzała na nią ze smutkiem. Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale zamknęła je, czując, że nie jest jeszcze w stanie tego zrobić. Zamiast się odezwać zerknęła jej w oczy. W ciągu ostatniego miesiąca stało się dla niej nawykiem, że nie będąc czegoś pewna sprawdzała w ten sposób, czy może bezpiecznie uczynić następny krok lub się cofnąć. Gdy patrzyła w bursztynowe oczy Nory ogarnęło ją przerażenie. Zaczęło się powoli. Niespodziewanie zaczęła odczuwać niepokój. Spróbowała wyciszyć umysł i uspokoić się, ale spowodowało to tylko to, że uczucie przybrało na siłę. Nie mogła zrozumieć co się dzieje aż do chwili, gdy odwróciła wzrok, spuszczając głowę. Wymamrotała kilka niewyraźnych słów zdławionym głosem w odpowiedzi na zadane pytanie.
— Anita, ja wiem, że może ci być trudno, ale jeśli nie powiesz mi co się stało nie będę mogła pomóc — powiedziała uspokajającym tonem.
— Znienawidzisz mnie, gdy ci powiem — wyszeptała dziewczynka. — Wszyscy tak robią, gdy się dowiadują — dodała.
Solis spojrzała na nią zaniepokojonym wzrokiem, a potem odparła, starając się poprawić podopiecznej humor:
— Wszyscy? A cóż takiego mogła zrobić tak młoda luxlupuska, bym mogła się od niej odwrócić? — A gdy ujrzała, że ta chce coś powiedzieć, dodała: — Ja nie oceniam po pozorach. Staram się najpierw poznać osobę, dowiedzieć się co nią kierowało — dopiero wtedy wydaje o niej osąd. Nie masz się czego bać z mojej strony, więc mów śmiało.
Anita przyjrzała się uważnie swej opiekunce. Nie wiedziała, czy ta mówi prawdę, ale… Przecież nie miała powodów, by ją okłamywać. „Nie masz się czego bać z mojej strony…” Po raz pierwszy chciała podzielić się z kimś swoim sekretem. Pragnęła tego, będąc zapewnioną przez Norę, że ta spróbuje zrozumieć. Wzięła głęboki oddech gotowa do wypowiedzenia tego, co ciążyło jej na sercu, ale zamiast tego z jej ust wypłynęło ciche pytanie:
— A jeśli jednak mnie znienawidzisz?
Elfka obrzuciła ją spojrzeniem, w którym tym razem było zniecierpliwienie. Wywróciła oczami, zastanawiając się, co odpowiedzieć dziewczynce. Nie miała zielonego pojęcia, co tak bardzo ją wystraszyła. Pragnęła pocieszyć małą, ale nie mogła, dopóty nie zrozumie, co się stało.
— Errare vivit est – błądzić jest rzeczą żywych*. — powiedziała twardym tonem, patrząc na rudowłosą przenikliwym spojrzeniem. – Widziałam na świecie wystarczająco wiele zła, by wiedzieć, że nic, co zrobiło dziecko w twoim wieku, nie sprawi bym mogła je znienawidzić – dodała.
Niebieskooka skinęła niepewnie głową i zaczęła mówić. 
Nora westchnęła ciężko, słysząc słowa dziewczyny. Już po tym, jak zapytała ją o wygląd kobiety wiedziała, że jej przypuszczenia nie są bezpodstawne. Po powtórzeniu, przez młodą słów klątwy wiedziała, że ma racje. Zastanawiała się jednak, co takiego się wydarzyło, że Edena zdecydowała się na tak drastyczny krok, przeklinając małą. Znała również odpowiedź na klątwę, choć wolała się jeszcze upewnić. Wystarczyło jednak spojrzenie w wypełnione niepewnością oczy młodej Kruk, by wymówiła słowa, których wcale nie chciała mówić.
 — Prawdopodobnie znam rozwiązanie twoje problemu, ale muszę się jeszcze upewnić.
Zamarła, wymawiając ostatnie słowo. Czuła, jak jej podopieczna wbija w nią przepełnione nadzieją spojrzenie, jak serce dziewczynki napełnia się radością. Nic dziwnego skoro przez blisko trzy lata żyła z przekleństwem, które powinno być darem. Przeklinała w duszy czarownice, która celowo, co do tego nie miała wątpliwości, nałożyła na szczeniaka klątwę tak, by prawdopodobnie jedynie elf mógł ją zdjąć. Jednocześnie klnąc na dawną przyjaciółkę, modliła się o to, by Anita nie wypowiedziała tego, co zmusiłoby ją do ostatniego, czego chciała.
— Naprawdę?! Co musisz sprawdzić? Czy da się mi jakoś pomóc? Możesz zdjąć tą klątwę? Co teraz zrobimy? — Red zasypała ją gradem pytań, świdrując swoją opiekunkę szafirowymi oczami.
Elfka miała ochotę jęknąć głośno. Czemu zawsze ja muszę pakować się w takie rzeczy? — warknęła w myślach. Mogę przecież udawać, że... Przestań! — skarciła sama siebie. — Jak w ogóle mogło mi przejść przez myśl coś takiego?! Przecież wiem, że to jedyne wyjście, ale co z tego skoro to będzie bolało? To, że możesz jej pomóc. Ona też zasługuje na odrobinę szczęścia, poza tym wiesz dobrze, że sama nie dasz rady ją chronić — odezwał się głosik w jej głowie. Chociaż toczyła istną bitwę myśli, w głębi duszy, znała już jej wynik. Tylko to potwierdziły swoimi słowami:
— Tak, naprawdę. Nie jestem, co prawda pewna, czy zdejmę klątwę, ale to tak, czy siak, będzie oznaczało udanie się do Deren...
— Co  to jest Deren? — przerwała jej Kruk.
Nora, westchnęła ciężko,a potem odparła:
— Deren to elficka stolica, a także miasto, w którym się wychowałam. I zachowaj pytania na później, bo nigdy nie skończę mówić! — dodała, gdy zobaczyła, że młoda otworzyła usta, by spytać ją o coś po raz kolejny. — A to oznacza, że czekają nas, jeśli się pośpieszymy, dwa, góra trzy dni drogi. Wyruszymy jutro, ale tym się nie kłopocz, bo sama się tym zajmę. Twoim zdaniem jest jedynie dobrze się wyspać, byś nie przysypiała mi w siodle. A teraz zmykaj do łóżka, bo widzę, że jesteś padnięta młoda damo! I ani słowa sprzeciwu! — rzekła, udając zagniewaną, ale nie wytrzymała i ze śmiechem zmierzwiła dziewczynce włosy.
W ciągu ostatniego miesiąca, w którym zajmowała się małą, polubiła ją. Zdawała sobie sprawę, że to, co przechodziła w czasie pełni źle wpływała na jej młodą psychikę, a na podstawie stanu dziewczynki zdecydowanie wiedziała, że musi jak najszybciej znaleźć rozwiązanie. Nie mogła nic na to poradzić, że automatycznie zaczęła się o nią troszczyć.  Zawsze miała miękkie serce, gdy w grę wchodziły dzieci. Nie potrafiła nic zrobić z tym, że czasami zbyt szybko się przywiązywała. Często działało to na jej niekorzyść, ale co z tego? Przecież to nieistotne! Ból był wielki, gdy tym, których kochała działa się krzywda, ale dobre wspomnienia przeważały. Zazwyczaj dawali sobie z tym radę. Zazwyczaj.
Pokręciła głową i sama ruszyła do własnej sypialni. Jutro miały mieć przed sobą ciężki dzień, a ona powinna przygotować wszystko, co pomoże im w wędrówce. Droga, którą miały przed sobą była dosyć ciężka. Choć teren sprawiał wrażenie łagodnego, a krajobraz cieszył oko, to czaiło się w nim wiele niebezpieczeństw. Nora sama przekonała się o tym, gdy odchodziła. Kraj elfów nie był już tak bezpieczny, jak kiedyś, ale jej nie powinno sprawić to kłopotów. Wędrowała po tych ścieżkach jeszcze zanim nauczyła się w pełni czytać i pisać. Nawet jak na elfie dziecko zachowywała się zbyt nieostrożnie, kpiła sobie z niebezpieczeństw, które mogły jej zagrozić. Zachichotała, gdy przed oczami stanęło jej wspomnienie, w którym wraz z Line ganiały się po łące, uciekając przed ścigającymi ich strażnikami. Pamiętała jakby to było wczoraj, jak niepokorna słów rodziców wskazała na zakazaną część lasu. Zadrżała, przypominając sobie strach, który jej towarzyszył, gdy po raz pierwszy stanęła twarzą w twarz z Ni. W dalszym ciągu czuła strach przed tymi potwornymi istotami. Potrząsnęła głową, uwalniając się od przeszłości i kierując się w stronę szafy. Natychmiast wyciągnęła z niej dużą torbę, która była jednak w stanie pomieścić ośmiokrotnie więcej rzeczy niż wskazywał na to jej wygląd. Elfka energicznym krokiem podeszła do półek, na których miała swoje specyfiki do leczenia. Westchnęła, patrząc na nie. Mogła zabrać jedynie to, co przydałoby jej się podczas podróży, a w Deren leków nie zabraknie. To jednak nie będzie już to samo — pomyślała smutno, biorąc najpotrzebniejsze z nich i wkładając je do torby. Nagle zdawało się, że opuściła ją cała energia, a zastąpiło ją przytłoczenie. Jak sobie poradzę z dla od mojego schronienia? Przecież powrót jest jednoznaczny do przyznania się, że chcę to kontynuować — westchnęła w myślach. Potem będzie czas na rozmyślanie! — warknęła nagle. Po kolei przechodziła do każdej z półek, szafek i szuflad zabierając z stamtąd najpotrzebniejsze rzeczy i pakując je do torby, a momencie, w którym skończyła zdała sobie sprawę, że zapełniła jedynie jej połowę. Roześmiała się. 
— Chyba naprawdę będę musiała podziękować za nią Dominikowi — stwierdziła z rozbawieniem, podnosząc przedmiot, który nie zmienił swej wagi, ważąc tyle, co wtedy, gdy był pusty.
Z szerokim uśmiechem odłożyła trzymaną rzecz na podłodze, a potem westchnęła, stwierdzając, że prześpi się trochę. Po raz pierwszy od lat zasnęła, zapominając oczyścić umysł.
* * *
— Erian! — krzyknęłam, było jednak za późno.
 Patrzyłam z przerażeniem, jak strzała zatapia się w jego ciało i wiedziałam, że dosięgła serca. Przez mgłę widziałam, jak upada. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować ja już przy nim byłam, tuląc go do siebie i szepcząc z bólem, by mnie nie zostawiał. On nie mógł tak po prostu odejść, nie teraz, gdy najbardziej go potrzebowałam.
* * * 
 Nie! — to była pierwsza myśl po przebudzeniu Nory, która zerwała się na równe nogi, rozglądając się dookoła z przerażeniem. Potrząsnęła głową, starając się wyrzucić z głowy obraz z snu. Zacisnęła powieki, starając się powstrzymać łzy. Spokojnie — powtarzała w myślach. Wdech i wydech. W dalszym ciągu rozkojarzona i przestraszona usiadła ponownie na łóżku, starając się odzyskać panowanie nad sobą. Nie mogła pozwolić, by takie rzeczy zdarzały jej się na co dzień. Jak mogłam być taka głupia i nie oczyścić umysłu?! — spytała samą siebie, karcącym tonem. Przecież wiedziałam, jak się to skończy — dodała. 
— Poddaj się Noro — Usłyszała Jego głos w swojej głowie.
Zaczęło się.
— Nie — wyszeptała, kręcąc głową.
— Nic nie wskórasz. Musisz się poddać, zaakceptować to, co się stało i iść dalej — mówił głos.
— Nie mogę — szepnęła.
— Musisz!  
W tym jednym słowie było coś, co sprawiło, że po raz pierwszy od lat zaczęła rozważać poddanie się. Pokręciła jednak głową, starając się odgonić od siebie myśli, które niszczyły jej życie. Wiedziała, że zaakceptowanie tego, co się stało będzie równe przyznaniu się do porażki. Uznaniu tego, że to wszystko, co robiła dotychczas było zwyczajną ucieczką, a tego zrobić nie mogła. Podkuliła kolana pod brodę, obejmując je rękami. Po jej policzkach zaczęły płynąć słone łzy cierpienia, bo Nora cierpiała. Nie fizycznie — te rany dawno się zagoiły — a psychicznie. Myślała co teraz będzie. Jak ma dalej żyć. 
— Tak, jak kiedyś mała — Głos odezwał się ponownie.
— Ale ja... Ja nie mogę... Nie teraz — szepnęła.
— A kto powiedział, że teraz? Dam ci czas — odparł kojącym tonem.
Zmęczona elfka skinęła głową i w tym samym momencie ogarnęła ją niemoc. Nie mogła nic zrobić. Powieki same zaczęły jej opadać. Nie wiedziała kiedy, ale poczuła, jak on gładzi ją po włosach. Uśmiechnęła się do siebie, kładąc na łóżku.
— Śpij mała, śpij — wyszeptał głos.
I tak zrobiła. Zasnęła, nie wiedząc, że po przebudzeniu nie będzie nic z tego pamiętać. Usnęła nieświadoma tego, że zgodziła się na coś, czego nie chciała. 
* * *
Ciche westchnienie wydobyło się z ust elfki, gdy poczuła delikatny wiatr wpadający do jej pokoju. Zatrzepotała powiekami, przeciągając się. Już dawno tak dobrze mi się nie spało — przeszło jej przez myśl.  Może zostanę jeszcze w łóżku? — spytała samą siebie. A co mi tam! Przecież mam jeszcze dużo czasu - słońce ledwie co wzeszło — stwierdziła. Z błogim uśmiechem wtuliła twarz w poduszkę, wciągając świeże powietrze, które przyniósł wiatr. Z przyjemnością słuchała śpiewu ptaków, którym akompaniował żabi chór i szeleszczące liście. Gdzieś dalej odzywała się sennie sowa, kładąca się spać po całonocnym polowaniu. Niedaleko domu Nory bawiła się zgraja lisich szczeniąt, piszcząc radośnie, a nieopodal strumienia niedźwiedzica z młodymi zażywała porannej kąpieli. Cały świat budził się do życia, a ona mogła to wszystko słyszeć.
— Ja to mam szczęście — westchnęła kobieta. 
No dobra, koniec lenienia, czas wstawać — postanowiła. Z szerokim uśmiechem na twarzy otworzyła oczy. Usiadła na łóżku, stawiając stopy na ziemi. Zanim jednak wstała, wyciągnęła ręce do góry, mrucząc przeciągle. Po raz pierwszy od lat po przebudzeniu czuła błogi spokój. Nie przejmowała się tym, co może się wydarzyć ani tym, co już było. Liczyła się tylko ta chwila, w której nie odczuwała ciężaru minionych lat. Zaśmiała się cicho, podchodząc powolnym krokiem do okna. Wychyliła się przez nie, wdychając przy tym słodką woń leśnych roślin. Na jej twarzy pojawił się zamyślony wyraz, zastanawiała się, czy przypadkiem czegoś nie zapomniała. W jednej chwili rozszerzyła szeroko oczy, a już w następnej pędziła w stronę stajni. 
W samym wejściu powitało ją radosne końskie rżenie, a wzrok białowłosej skierował się w stronę siwej klaczy, która świdrowała ją swoimi wielkimi, czarnymi oczami. Wystarczyło jedno spojrzenie, by serce Nory napełniło się niezaprzeczalną radością, która powoli zdawała się otulać ją swymi ramionami. Ktoś, kto nigdy wcześniej sam tego nie przeżył, nie miał szans na zrozumienie, co się z nią działo. To nie należy do rzeczy, których mogą dostąpić wszyscy. Jedynie wybrani stają się tacy jak ona. Była Jeźdźczynią, a Sitle jej towarzyszką. Uzupełniały się. Często, gdy elfka przychodziła do stajni zapominała o tym, co miała wcześniej zrobić. Te chwile należały tylko do nich. Oddzielnie stawały się niezdolne do walki. Razem stanowiły jedność. Jedni Jeźdźcy mieli smoki inni - pegazy, niektórzy dosiadali jednorożców, czy innych stworzeń. Ona zaś dosiadała klaczy, która w oczach pozostałych mogła być zwyczajnym konie. Dla Nory jednak stała się nieodłączną przyjaciółką od momentu, w którym po raz pierwszy spojrzała w czarne oczy sześciomiesięcznej wówczas źrebicy. Z ust kobiety wydobyło się przeciągłe westchnięcie, gdy podeszła do Sitle i zaczęła ją głaskać po szyi. Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie po co tu przyszła.
— Sitle, zaraz przyjdę tu z tą dziewczynką o której ci wspominałam. Wyruszamy do Deren, więc proszę cię, bądź grzeczna, dobrze? — zapytała, choć w sumie to było polecenie z jej strony.
Siwka zarżała, potakując łbem. Z ust jej przyjaciółki wydobył się beztroski śmiech, a potem poklepała klacz po szyi, kierując się z powrotem w stronę domu. W pewnym momencie zerknęła przez ramie, mówiąc:
— Możesz czekać na nas przy Starym Dębie? Czeka tam na ciebie śniadanie — dodała po chwili, a w następnej znajdowała się już w środku budynku.
Z szerokim uśmiechem na twarzy skierowała się w stronę pokoju młodej luxlupuski. Stanęła przed drzwiami, pukając trzykrotnie po czym otworzyła je i weszła. Jak się spodziewała, dziewczynka w dalszym ciągu spała. Wygląda tak niewinnie — przeszło jej przez myśl. Zupełnie jak... — urwała, potrząsając głową. Wiedziała, że to było nie możliwe. Chociaż... Nie! — warknęła stanowczo.  Pochyliła się nad małą.
— Anita, wstawaj, zaraz ruszamy w drogę! — powiedziała.
Dziewczynka leniwie otworzyła oczy, mrucząc zaspanym głosem:
— Cześć — ziewnęła głośno, a potem dodała, wtulając twarz w poduszkę: — Przepraszam, po prostu dawno się tak nie wyspałam i nie za bardzo chce mi się wstawać.
Elfka zaśmiała się cicho. Doskonale wiedziała jaką otrzyma odpowiedź. 
— No dobrze — westchnęła, kręcąc z politowaniem głową na widok przepełnionego nadzieją wzroku młodej.
— Dzięki — mruknęła, naciągając na siebie kołdrę.
Nora zaśmiała się ponownie, widząc reakcję dziewczynki, po czym dodała:
— Jak cię zawołam na śniadanie, to się nie ociągaj, bo zaraz po nim wyruszamy w drogę, a musimy się śpieszyć jeśli chcemy dostać się tam w dwa-trzy dni! — wypowiadając ostatnie słowa odwróciła się i wyszła z pokoju dziewczynki. 

* Łacina, przerobione, by pasowało do opowiadania z ,,Błądzić jest rzeczą ludzką".
________________________________________________
Rozdział, co prawda przed czasem, ale...  Mam ku temu powody. Jestem za bardzo szczęśliwa, by móc tego nie zrobić! Dosłownie pięć minut temu zakupiłam( raczej mama, ale co tam!) bilety na koncert Linkin Park! Zgon. Dodatkowo mój brat wraca akurat w czerwcu, więc jedziemy tam razem! Jak ja kocham życie! Nie mogę w to uwierzyć, a że jestem niesamowicie szczęśliwa, dodaje rozdział. Wiem, że jest strasznie mało dialogów, ale nie tylko z nich jest opowiadanie. 
Mam szczerą nadzieje, że rozdział się spodoba. Pisałam go długo, ale to drugi najdłuższy rozdział. Poza tym nigdy nie byłam dobra w opisywaniu uczuć kogoś, kto jest mniej więcej w moim wieku. Lepiej( z tego, co mi wiadomo) idzie mi to z osobami starszymi. 
Zakładka ,,Rasy" jest otwarta, jednak w dalszym ciągu jest budowana. W obecnym momencie będziecie mogli poznać rasę elfów, co będzie potem się zobaczy.
W następnym rozdziale( prawdopodobnie, bo nic nie jest jeszcze pewne):
- Podróż Nory i Anity do Deren. 
- Ake zagości u Nevii.
- Zajrzymy na chwilę do Thorna.
Całuski
Idril
P.S Proszę o komentarze, bo silnie karmią wenę.
P.S.S Zapraszam do głosowania w ankietach.




11 komentarzy:

  1. "Patrzyłam z przerażeniem, jak strzała zatapia się w jego ciało i wiedziałam, że dosięgła serca. Przez mgłę widziałam, jak upada. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować ja już przy nim byłam, tuląc jego ciało do swojego i szepcząc z bólem, by mnie nie zostawiał."- Siedziałam przez prawie pięć minut z otwartymi ustami *_*
    http://6rzeczy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Cudowne piszesz :)
    Obserwuję i zapraszam hedwigaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział ;3 Szczęściara z tym koncertem ;) Mieszkasz we Wrocławiu, czy będziesz dojeżdżać?
    Pozdrawiam
    http://they-want-remember.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku jak zaczęłam czytać to trochę się przeraziłam że takie długie są te rozdziały, ale po przeczytaniu jestem pozytywnie zaskoczona. Piszesz bardzo ciekawie i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. o Matko! Świetneee!! ;3
    Ładny szablon :>
    Obserwuję :D
    Zapraszam :
    unnormall.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne
    Genialne :)
    Jestem z Zapytaj.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Całkiem Fajne
    zapraszam powiescimara1199.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę długie i myślałam, że po pierwszym akapicie się znudzę, ale zupełnie tak nie było. Bardzo bardzo mi się podoba to, w jaki sposób piszesz. :)
    Oczywiście dołączam się i zapraszam ponownie do mnie: siedemserc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje opowiadanie jest utrzymane w miłym klimacie, luźno się je czyta i masz bardzo ciekawy wątek ..fabuła mnie zadziwia ...znalazłam trochę błędów językowych i stylistycznych . Zapraszam do mnie . Skomentujesz ? Niedługo pojawi się opowiadanie magicznyswiat-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe. Temat to zupełnie nie moja bajka, ale strasznie mi się podoba.
    Fajnie piszesz. Przyjemnie się czyta.
    Będę wpadać XD
    Co do koncertu zazdrość mnie zżera XD.
    http://stuckinliffee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ooooooo!!!!!!!!!1 Kolejna rzecz dla którego nie lubię Bloggera! nie wyświetlił mi się twój nowy rozdział! Ty to rozumiesz! Głupi Blogger!
    Co do rozdziału to fajnyyyyyy!!!! Szczerze mówiąc myślałam, że po pierwszym akapicie nie będzie chciało mi się czytać, ale tak nie było!
    Pozdro:*

    OdpowiedzUsuń