Młoda kobieta patrzyła ze smutkiem na chłopaka, siedzącego z zamkniętymi oczami na środku polany. Westchnęła cicho,
wyczuwając smutek, który promieniował od dziecka. Może i miał czternaście lat,
ale dla niej, która miała przed sobą ‘’wieczność’’, był dzieckiem. Przyglądała
mu się od piętnastu minut, a on nawet na chwilę nie otworzył oczu. Gdyby nie
to, że jego klatka piersiowa się unosiła i opadała, Line mogłaby uznać go za
zmarłego.
— Jesteś jeszcze taki młody, a już tak wiele
przeszedłeś — wyszeptała i ruszyła w kierunku chłopca.
Szła powoli, patrząc z uwagą na jego twarz.
Wiedziała, że on wyczuwa iż się zbliża, a mimo to nie poruszał się. Kucnęła
przed nim, badając go uważnie wzrokiem. Nawet nie drgnął. Pokręciła ze smutkiem
głową i powiedziała:
— Ake.
Młody jednak całkowicie ją zignorował.
Przywykła już do tego, że na nią wrzeszczał czy uciekał, gdy się do niego
odzywała, ale ta cisza ją przytłaczała.
— Ake — powtórzyła głośniej.
On jednak w dalszym ciągu milczał. Line znała
Ake od niemowlaka i przywykła do tego, że chłopiec był impulsywnym dzieckiem.
Nigdy nie potrafił usiedzieć na miejscu. Śmiał się, skakał po drzewach i uczył
walki, robiąc przy tym niemało hałasu. Teraz zaś milczał, co powodowało, że
elfka czuła się co najmniej nieswojo.
— Ake —
powtórzyła po raz trzeci, ale chłopak milczał.
Line przygryzła wargę, a potem, w przypływie
impulsu, złapała Ake za dłoń i powiedziała:
— Młody nie wiem i nie będę mówić, że wiem, co
czujesz. Ja jedynie to przypuszczam. A przypuszczam, że jesteś wściekły na cały
świat i uważasz, że nikt cię nie rozumie. Ja jednak staram się to zrobić choć w
minimalnej części Ake. Czuję, że pragniesz, by wszyscy dali ci święty spokój.
Okazujesz nam swoją obojętność, a Twoje serce tak naprawdę płacze w środku z
bólu, który zdaje się je rozdzierać na kawałeczki. Za każdym razem, gdy zdaje
ci się, że już nic więcej nie może się wydarzyć, a rany powoli zaczynają się
zabliźniać jest coraz gorzej, bo się mylisz. Próbujesz sobie wmówić, że to, co
się wydarzyło jest twoją winą, ale tak nie jest mały — mówiąc to westchnęła. —
Znam ten ból Ake i chcę byś pamiętał, że w każdej sytuacji możesz liczyć na
mnie i na mój lud. Nie jeden elf wie, co czujesz. Żyjemy na tym świecie setki
lat. Dla pozostałych ras jesteśmy nieśmiertelnymi, ale tak nie jest mały.
Możemy zostać zabici. Możemy zginąć. Niektórzy wykorzystują to w okrutny
sposób. Pytałeś mnie kiedyś dlaczego tak rzadko widać małe elfy poza granicami
Deren. Teraz odpowiem ci na to pytanie. Ni nie mają wstępu do naszego państwa,
ale gdy jesteśmy poza nim atakują bez wahania. Zazwyczaj nasze dzieci, bo są
najsłabsze. A my, elfy bronimy naszego potomstwa za cenę życia.
Niejedno elfie dziecko straciło rodziców, bo
zostali zamordowani, starając się zapewnić mu bezpieczny powrót w granice Deren.
Sama… Sama byłam jednym z takich elfickich dzieci. Dlatego mówiąc, że staram
się cię zrozumieć nie kłamie. Przechodziłam przez to samo.
Zamilkła na chwilę, patrząc uważnie na
chłopaka, który w dalszym ciągu milczał. Spróbowała po raz ostatni:
— Wiem, że już to mówiłam, ale… Nie jesteś sam
Ake. Pamiętaj o tym — wymawiając ostatnie słowa wstała.
Line spojrzała jeszcze raz na dzieciaka, a
potem odwróciła się i skierowała w stronę miasteczka. Wiedziała, że Ake musi
jeszcze niejedno przemyśleć.
* * *
—
Ake! Ake, gdzie jesteś?
Do
moich uszu dotarł jej głos. Czułem, jak powoli zaczyna ogarniać mnie strach.
Strach, który towarzyszył mi od miesięcy. Bałem się tego, co może się wydarzyć.
Za każdym razem, w każdej takiej sytuacji było gorzej, co odbijało się na mnie
w rzeczywistości. Zawsze po przebudzeniu czułem się gorzej, zdawało mi się, że
spadam na dno. Dno, z którego już nie będę mógł powrócić. To był jeden z moich
największych lęków i właśnie w tym momencie zaczął się niezwykle nasilać. Po chwili jednak ogarną mnie dziwny, nieznany
wcześniej, spokój. Trwoga zdawała się znikać. Znikąd pojawiło się oślepiające
światło. Spróbowałem zamknąć oczy, ale
nie mogłem. Zdałem sobie sprawę, że znajduję się w swoim wspomnieniu. Znowu.
Nie mogłem nic robić poza patrzeniem się na to, co kiedyś się wydarzyło. Nie
było to dla mnie nowe. Od śmierci rodziców często zdarzały mi się takie
sytuacje. Czasami już po pierwszych chwilach wspomnienia potrafiłem określić,
co się wtedy wydarzyło. Tym razem było jednak inaczej. Wielokrotnie byłem
szukany przez matkę, gdy uciekałem. Nie mogłem określić tego, co się wtedy
wydarzyło. Po prostu nie pamiętałem tego.
Światło
zaczęło przybierać na sile, a ja – chociaż wiedziałem, że to nie ma sensu –
całą swoją siłą woli spróbowałem odwrócić głowę w przeciwną stronę. Udało mi
się. Rozszerzyłem zszokowany oczy, a potem na próbę uniosłem przed swoją twarz
rękę. Sapnąłem zszokowany. W żadnym
innym wspomnieniu nie miałem władzy nad swoim ciałem. Pokręciłem w szoku głową,
który pogłębił, gdy moje ciało ponownie zareagowało.
—
Dobra, to jest co najmniej dziwne — spróbowałem powiedzieć, a moje usta
poruszyły się i wydobyły się z nich słowa.
To
z pewnością nie było normalne. Kilkakrotnie przenosiłem się już do takiego
stanu. Przeszłość rozdrapywała stare blizny i pogłębiała te świeże. Dobra,
przyznaje się. Nie potrafię sobie poradzić z tym, co się wydarzyło, ale co ja
na to poradzę? Mam tylko czternaście lat! Normalne chłopaki w moim wieku jeżdżą
konno, okładają się drewnianymi mieczami, ganiają dziewczyny, zrywając im
wianki z głowy i psocą. A ja? Co z tych normalnych rzeczy robię? Chyba jedynie
jeżdżę konno. Drewnianym mieczem walczyłem, jak miałem cztery lata i zaczął się
mój trening. Od małego dziecka uczyłem się o wiele więcej niż moi rówieśnicy.
Rodzice wychowywali mnie tak, bym potrafił się bronić i umiał atakować. Nie
miałem im tego za złe. Powoli przywykłem
do tego, że moje życie nie będzie normalne. A potem oni zginęli, a ja zacząłem
się jakimś dziwnym sposobem cofać w przeszłość. Byłem zmuszony patrzeć na to,
co działo się kiedyś. I znowu byłem inny.
Miałem
już wiele rodzajów takich wizjo-wspomnień. Takie, w których nie mogę się poruszać?
Owszem. Wspomnienia, w których odczuwam ból psychiczny, bo są dla mnie rodzajem
tortury? Norma. Te, w których byłem atakowany i stare blizny zaczynały mnie
boleć po powrocie do teraźniejszości? Jasne, dlaczego nie? Te, które nigdy się
nie zdarzyły? Było ich kilka. Ale te, w
których mogłem z własnej woli poruszać się i mówić? To było dla mnie nowe. Nie
miałem pojęcia co mam o tym myśleć. I
wtedy głos znowu się odezwał:
—
Ake chodź tu!
Nie
wiedziałem co chcę ode mnie głos, który z pewnością należał do mojej matki. Nie
miałem również zielonego pojęcia dokąd mam iść. Gdybym dostał choć jedną
wskazówkę. I wtedy do mojej głowy zapukał plan. Wziąłem głęboki oddech i
krzyknąłem:
—
Gdzie mam iść?
Głos
matki zdawał się ze mnie kpić, bo usłyszałem kobiecy śmiech. Spiąłem się,
próbując wymyślić coś sensownego, bym mógł odpowiedzieć na tą obrazę, ale nie
wiedziałem co. Byłem bardzo wyczulony na kpiny kierowane w moim kierunku.
Niejednokrotnie, gdy byłem małym dzieckiem ludzie z wiosek, w których
zatrzymywaliśmy się z rodzicami wyśmiewali się ze mnie. Zamknąłem oczy,
próbując odgonić od siebie ponure wspomnienia, które próbowały wbić się w moje
myśli, zadając mi ból.
—
Tam, gdzie na ciebie czekam Ake — odpowiedział głos, chichocząc głośno
Ze
zdumieniem uświadomiłem sobie, że nie była to kpina, której się spodziewałem. A
przecie to taki sam śmiech, jak poprzedni, a jednak nie wyczuwałem ironii, czy
czegoś, co mogłoby mnie obrazić. On miał w sobie serdeczność i… Cóż... Myślę,
że ciepło będzie odpowiednim słowem. Jedno było pewne. Rozpoznałem ten śmiech.
On musiał należeć do mojej matki. Pokręciłem głową, skupiając się na
podpowiedzi, którą dostałem. „Tam, gdzie na ciebie czekam…”. „Tam, gdzie na
ciebie czekam…”. Tylko że gdzie może na mnie czekać?
—Nic
nie rozumiem — jęknąłem na głos.
Spojrzałem
w górę, patrząc na niebo, jakby to ono sprawiło, że się tu znalazłem. Patrzyłem
na bezkres błękitu, który zdawał mi się dziwnie nieznajomy. A przecież
niejednokrotnie już go widziałem. Pokręciłem głową, rozglądając się dookoła. Po
krótkiej chwili poznałem tą okolicę. Znajdowałem się w lesie, nieopodal polany,
na której stał dworem mojej rodziny. Znałem prawie każdy zakątek tego miejsca,
a jednak było tu coś obcego. Zamknąłem oczy, próbując się skupić i zrozumieć,
co się zmieniło. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem. Z całego lasu od
zawsze biła moc. Tym razem była jednak silniejsza. Rzekłbym, że jest ona wręcz
namacalna. Nigdy wcześniej nie odczuwałem jej tak bardzo, jak w tej chwili.
Dosyć szalony pomysł przyszedł mi do głowy. Co prawda słyszałem już o tym od
rodziców, ale czym innym jest usłyszeć, a czym innym jest przeżyć to na żywo.
Zresztą, gdyby to naprawdę było to o czym myślę wiedziałbym o tym.
Jesteś pewien Ake?
Rozejrzałem
się dookoła, słysząc nieznajomy głos. Skąd on miałby wiedzieć o czym myślę,
skoro nawet nie wypowiedziałem tego na głos. Poza tym tu nikogo oprócz mnie nie
było, a głos, w przeciwieństwie do tego, należącego do mej matki, dochodzi z
bliska. Zresztą… Byłem pewny, że to nie jest to, co przyszło mi do głowy. No i
przecież mam teraz inną sprawę na głowie niż rozmyślanie o tym drugim głosie.
Pokręciłem
głową i zacząłem myśleć na głos, jakbym wierzył, że to może rozwiązać moje
wszystkie problemy.
—
No dobra. Zacznijmy więc od początku:
Po
pierwsze. Obstawiam, że znów jestem w przeszłości. Po drugie to z pewnością nie
jest typowe wspomnienie, które już miałem. Po trzecie. Mogę się swobodnie
poruszać i mówić, co mi na język przyjdzie. Po czwarte zostałem wezwany przez
głos mojej matki. Po szóste jestem w Lesie Longævus, który znam lepiej
niż większość elfów, które się tu zapuszczają. Dobra. Punkt siódmy. Sądząc po ilości
drzew, wyglądzie miejsca, w którym jestem – a naprawdę mało, co jest tu podobne
do siebie – znajduję się niedaleko mojego rodzinnego domu. Po ósme głos mojej
matki powiedział, że mam szukać ją tam, gdzie na mnie czeka. Gdzie na mnie
czeka. Tylko, gdzie do diaska może na mnie czekać? Dobra skup się Ake, bo
złością niczego nie osiągniesz.
Pokręciłem
zirytowany głową mamrocząc cicho pojedyncze wyrazy:
—
Poruszać… Głos… Longævus…Polana… Dom… — wymawiając ostatnie słowo, uniosłem
gwałtownie głowę.
Uderzyłem
się w głowę i usłyszałem przepełniony ironią głosik w mojej głowie:
—
Niby jesteś taki mądry, a nie wpadłeś na to od razu.
Warknąłem
z frustracji. Jak ja nienawidziłem tego głosu! Był ze mną w najgorszych
momentach i za każdym razem doprowadzał mnie do furii. Nie pozwalał mi się
skupić, szepcząc złośliwe uwagi, które nieznośnie bolały. Kiedyś wspomniałem o
tym matce, ale ona spojrzała na mnie smutno, szepcząc, że jeszcze nie nadszedł
właściwy czas, bym się o tym dowiedział. Jeśli spojrzeć na to teraz, to nigdy
nie nadejdzie właściwy czas, bo ona nie żyje.
—
Masz rację — zarechotał niesławny Złośliwiec, jak nazywałem ów głos. — Twoja
matka nie żyje, tak samo, jak twój ojciec. A wiesz dlaczego?
Zacisnąłem
pięści. Wiedziałem o tym doskonale. Za często zastanawiałem się nad tym,
dlaczego wtedy uciekłem. Powinnem być tam i walczyć. Nawet jeśli oznaczałoby to
moją śmierć. Tak właśnie robią mężczyźni, prawda? Zostają z swoją rodziną nawet
w obliczu niebezpieczeństwa i walczą, starając się dać ich bliskim możliwość
ucieczki.
—
Taaak, praaawdziwi mężczyźni, zostają z bliskimi — powiedział, celowo
przeciągając samogłoskę ,,a’’.— A ty co zrobiłeś Ake? — zapytał mnie
Złośliwiec.
Słowa
uwięzły mi w gardle. Wiedziałem jakiej odpowiedzi oczekuje głos. Czułem, co
zaraz powie głos. Wypomni mi to, że uciekłem. Jakbym sam o tym nie wiedział.
—
No właśnie Ake, uciekłeś. Stchórzyłeś i mi się tu nie wymiguj tym, że twoja
matka ci kazała. Powinieneś był się jej sprzeciwić. Zostać i walczyć u boku
swej rodziny! A ty co? Nawet nie starałeś się im pomóc…
Głos
mówiłby zapewne dłużej, gdyby nie to, że nagle napełniła mnie nieznana
wcześniej siła. Miałem tego dość. Złośliwiec zaczynał doprowadzać mnie już do
szaleństwa, mieszał w zmysłach, sprawiając, że czułem się bezwartościowy. Tak,
już o tym mówiłem, ale co z tego? Przecież to i tak nie ma znaczenia, prawda?
Zamknąłem oczy, myśląc o tym, co się stało. Może i zabiłem rodzinę, przybywając
do stolicy Deren zbyt późno, ale na pewno nie można mi zarzucić, że nie
starałem się pomóc rodzicom. Wciągnąłem gwałtownie powietrze i miałem zamiar
przemówić, by Złośliwiec zostawił mnie w spokoju, gdy nagle usłyszałem coś, co
mnie zdumiało.
—
Dosyć już tego Aeneasie! — odezwał się głos mojej matki. — Zbyt długo nękałeś
tego chłopca, choć nie zrobił ci nic złego. Sprawiałeś, że czuł się podle z
powodu czegoś, co nie było jego winą. Dobrze więc ci radzę Aeneasie, odejdź i
nigdy więcej nie wracaj, bo przeszedł on swoją próbę. Właśnie dzisiaj nadszedł
dzień, by Ake dołączył do Bractwa. Ty zaś, choć nie wiem, jak bardzo byś tego
pragnął nie będziesz miał już nad nim żadnej władzy. Zostaw mego syna w
spokoju, odejdź i nie niepokój go więcej, jeśli nie chcesz się ze mną mierzyć. Ambulare praeteritum Daemon — Wraz z ostatnimi słowami poczułem,
jakby ktoś próbował rozłupać mi czaszkę.
Ból,
który temu towarzyszył był nieznośny i krzyk próbował uwolnić się z mego
gardła. Ja jednak zacisnąłem zęby i z całej siły powstrzymywałem okrzyk bólu.
Czułem, jak moje wnętrze płonie, jak powoli zaczynam tracić kontakt z
rzeczywistością, a jednak stałem. Nie pozwoliłem sobie na upadek. Nie po tym,
jak ten głos tak wiele razy mnie upokarzał. W końcu, po krótkiej chwili, która
dla mnie ciągnęła się wiecznie, ból zelżał, a ja upadłem na ziemię. Przed
oczami miałem ciemność.
***
Przyjemnie
chłodna ręka dotknęła mojego czoła, a ja zostałem wyrwany z otchłani, w którą
upadłem. Powoli zaczęły wracać do mnie zmysły. Jako pierwszy powrócił węch. Ku
mojemu zdziwieniu był on ostrzejszy niż przedtem. Wyraźnie wyczuwałem zapach
lasu, który mieszał się z woniami dzikiej mięty, róży, konwalii i kwiatów,
których nazw nigdy nie mogłem zapamiętać. To wszystko tworzyło jeden silny
aromat, który pobudzał mnie do życia.
Następnie przyszedł słuch, słyszałem piosenkę, którą moja matka zawsze
nuciła, gdy byłem ciężko chory.
„When
you feel you're alone
Cut
off from this cruel Word
Your
instincts telling you to run
Listen
to your heart
Those
angel voices
They'll
sing to You
They'll
be your guide back Home….”*
To
była ta sama piosenka, która niejednokrotnie dawała mi siłę, gdy próbowałem
uwolnić się z przytłaczającego mnie poczucia winy. Dzięki niej nie załamałem
się całkowicie. To właśnie ta pieśń utrzymywała mnie z dala od krawędzi
przepaści, na której balansowałem.
Potem
powróciło czucie. I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że czegoś mi brakuje, a
ja mimo wszystko nie odczuwałem żadnego smutku z tego powodu. Uśmiechnąłem się
– a przynajmniej tak myślałem – bo w tym samym momencie, w którym zdałem sobie
z tego sprawę ogarnęło mnie zapomniane już szczęście. Miałem ochotę zerwać się
z łóżka, na którym leżałem i zacząć tańczyć szalony taniec zwycięstwa. W jednej
krótkiej chwili zdałem sobie sprawę, że Złośliwiec nie próbuje zakłócić
radości, którą odczuwałem. Było to dziwne, bo przywykłem do obecności tej
gadziny, ale zarazem niezwykle przyjemne.
Następna myśl przyniosła mi ulgę. Złośliwiec, a raczej Aeneas – jak
nazwała go moja matka – odszedł. Po tylu latach rujnowania mego życia, w końcu
zostawił mnie w spokoju. I wtedy
usłyszałem głos, który sprawił, że moje serce zaczęło skakać.
—
Ake, skarbie otwórz oczy — rzekła moja matka.
Wziąłem
głęboki oddech i zmusiłem powieki, by się uniosły. Pierwszym, co zobaczyłem
była biel, sprawiająca, że pragnąłem zamknąć oczy. Całą siłą woli powstrzymałem
się od tego i usłyszałem cichy śmiech. Odwróciłem głowę od światła, kierując ją
w stronę, z której słychać było chichot. Rozszerzyłem oczy ze zdumienia,
ujrzawszy moją matkę. Stała nade mną, spoglądając na mnie tym swoim czułym
spojrzeniu. Łzy zaczęły napływać do moich oczu. Gdybym miał opisać swoją
reakcję, która nastąpiła w ciągu sekundy, brzmiałaby ona następująco: Zerwałem
się z łóżka i w jednej chwili znalazłem się przy niej. Przytuliłem ją mocno,
szepcząc zdławionym głosem:
—
Mamo…
Ona
zaś, pogłębiła uścisk. Czułem, jak drży, a może to ja drżałem? W tamtej chwili
było to nieważne. Ważne było to, że ona tu naprawdę stała. Że trzymała mnie w
tym swoim ciepłym uścisku, szepcząc do mnie, łamiącym się głosem:
—
Ake… Och mój mały, dzielny Ake… Jestem z ciebie taka dumna…
To
wszystko zdawało mi się być snem. Najpiękniejszym snem, jaki przyśnił mi się od
bardzo dawna. Od… Śmierci rodziców. Śmierci, którą ja na nich ściągnąłem, nie
zdążywszy na czas zawiadomić elfów. W tej chwili to, co chciałem wykrzyczeć
Złośliwcowi nie było już istotne. Świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, że tam
na polanie kłamałem. W chwili, w której sobie to uświadomiłem, poruszyłem się
niespokojnie i wyswobodziłem z uścisku. Nie minęło dziesięć sekund, a ja już
patrzyłem zdumionym i przestraszonym wzrokiem w czekoladowe oczy mojej matki.
Oczy, które pogłębiły moje przerażenie na to, jak może zareagować. Ona zaś,
widząc moją strwożoną minę, położyła na moim ramieniu swą dłoń i rzekła:
—
Ake, skarbie, śmierć moja i twojego ojca, w żadnym wypadku nie jest twoją winą.
Robiłeś, co mogłeś skarbie, starając się dotrzeć do Deren, ale… Ale to było już
z góry przesądzone mały. Przenosząc się z miejsca na miejsce i podróżując po
całym kontynencie odkładaliśmy nieuniknione. A kiedy w końcu zdaliśmy sobie
sprawę, że nie możemy tego już dłużej robić osiedliśmy na stałe w rodowym domu
twego ojca. Wiedzieliśmy o tym, że prędzej, czy później cienie nas wytropią,
ale mieliśmy nadzieje, że przedtem zdążymy ci wszystko wyjaśnić. I…
—
Co wyjaśnić? — przerwałem matce.
Spojrzała
na mnie smutnym wzrokiem i odpowiedziała cichym głosem, w którym słychać było
gamę uczuć, od złości, poprzez smutek, żal i rozpacz, aż po bezsilność i
miłość:
—
Prawdę synu. Prawdę, która zawsze jest najcięższym z brzemion. To ona sprawia,
że gdy ją już poznasz, niezależnie od tego, jak bardzo byś się starał zawsze
będziesz dźwigał jej ciężar.
Westchnęła
cicho, a potem kazała mi, bym usiadł na łóżku. Sama zaś skierowała się do
stoliku, który stał na środku pokoju i podniosła z niego dwa kubki. Ja w tym
czasie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przeżyłem mały szok. To był mój pokój!
I w dodatku nic się w nim nie zmieniło. W dalszym ciągu, dawniej białe ściany,
zdobiły moje dziecięce rysunki, przedstawiające rudowłosą kobietę z
niemowlęciem na rękach. Były też takie portrety, które zawsze przyciągały moją
uwagę. Malowałem je, nieświadom tego, co właściwie robię, a gdy już kończyłem,
za każdym razem wpatrywałem się w roześmiane oczy rudowłosej dziewczynki.
Potrząsnąłem głową, rozglądając się dalej. Duże okno, przez które uciekłem, zasłonięte
było błękitną zasłoną. Obok niego stała piękna, ręcznie zdobiona szafa, a tuż
koło niej kredens. Przy moim łóżku stała mała szafka nocna, a na podłodze leżał
ten sam, co kiedyś puchowy dywanik, który sprawiał, że wspomnienia powracały.
Wzdrygnąłem
się, czując czyjąś dłoń na swym ramieniu. Podniosłem wzrok, spoglądając na moją
matkę. Ta uśmiechnęła się do mnie słabo, podając mi kubek z herbatą i rzekła:
—
Zapowiada się na dłuższą opowieść, więc pomyślała, że może się przydać.
Odpowiedziałem
jej słabym uśmiechem. Ona zaś usiadła na łóżku i zaczęła mówić.
***
—
W takim razie dlaczego… Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej? —
zapytałem cicho.
Byłem
w szoku. To czego się dowiedziałem, zdawało się mnie przygniatać. Zbyt dużo
informacji, w tak krótkim czasie. Zbyt wiele rzeczy, które przyprawiały mnie o
gęsią skórkę. Najzwyczajniej w świecie bałem się tego, co przekazała mi matka.
Tego, czego musiałem się podjąć. Rozumiałem dlaczego rodzice ukrywali to przede
mną. Byłem na to za młody. Dalej jestem, a jednak to pytanie samo wypłynęło z
moich ust. Spojrzałem oczekująco na matkę, przypuszczając, co zaraz powie. Nie
pomyliłem się.
—
Ake, byłeś na to za mały. Zbyt beztroski i, jak to mówią ludzie? Ach tak!
Nieogarnięty. Zawsze potrafiłeś wszystko zgubić. Umiałeś rozśmieszyć każdego.
Baliśmy się z twoim ojcem, że to może cię zniszczyć. Pamiętaliśmy, jak to było
z nami. Sęk w tym, że my podjęliśmy się tego dobrowolnie, a na ciebie zostało
to narzucone. To brzemię, które spadło na twoje ramiona, spadnie jeszcze na
jedno dziecko. — Ostatnie słowa wymówiła niepewnie.
Mój
wzrok padł na portret roześmianej dziewczynki. Wiedziałem, a przynajmniej
przypuszczałem już, kim jest to drugie dziecko. Przyjrzałem się jej uważnie.
Miała delikatnie falowane jasnorude włosy, które okalały młodą twarzyczkę
dziewczyny. W jej rysach było coś, co sprawiało, że przypominała elfa, czemu
przeczyły przylegające do głowy uszy. Nie było w nich ani śladu
charakterystycznej szpiczastości. Kolejnym, przykuwającym uwagę elementem, a raczej
elementami były oczy. Dziewczynka miała duże szafirowe oczy, które okalały
rzęsy. Zdawały się one kontrastować z
jej małymi ustami, ponad którymi znajdował się zgrabny nosek. Mogłem ją
spokojnie określić jako piękną. Normalnie zacząłbym się szczerzyć, jak głupi,
że mam ważną misję do dokonania w towarzystwie tak ślicznej osóbki. Teraz
jednak jej szczerze współczułem. Zastanawiałem się, co będzie jeśli moje
przypuszczenia się spełnią i to ona będzie moją towarzyszką. Postanowiłem, więc
się upewnić.
—
To ona, prawda? — zapytałem wskazując na najbliższy portret rudowłosej.
Moja
matka westchnęła cicho. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jej twarz, by
wiedzieć, że mam rację. Czekałem jedynie na to, by sama to powiedziała.
—
Tak Ake, to ona.
Kolejna
fala współczucia i – o dziwo! – sympatii do tej nieznajomej dziewczyny, z którą
prawdopodobnie będę dzielić swój los, napełniła mnie niespodziewanie. Może i
było to dziwne. W końcu to, że ja tego nie chciałem, nie musiało oznaczać, że
ona też nie będzie tego pragnęła. Co prawda wątpię, by ktokolwiek – a
przynajmniej ktokolwiek o zdrowych zmysłach – z własnej woli podjął się takiego
zadania. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie o czym pomyślałem. Parsknąłem
cicho. Właśnie stwierdziłem, że moi rodzice, Line i ich znajomi sprzed lat są
chorzy psychicznie. Pokręciłem z politowaniem głową, śmiejąc się w myślach z
własnej głupoty. Chociaż… Może kiedyś to, co spoczywa na barkach moich i tej
dziewczyny było łatwiejsze? Może to wcale nie powinno być dla mnie takie śmieszne?
—
Poza tym… Jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę ci powiedzieć. — Głos mojej
matki wyrwał mnie z zamyślenia.
Uniosłem
głowę i spojrzałem na nią pytająco. Przez chwilę zastanawiałem się, czy to nie
będzie przypadkiem jakaś kolejna zła nowina. Na dziś miałem ich zdecydowanie
dość. No co? Każdy miałby dość, gdyby dowiedział się takich rewelacji na swój
temat. Jednak nie to, co chciała powiedzieć mi mama nie było niczym, co powinno
mnie zaniepokoić. Wystarczyło mi spojrzenie w jej oczy by o tym wiedzieć. A to
dlatego, że lśniły one dumą i szczęściem. Nie wiedziałem dlaczego tak było,
ale… Przecież nie ma, co narzekać, nieprawdaż?
Matka uśmiechnęła się do mnie i rzekła:
—
Ake wyjaśniłam ci już sprawę Bractwa, więc mogę przejść do kolejnego powodu naszego
spotkania. — W jej głosie wyraźnie słyszałem miłość i dumę. Odwzajemniłem
uśmiech, a ona kontynuowała: — Pamiętasz, jak z twoim ojcem wyjaśniliśmy ci
historię naszej rasy? — spytała.
Skinąłem
głową, patrząc na nią uważnie. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego pyta mnie
o coś tak oczywistego. Każdy luxlupus musiał dowiedzieć się historii swej rasy
przed ukończenie dziesiątego roku życia. To była tradycja, którą przestrzegano
od kiedy księżniczka Rienna Delarey usłyszała od młodego luxlupusa, że w Wojnie
Trzech Królestw elfy napadły na nasz kraj. Księżniczka Rienna, którą elfia
wojowniczka uratowała z płonącego wozu, była oburzona tym twierdzenie, ponieważ
historia wyraźnie temu przeczyła. Przerażona brakiem wiedzy swojego ludu na
temat własnej historii wprowadziła rozkaz, by od tamtej pory spisywane były
wszystkie ważne wydarzenia, które miały być potem przekazywane młodym. W ten
sposób nasza rasa nigdy nie zapomina tego, co się kiedyś wydarzyło. Nasze
dzieci mogą nie pamiętać tego, co było wczoraj, ale muszą umieć wyrecytować na
pamięć zdania typu: „W 1514 roku w bitwie pod Infinitum elficki król Erend
zginął, ratując życie wnukowi królowej Rienny, Rienowi. W wyniku tego zdarzenia
zawarty został Sojusz Dependent między elfami i luxlupusami, by – w razie wojny
– każda ze stron wspomagała drugą.” Czy jakoś tak. Nigdy nie byłem dobry z
układania poprawnych zdań, zresztą chodzi w tym o to, by znać najważniejsze
fakty, czyli: 1514 bitwa pod Infinitum. Król Erend zginął, ratując życie
księciu Rienowi. Sojusz Dependent zawarty pomiędzy luxlupusami, a elfami.
Posłałem
matce pytające spojrzenie. Ona zaś uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziała:
—
A pamiętasz, co mówiliśmy o jej początkach? — Widząc, że skinąłem głową,
dodała: —Mógłbyś mi teraz opowiedzieć o początkach naszej rasy według elfów?
Posłałem
matce zdumione spojrzenie. Dlaczego – na Boga – miałbym mówić o pierwszych
luxlupusach? I to właśnie w tej wersji! Przecież to właśnie ma matka uczyła
mnie tej historii. Co prawda powtarzała mi też legendy, z których
niejednokrotnie się śmiała, twierdząc, że można by napisać z tego niezłą
komedię. Na początku nie potrafiłem tego
pojąć, ale po spotkaniu z Mistrzem Erim zrozumiałem. Widząc zachęcające spojrzenie matki, skinąłem
głową i zacząłem mówić:
—
Wiele rzeczy wskazuje postronnym, że luxlupusi wywodzą się jedynie od
wilkołaków na przykład to, że każdej pełni stajemy się nadpobudliwi, czy to, że
tak jak wilkołaki w każdy nów jesteśmy senni i szybko się męczymy. Niektórzy
twierdzą również, że jesteśmy zaklętymi Dziećmi Księżyca. Jednak według elfów,
którzy byli przy początkach naszej rasy, wywodzimy się od dwóch rodów, które
powstały, gdy dwaj półkrwi lordowie wilkołaków – w których żyłach płynęła
również krew czarodziei – wzięli za żony dwie elfki. Dzieci ów elfek i lordów
odziedziczyły cechy zarówno Leśnych Dzieci, jak i Dzieci Księżyca. Co jednak
ciekawe nie przemieniały się podczas pełni w wilkołaki, jak to zazwyczaj robili
potomkowie z takich związków. Stało się to dzięki krwi czarodziei, która
pozwoliła im z własnej woli przemieniać się w wilki. W późniejszym czasie
potomkowie Pierwotnych zaczęli wiązać się z żywiołakami, co sprawiło, że
odziedziczyliśmy moc posługiwania się żywiołami — zakończyłem z uśmiechem.
Uwielbiałem
tą historię, chociaż osobiście nigdy nie potrafiłem oddać w niej tego, co
potrafiła moja matka, czy Mistrz Erim. Kiedy ona ją opowiadała zdawało się,
jakby tam była, widziała to wszystko na własne oczy. Umiała oddać każdy
szczegół tego, co się kiedyś zdarzyło tak dokładnie, że niejeden historyk
zazdrościł jej tej umiejętność.
—
Mniej więcej tak było — powiedziała, patrząc na mnie.
—
Odpowiadając na moje poprzednie pytanie udowodniłeś, że posiadasz odpowiednią
wiedzę — dodała. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała: — Teraz jednak powiedz
mi dlaczego nie wszyscy luxlupusi potrafią się przemieniać?
—
Przemiana zależy od tego, czy jest się do niej gotowym. By ją przejść potrzeba
odpowiedniej ilości mocy. Trzeba znać historię początków swej rasy, by wiedzieć
jakich błędów nie możemy powtarzać. Musimy być świadomi tego, że każdy z nas
posiada szczególne umiejętności, które odziedziczyliśmy po naszych przodkach.
Jeśli nie posiadamy wystarczającej wiedzy nie możemy być gotowi, by stać się
prawdziwymi Wilkami. Każda przemiana jest jednak indywidualna. U jednych
następuje wcześniej, a u drugich później, ponieważ każdy przygotowuje się do
niej w swoim tempie. Jest jednak granica wieku, w którym każdy z nas przechodzi
przemianę. Moc wzrasta do dwudziestego szóstego roku życia, wtedy też ci,
którzy nie przeszli jej wcześniej rozpoczynają swoją przemianę — odparłem. —
Ale co to ma…? — zacząłem zadawać nurtujące mnie pytanie, gdy doznałem
olśnienia.
Rozszerzyłem
szeroko oczy, wpatrując się z zdumieniem w moją matkę. Ona odpowiedziała mi
serdecznym uśmiechem. Czyli jednak. Przez długi czas starałem się doprowadzić do
swojej przemiany. Bezskutecznie chłonąłem wszystkie informacje, jakie mogłem
znaleźć. Na próżno czytałem zwoje i pergaminy, by się odpowiednio przygotować.
A teraz, gdy się w końcu poddałem i zacząłem cierpliwie czekać nadszedł mój
czas.
—
Widzisz Ake, by stać się Wilkiem trzeba wykazać się pewnymi cechami.
Najważniejsze z nich to; uczciwość, szczerość, bezinteresowność, pokora,
cierpliwość, odwaga i pomoc bliźnim w potrzebie. Ty wykazałeś się wszystkimi z
nich, dlatego też jesteś w końcu gotów, by godnie reprezentować naszą rasę. —
Pokręciła ze smutkiem głową. — Zostało mi niewiele czasu, tak więc muszę
dokończyć swą powinność — wymawiając te słowa zamknęła oczy, unosząc ręce do
góry.
Patrzyłem
na nią nie rozumiejąc, co tak właściwie robi. Niejednokrotnie rodzice
wspominali mi o rytuale, ale nigdy nie było w nim mowy o czymś takim. Chociaż…
Może to ta część, na którą nie byłem wówczas gotowy? Moja matka wzięła głęboki
oddech, a potem przemówiła dźwięcznym głosem:
—Lorem ipsum dolor sit apud nos Ake Bellator!
Moje ciało ogarnął ból. Czułem, jakby ktoś
łamał mi wszystkie kości. Niewidzialna siła powstrzymywała mnie od krzyku.
Podjąłem z ową siłą walkę. Zdawało mi się, że jeśli nie wyrażę tego, co
odczuwam, zginę. Waliłem z całych sił w niewidzialną barierę, która za każdym
razem zdawała się być coraz twardsza. Kiedy już zacząłem z nią wygrywać, me
ciało ogarnął ogień. Straciłem przytomność.
***
—Ake! Ake obudź się!
Line delikatnie potrząsała chłopcem, z którego ust wydobywał
się krzyk. W głębi duszy już od rana przeczuwała, że coś się może wydarzyć. To
właśnie to przeczucie kazało jej sprawdzić, czy młody wrócił na noc do swego
pokoju. To również ono kazało jej udać się tutaj, gdy okazało się, że Bellator
nie widziano w zamku od kiedy wyszedł o wschodzie słońca. Przy takiej ilości
elfów, jaka zamieszkiwała Bursztynowy Pałac było wręcz niemożliwą rzeczą, by
choć jedna osoba nie zauważyła Ake. Pokręciła głową i potrząsnęła ponownie
młodym.
— Ake obudź się! To tylko koszmar, zbudź się — mówiła,
patrząc na chłopca z przerażeniem.
Bała się o niego. Od dawana wiedziała o Aeneasie, który
wybrał młodego na swoją ofiarę. Podejrzewała to jeszcze zanim kilkuletni
Bellator powiedział Iriel o głosie, który się z niego wyśmiewał. Wtedy tylko
potwierdziły się jej obawy. A potem, gdy Line zdawało się, że mały zaczął dawać
sobie radę i wygrywać walkę z złośliwym upiorem, Iriel i Nikodem zostali
zamordowani. Jej podopieczny obwiniał się o śmierć rodziców, a ona nie mogła
nic z tym zrobić. Powoli przestawała dawać sobie radę. Patrzyła, jak Ake stacza
się, a Line nie potrafiła mu pomóc. Nikt ze znanych jej osób nie potrafił mu
pomóc. Nawet Mistrz Eri nie znał rozwiązania jego problemu.
— Mały otwórz oczy, to tylko koszmar. To nie dzieje się
naprawdę. Musisz się obudzić mały — wyszeptała tuląc do siebie chłopaka.
Czuła, jak jego ciało drży. Delikatnie gładziła włosy
chłopca, starając się go uspokoić. W pewnym momencie była gotowa zaryzykować i
spróbować Pamam, by ten się
rozluźnił. Nie potrafiła jednak się
przełamać. Poza tym wiedziała, że Ake miał zawsze postawione bariery, które nie
pozwalały na wdarcie się do jego umysłu. Próbowała już wielu rzeczy, by w końcu
obudzić chłopca, ale nic nie działało. Nawet evigilantes, które było
dostatecznie silne, by wybudzać chorych ze śpiączek. Na niego jednak nie działało.
A jeśli on…? — zapytała się w
myślach, ale zaraz potrząsnęła głową. Sama myśl, że młody mógłby znaleźć się w
TYM stanie była zbyt przerażająca, by elfka mogła ją do siebie dopuścić. Skoro
zawiodły inne metody, muszę opierać się na sile mego głosu — westchnęła w
myślach. Spróbowała ponownie.
— Ake Bellatorze! — warknęła groźnie. — Jeśli w ciągu pięciu
sekund nie otworzysz tych swoich ślepi to – już ja ci to gwarantuję –
pożałujesz! — Podziałało.
Chłopiec otworzył gwałtownie oczy, a potem szepnął
przerażony:
— L-l-lin-n-e-e…
Pod tym ostrzałem czarnych oczu Line miała wielką ochotę się
rozpłakać. Nie mogła nic poradzić, że widząc w nich tak wielki strach jej serce
rozsypywało się na kawałki. Kochała tego chłopaka, a ból, który odbijał się na
jego twarzy był naprawdę dobijający. Wiedząc, że w obecnej chwili nie mogła
zrobić nic lepszego, zaczęła cicho szeptać:
— Ciii Ake, ciii… Już wszystko w porządku... Nic się nie
dzieje… Ciii… To był tylko koszmar… Śpij szczeniaczku.
Młody spojrzał na nią niepewnie, jakby chciał coś powiedzieć.
Ona jednak pogłaskała go delikatnie po włosach, mówiąc mu, by odpoczął. On zaś wpatrywał się w nią uparcie. Elfka westchnęła cichutko, a potem zaczęła
śpiewać:
„Please
let me take You
Out of
the darkness
and
into the light
Cause I
have faith in You
That
you're gonna make
it
through another night
Stop thinking
about
The
easy way out
There's
no need to go
and blow the candle out
Because
you're not done
You're
far too Young
And the
best is yet to come…*”
Czuła, jak ciało chłopca się rozluźnia. Uśmiechnęła się i
śpiewała dalej. Słowa, które usłyszała kiedyś przez czysty przypadek w jednej z
ludzkich osad, same wypływały z jej ust, łącząc się w pieśń przesiąkniętą
strachem i miłością. Śpiewała dla swojego podopiecznego, chłopca dla którego
była gotowa oddać życie, gdyby zaistniała taka potrzeba. Bała się, że może on
kiedyś spać w Otchłań, skąd nikt jeszcze nie powrócił. Widziała, jak Ake
balansowała na krawędzi i trwożyła się, że kiedyś może spaść. Przerażała ją
myśl o tym. Kochała go. Kochała go tak samo, jak kiedyś pokochała jego
rodziców. Miłością jaką przyjaciel darzy przyjaciela, siostra brata, czy rodzic
dziecko. I właśnie to sprawiało, że jej strach wzrastał.
— Pomyślałby kto. Line śpiewająca ludzkie piosenki.
Do jej uszu doszedł szept Ake. Chłopiec wpatrywał się w nią,
kręcąc głową. Uśmiechnęła się do niego niewinnie. Fakt, to jest do mnie odrobinę niepodobne — zaśmiała się w
myślach. Na głos zaś odpowiedziała:
— No co? Jestem tylko elfką. A ty lepiej idź spać
szczeniaczku, bo powieki ci się kleją.
Chłopiec odpowiedział jej uśmiechem i wtulił się w nią.
Uwielbiał, jak nazywała go szczeniaczkiem.
*Linkin Park - The Messenger
*Nickelback - Lullaby
___________________________
Niech mnie diabli! Znowu nie dotrzymuje słowa, ale... Piszę czwarty rozdział. Co tam. Jak napiszę ósmy wtedy zacznę publikować, chyba że znowu będą jakieś święta. Grrr... Jak ja nienawidzę łamać obietnic! Cóż, jak na razie to najdłuższy rozdział jaki napisałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Potraktujcie to jako prezent świąteczny.
Życzeń, które Tobie wysyłam, na razie nie wyliczę, wiec podaję pierwsze z kraju, by Ci żyło się jak w raju, by w wigilię u rodziny, wszyscy mieli fajne miny, by przy stole chciał zagościć pełen pakiet zdrowia i miłości, i u wszystkich był tak mocny, by pozostał całoroczny.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
*Linkin Park - The Messenger
*Nickelback - Lullaby
___________________________
Niech mnie diabli! Znowu nie dotrzymuje słowa, ale... Piszę czwarty rozdział. Co tam. Jak napiszę ósmy wtedy zacznę publikować, chyba że znowu będą jakieś święta. Grrr... Jak ja nienawidzę łamać obietnic! Cóż, jak na razie to najdłuższy rozdział jaki napisałam. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Potraktujcie to jako prezent świąteczny.
Życzeń, które Tobie wysyłam, na razie nie wyliczę, wiec podaję pierwsze z kraju, by Ci żyło się jak w raju, by w wigilię u rodziny, wszyscy mieli fajne miny, by przy stole chciał zagościć pełen pakiet zdrowia i miłości, i u wszystkich był tak mocny, by pozostał całoroczny.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Jej, ale długo! Ja bym z tego wszystkiego zrobiła cztery rozdziały xD
OdpowiedzUsuńMam wrażanie jakbym tam była. Opisujesz chyba wszystko. Dodatkowo wspaniale, ładnie i... cudownie ^^ Jeszcze do końca nie kapuję te rasy, ale daję radę ^^
Każdemu skomplikowałaś życie :P ty niedobra ty xD
Fajny pomysł, dobry, oryginalny :D
Czy wszystkie imiona u ciebie zaczynają się na "A"? xD wszystkie mi się mylą. Ale nie jest to problem.
Rozdziały są świetne. Dłuuuugie, ale to dobrze jeśli chcesz napisać książkę xD
Takie łamanie obietnic jest dobre, co ty chcesz :P
Wiesz jeszcze jest Nowy Rok i takie tam ^^
Pozdrawiam Diaw
tajemnice-trzeciego-wymiaru.blogspot.com
EDIT:
Usuńto znaczy z tych dwóch rozdziałów zrobiłabym cztery xD
Zapomniałam też dodać, że ładny wygląd bloga ^^"
Ps. Wesołych świąt.
Dziękuję!
UsuńI Ty mnie tu nie dołuj! Jak ja mam dotrzymać słowa skoro nie nadążam pisać na okazje? Nowy Rok? Serio musiałaś mi o tym przypomnieć? Teraz mam mniej czasu na doszlifowanie rozdziału trzeciego, który mi się nie podoba, ale muszę pisać dalej, bo nie wyobrażam sobie pisania go od początku.
Pozdro
Idril
Super rozdział . Wesołych Świąt i Nowego roku.
OdpowiedzUsuńhttp://teenluxy.blogspot.com/
Hej, zapraszam do mnie, gdzie szczerzę ocenię Twego bloga :)
OdpowiedzUsuńhttp://odrobinakrytyki.blogspot.com/p/ocenione.html
Hej, Twój blog został oceniony :
OdpowiedzUsuńhttp://odrobinakrytyki.blogspot.com/p/ocenione.html
Będę miała co robić wieczorami *_* PISZ!!! =D
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńDodałas kom na moim blogu z prosba o ocene telefonu Kazum. Ocenie. Tylko powiedz dokladny model :)
opinie-telefonow.blogspot.com
Super rozdział trochę długie ale jak zaciekawi to szybko pujdzie :) Ja już teraz ty :http://kolorowe-mysli-blog.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper, twój blog jest super
OdpowiedzUsuńSzablon i tło genialne.
Posty długie i ciekawe
Piszesz ciekawie i zajmująco.
Zaobserwowałam i czekam na kolejne posty.
Rewanż:
www.kamyou.blogspot.com
Wydaje mi się, że to pierwsze opowiadanie z tego typu postaciami. Miewa problemy z załapaniem imion. Są dla mnie praktycznie takie same. Może dodałabyś z boku bloga spis ich wszystkich wraz ze zdaniem opisu?
OdpowiedzUsuńMonique z bloga design-by-monique.blogspot.com/
Cóż, faktycznie mylą się niektórym, chociaż nie wie czemu.
UsuńAnita
Lis
Angus
Nora
Line
Ake
potem dojdą jeszcze:
Kornelia
Patrycjusz
Conwenna
Te postacie w kolejności dodania są w zakładce: Populus SIlavae
Świetne opisy i w ogóle, odpowiednia, przynajmniej dla mnie, długość bloga. Będę częściej wpadać :*
OdpowiedzUsuńhttp://slodkiflirtlenna.blogspot.com/ <----- Rewanż
Patrząc, że mam teraz trochę mało czasu, przeczytałam tylko te dwa rozdziały, ale nie wyobrażam sobie nie czytać dalej :o Masz wspaniały styl i tak cudowny, oryginalny i wymyślny pomysł, że tylko uchylam kapelusik :) Poza tym, strasznie podobają mi się powybierane przez Ciebie imiona. Sama chciałabym tak cudownie pisać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Nari
worldofsecretstories.blogspot.com
+obserwuję :3