Siedziała na
parapecie, rozczesując swoje długie, rude loki. Na jej młodej twarzy malowały
się smutek i przygnębienie. Jeszcze miesiąc temu oddałaby wszystko, by wieść
życie wolne od presji i zobowiązań, które nakładało na nią to kim była. Była
zdecydowana udowodnić dorosłym, że potrafi sobie radzić sama. Że jest
niezależna i nie potrzebuje opieki. Czuła furię, gdy dorośli ignorowali ją.
Lekceważyli, bo jest – jak to określali – ,,młodym i głupim jeszcze
szczeniakiem”. To właśnie takie traktowanie pchnęło ją do buntu. Do tego, by
uwolnić to, co zawsze było w niej. Nienawidziła więzów. To coś, co od lat
szeptało jej podpowiedzi, co powinna robić wówczas wyzwoliło się. To coś, co
ignorowała, bojąc się konsekwencji złamało jej opór, pokazując jej to, co było
prawdą. Kochała wolność. Pragnęła jej od małego, więc gdy nadarzyła się okazja
– wykorzystała ją. Nie pozwoliła sobie na dłuższe tkwienie w ‘’więzieniu”, w
którym trzymali ją dorośli. Zbuntowała się. To okazało się złą decyzją.
Spojrzała w niebo. Jej
szafirowe oczy wpatrywały się z smutkiem w gwiazdy. Czuła, jak żal zaczyna
przejmować nad nią władzę. Nie potrafiła dać sobie rady ze smutkiem, który
pragnął nią zawładnąć. Obezwładnić, nie pozostawiając na niej suchej nitki, sprawiając, że Anita straci coś, czego stracić jej nie było wolno. Pragnął
odebrać jedyne, co tak naprawdę pozwalało jej funkcjonować – nadzieję.
Nadzieję, że wszystko się ułoży. Że jeszcze zobaczy swoją rodzinę. Porozmawia,
wyjaśni to, czego serce i rozum – po raz pierwszy w jej życiu, działające
wspólnie – nie chciały przyjąć do wiadomości. Potrząsnęła głową, próbując
odpędzić przytłaczające ją myśli. Westchnęła cichutko, upuszczając grzebień.
Przyciągnęła kolana do brody, kuląc się w sobie. W jej oczach zalśniły łzy, gdy
ponownie zerknęła na niebo. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze rok temu potrafiła
ze śmiechem patrzeć w gwiazdy. Zamknęła oczy, zaciskając dłoń w pięść.
Jechaliśmy, wracając
późną nocą do dworku letniego rodziców, a ja dąsałam się na ojca, który znowu
odmówił mi nauki walki mieczem. Oburzona milczałam przez całą drogę. Pamiętam,
że byłam przeraźliwie wściekła na tatę. Starałam się go przekonać już od trzech
miesięcy, a on wciąż mi odmawiał. Zawsze znajdywał nowe argumenty, by
uniemożliwić mi naukę. A to, że takim młodym damom, jak ja nie wypada zajmować
się pracą mężczyzn. A to, że jestem za młoda. Że jestem za słaba i z pewnością
miecza nie uniosę. To, że nauczyciele nie wezmą mnie na poważnie, bo jestem
dziewczyną. Albo, co jest najbardziej absurdalne, że ta umiejętność mi się
nigdy nie przyda. Ja zazwyczaj pytała wtedy, co będzie, gdy mnie kto zaatakuje.
On śmiał się i odpowiadał, czochrając mi przy tym włosy:
— Któżby chciał
atakować taką słodką dziewczynkę? Poza tym, gdziekolwiek się udasz, będziesz
miała ochronę, która zadba by ci włos z głowy nie spadł.
Kiedy próbowałam się z
nim sprzeczać mówił gniewnym głosem:
— Damie – nawet tak
młodej, jak ty, a może zwłaszcza tak młodej, jak ty – nie wypada sprzeczać się
z rodzicami Anito! To doprawdy karygodne. Rzekłem ci, że nie będziesz się uczyć
walki i woli mej nie zmienię. I nawet nie próbuj mieszać w to twej matki! —
ostrzegał mnie, patrząc srogim wzrokiem, gdy próbowałam coś wtrącić.
Z tego powodu jedynie
prychałam, a potem odchodziłam zdenerwowana, nie odzywając się do niego przez
kilka dni. Nie potrafiłam zrozumieć czemu nauka walki miałaby być mniej
ważniejsza chociażby od czytania, czy pisania? Zarówno pisaniem, jak i
czytaniem nie obronię się w razie ataku. No, chyba że walnęłabym natręta jakąś
naprawdę grubą książką, ale to by go jedynie ogłuszyło.
Tym razem nie było
inaczej. Milczałam uparcie, ignorując próby, które podjął mój brat, by mnie
rozśmieszyć. Nie reagowałam na jego zaczepki, które miały na celu przywrócenie
mojego uśmiechu. Złość, która mnie opanowała była do zbyt silna, by mógł ją
pokonać żartami. Powoli zaczynałam być coraz bardziej wściekła, ale i
zaintrygowana przez zachowanie mego ojca. Jeszcze dwa lata wcześniej chętnie
zgodził się na lekcje szermierki i naukę różnych rodzajów walki, gdy osiągnę
jedenaście lat. A raptem mu się odmieniło. Przyszedł czas wypełnienia
obietnicy, a on mi zabrania. To naprawdę chamskie zachowanie, które z pewnością
nie przystoi osobie takiej jak on. Uśmiechnęłam się złośliwie na tą myśl, a
Luke zaklaskał, wołając:
— No proszę, moja
młodsza siostrzyczka jednak umie się uśmiechać! Co prawda złośliwie, ale co
tam. — Machnął lekceważąco ręką. — Małymi kraczkami w końcu dojdziemy
do sukcesu, a na twojej ślicznej twarzyczce zagości uśmiech, co Red? —
zapytał.
Miałam ochotę parsknąć
śmiechem. Gdyby ktokolwiek inny nazwał mnie Red, oberwałby po twarzy.
Nienawidziłam tego przezwiska odkąd po raz pierwszy nazwał mnie tak Marcel, gdy
miałam pięć lat. W ustach Luke’go brzmiało to jednak słodko. Zazwyczaj nazywano
mnie tak, gdy chcieli mnie wkurzyć. On jednak nigdy nie kpił sobie ze mnie,
wymawiając je. Co najwyżej żartował, czy próbował mnie pocieszyć. On jeden miał
prawo nazywać mnie Red. A choć w moich oczach pojawiły się iskierki
rozbawienia, opanowałam się szybko i spojrzałam na niego chłodno.
— Wątpię, żebyśmy
doszli do czegokolwiek, jeśli w dalszym ciągu będziesz irytował. Doprawdy to
wkurzające, więc, z łaski swojej braciszku, zamknij się — odparłam
lodowatym tonem.
— Anita! Jak ty się
wyrażasz?! Gdy tylko znajdziemy się w domu mam zamiar powiedzieć o tym twojej
matce — powiedział mój ojciec.
Miałam ochotę skulić
się ze strachu. Moja matka nienawidziła, gdy pyskowałam starszym. Nawet tym,
którzy byli się ode mnie starsi o rok. Zerknęłam na Luke’go. On patrzył na mnie
z oburzeniem. Zawsze potrafiłam rozpoznawać kiedy obraża się na serio, a kiedy
stroi sobie ze mnie żarty. Tym razem był jednak poważny. Mimo to, nie
zamierzałam mu odpuścić. Nie teraz. Może i zażartował sobie ze mnie, by
sprawić, bym się uśmiechnęła, ale zrobił to przy ojcu, a tego nie mogłam mu
wybaczyć.
— Anita…
Spojrzałam ze smutkiem
w jego kierunku. Wiedziałam po jego oczach, że żałuje tego co zrobił. Nie
mogłam jednak mu wybaczyć. Chcąc, czy nie chcąc zranił mnie. Matka dała mi
dokładny wykład o tym „jak powinny się zachowywać młode damy w moim wieku”. A
potem kazała iść do swojego pokoju i nie wychodzić z niego do następnej
kolacji. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie upokorzył. Śniadanie i obiad
oczywiście dostałam, ale samo w sobie uziemienie w komnatach było koszmarne.
Nienawidziłam więzów, które mnie krępowały. A kara była winą Luke’go, który
zakpił ze mnie przy ojcu. Ja jedynie odparłam jego atak!
— Czego? —
warknęłam, podkulając nogi pod brodę.
Nie miałam
najmniejszego zamiaru mu wybaczyć.
— Chciałem cię
przeprosić siostra — szepnął, unikając mojego wzroku. — Wiem, że
głupio zrobiłem, ale chciałem tylko byś się uśmiechnęła — dodał.
Słyszałam w jego głosie
szczery żal i smutek. Nie przepraszał, bo musiał. Prosił o przebaczenie, bo sam
tego chciał. Czułam to. Miałam pewną zasadę. Jeśli ktoś jest wobec mnie
szczery, przepraszam mnie z głębi serca mogę mu wybaczyć. A on tak zrobił. A ja
mimo to milczałam. Nie potrafiłam się do niego odezwać.
— Red, proszę cię,
wybacz mi. Źle zrobiłem i żałuję tego. Nie mogę niczego zmienić, ale… Jeśli
naprawdę tego chcesz to, jako zadośćuczynienie mogę nauczyć cię walki. Obiecuję
— powiedział, uśmiechając się do mnie słabo.
Uniosłam głowę,
spoglądając na niego. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Przytuliłam się do niego
gwałtownie, całkowicie go zaskakując. Jak zawsze poprawił mi humor, a ja miałam
zamiar z tego skorzystać.
— I tak bym ci
wybaczyła głupku — rzekłam. — Ale, skoro tak bardzo palisz się,
by zostać mym nauczycielem, przyjmuję twą propozycję co do nauki walki —
dodałam z niewinnym uśmieszkiem.
Zaśmiał się, całując
mnie w czoło.
— Jesteś bezlitosną
manipulatorką, Red — westchnął cicho.
Pokazałam mu język w
odpowiedzi, siadając po turecku.
— Wiem o tym
braciszku — odparłam.
Zdecydowanie
potrafiłam manipulować osobami, które mnie otaczały. Nie zawsze, ale jednak
wykorzystywałam słowa, które padały na swoją korzyść. Byłam taka, jaka powinna być
według moich bliskich. Chociaż wcale mi się to nie podobało. Potrząsnęłam
głową, a potem, opierając ją o jego ramię. Spojrzałam w niebo w tym samym
momencie, w którym, według legendy, na świat przyszło dziecko, mające zmienić
czyjeś życie, bowiem gwiazda spadła z nieba.
Potrząsnęła bezsilnie
głową. Nie mogła nic poradzić na to, co zaczynało się z nią dziać. Nie
wiedziała, co jest grane. Wspomnienia przewijały się w jej głowie,
pozostawiając po sobie huragan. Czuła się, jakby zaczynała tracić swoją
osobowość. To był koszmar. Koszmar, na który skazano ją przed laty. Ilekroć
w księżyc spojrzysz, gdy pełnia nastanie, tylekroć twa przeszłość budzić się
będzie. I nikt mej klątwy zmienić nie może, prócz tej co zniknęła w elfickim
borze. Stare słowa, wbijały jej się w umysł boleśnie, niczym noże w skórę,
sprawiając, że dziewczyna łkała z bólu.
— Red, nie płacz
proszę! — szeptał mi do ucha Luke.
Spojrzałam na niego ze
smutkiem. Nie miałam zielonego pojęcia co mogę zrobić. To wszystko mnie przerastało.
W jednej chwili mój umysł zalała fala wspomnień. Zabawa na rynku. Dziwna
kobieta, na którą wpadałam. To, co mi powiedziała. Krzyk straż, by zamilkła.
Pojmanie. To, jak musiałam patrzeć na jej przesłuchanie, bym uwierzyła, że
kłamała. I wyrok śmierci, który wydał mój ojciec, gdy odmówiła wycofania swoich
słów. Jak przez mgłę pamiętam, że uciekłam z sali. I nagle w środku mnie
zawrzało. Smutek przemienił się we wściekłość.
— Mam nie płakać? —
zapytałam z ironią, chociaż wiedziałam, że to, co się stało nie jest winą
mego brata. — Przeze mnie zabiją niewinną kobietę! – warknęłam.
Widziałam, jak Luke
spogląda na mnie uważnie. Zawsze potrafił odgadywać moje emocje. Wiedział, co
się ze mną dzieje i jak można mnie przywrócić do normy. Był moim opiekunem, pocieszycielem
i podporą. To on opiekował się mną, gdy matka znajdowała się na bankietach zbyt
zajęta, by mnie ukołysać do ponownego snu po koszmarach. I wtedy, gdy ojciec
krzyczał na mnie bez powodu. W momentach, w których wszyscy inni mnie
ignorowali lub lekceważyli. Kochałam go, a on to odwzajemniał. W końcu był moim
starszym bratem. I, choć dzieliło nas pięć lat różni, rozumiał mnie najlepiej
ze wszystkich znanych mi wówczas osób. Czułam, że spróbuje mnie uspokoić.
— Zasłużyła —
stwierdził spokojnie.
To kompletnie
wytrąciło mnie z równowagi. Jak on mógł coś takiego powiedzieć?! Stwierdzić, że
Bogu ducha winna kobieta zasłużyła na śmierć. Przecież ona tylko rzekła co
myślała! Zapewne pomyliła mnie z kimś innym, lub majaczyła. Albo wiedziała
o czymś, czego ty nie wiesz Anita — szepnął głosik w mojej głowie, ale
zaraz go uciszyłam. Głupia myśl — stwierdziłam w myślach. To pewnie
jedna z tych kobiet, o których wspominał mi Ben. Tak, to na pewno jedna z nich —
dodałam, ale szybko zganiałam się za tę myśl. Nie można mi było rozmyślać o
takich rzeczach! Gdyby rodzice dowiedzieli się o tym, miałabym poważne kłopoty.
Przecież stwierdzili, że Ben kłamał. Ale sama stwierdziłaś, że to może być
jedna z nich. Przyznajesz więc, że wcale nie jest tak różowo, jak sądzisz —
ponownie odezwał się głosik. Spadaj — warknęłam, a potem odparłam bratu:
— Jak śmiesz?!
Przecież ona nic nie zrobiła, a ty twierdzisz, że zasłużyła na śmierć?! —
W mym głosie była wściekłość.
Spuścił jedynie wzrok,
mamrocząc coś po cichu. A ja zrozumiałam. Zrozumiałam, że to nie jest mój brat.
A przynajmniej nie taki, jakiego kiedyś znałam. On nigdy nie był taki. Ten
chłopak, który siedział przede mną, gdyby musiał bez wahania wydałby wyrok
śmierci. Mój Luke był inny! Zawsze uczynny, przyjazny, roześmiany. Pomagał
wszystkim, którym mógł. Często mówił, że jest zbyt łagodny dla ludzi i dlatego
wejdą mu na głowę, gdy nadejdzie jego czas. Odpierałam ze śmiechem, że zawsze
może udawać srogiego, by odgonić tłumy. Kiedyś zażartował, że tak zrobi.
Spojrzałam wtedy na niego srogim wzrokiem i odpowiedziałam, by nawet nie
próbował. Nie chciałam takiego brata. Patrzę, jak wciąga powietrze, a
potem mówi:
— Anita, zrozum, ta
kobieta złamała prawo. Kłamała, próbując oczernić naszą rodzinę! Ojciec nie
może tolerować czegoś takiego, bo ludzie nie dadzą mu spokoju. Zresztą my też
NIE możemy pozwolić sobie na łagodność w stosunku do tych, którzy nie
przestrzegają zasad.
Patrzyłam na niego z
oburzeniem.
— Przecież nie
możemy skazywać istot, nie wiedząc jakiej są rady! A jeśli ona nie jest
luxlupuską?! Wtedy sami złamiemy prawo! — krzyknęłam.
Westchnął, kręcąc
głową. To naprawdę nie był już mój brat.
— Przepraszam –
szepczę cicho w stronę kobiety.
Wiem, że to nic nie
zmieni, ale musiałam to powiedzieć. Po prostu tak trzeba uczynić. Nie mogę
znieść myśli o tym, co ją spotka. Ani o tym, że jest to moja wina. Gdybym wtedy
do niej nie podeszła ona nie powiedziałaby mi tego. Spoglądam na nią ukradkiem,
gdy wyczuwam przeszywające mnie spojrzenie. Patrzy na mnie ze smutkiem. Szczególną
uwagę przyciągają jej błękitne oczy, które zdają się dostrzegać rzeczy
niewidoczne dla innych. I, według mnie, nie są to wcale radosne rzeczy. Ja
widzę w nich żal – o ironio! – troskę i, co chyba jest złudzeniem, nadzieję.
Odwróciłam twarz. Nie byłam gotowa, by móc spokojnie na to patrzeć. Czułam, jak
się rumienię, moje policzki zdawały się płonąć ogniem.
Zastanawiałam się kim
jest ta kobieta? Co tutaj robi? Czy ma dzieci? Rodzinę? Czy ktoś na nią czeka?
A może przez to, że na nią wpadłam, jej bliscy zostaną bez przyjaciółki, matki,
żony, siostry? Nie wiem i nie chcę wiedzieć, a jednak czuję się winna. Mogłam
próbować ją bronić. Ojciec nie odmówiłby mi! A teraz było za późno. Przeze mnie
zginie. I – choć to nie ja ją zabiję – stanę się morderczynią.
Wzdrygnęłam się, gdy
poczułam, jak ktoś dotyka mej brody. Kobieta zmusiła mnie, bym spojrzała jej w
oczy.
— Nie przepraszaj
mnie dziecko – rzekła spokojnie.
Chciałam
zaprotestować, ale nie zdążyłam wymówić choćby słowa, gdy znów się odezwała.
Jej głos brzmiał kojąco, lecz słychać w nim było nutę przestrogi:
— Teraz może mnie
za to znienawidzisz, jednak kiedyś zrozumiesz. To, co uczynię spowoduje, że
wylejesz wiele łez, lecz będziesz potrafiła stanąć prosto pogodzona z swym
losem i zmierzyć się z niebezpieczeństwem. Dzięki niej staniesz się silniejsza.
Pragnę jednak byś, nim to uczynię, wybaczyła mi.
Wpatrywałam się w
błękitne oczy kobiety. Widziałam w nich szczery smutek. Chociaż nie rozumiałam
słów, które wypowiedziała czułam, że mogę jej zaufać. Zrobię to —
stwierdziłam w myślach. W tym samym momencie poczułam, jak po moim ciele
rozlewa się ciepło. Zupełnie, jakby ktoś aprobował moją decyzję. Westchnęłam
cicho i odrzekłam pewnym głosem:
— Zgadzam
się.
Obrzuciła mnie spokojnym
spojrzeniem, po czym powiedziała twardym głosem:
— W takim razie
wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Ilekroć w księżyc spojrzysz, gdy pełnia
nastanie, tylekroć twa przeszłość budzić się będzie. I nic mej klątwy zmienić
nie może, prócz tej co zniknęła w elfickim borze — W momencie, w którym
wypowiedziała ostatnie słowo upadła.
— Red?
Dziewczynka podniosła
wzrok, by spojrzeć w zaniepokojone oczy, pochylającej się nad nią elfki. W
ciągu miesiąca, który spędziła pod jej opieką stała się jej bliższa od matki
dziewczynki. Ufała jej, chociaż czasami pojawiały się w niej wątpliwości.
Niektóre rzeczy, które usłyszała od kobiety wywoływały w niej strach. Sama o
to prosiłaś! – przypomniał jej cichy głosik. Jak mogę w to uwierzyć?
– odparła. Może i jest to przerażające, ale, czy sądzisz, że ona cię
okłamuje? – zapytał. Wielu faktów nie chciała zaakceptować, jak chociażby
tego, że jej ojciec kompletnie nie dbał o ich poddanych, którzy nie byli
luxlupusami. Do tamtej pory nie zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo
zaniedbane jest Exendie. Co z tego, że jej rodacy żyli w dostatku skoro
pozostałe rasy musiały znosić pogardę z ich strony? Wzdrygnęła się,
przypominając sobie coś, co widziała jako mała, nierozumiejąca świata
dziewczynka. Nawet ci najmłodsi! Głód, czy choroby wśród dzieci… Samotna łza
spłynęła z twarzy Anity. Umierający z chłodu starcy… Wzdrygnęła się, widząc to,
czego zapomniała. Czarownice zabijane za żarty i śmiech... Torturowanie elfy,
które sprzeciwiły się władzy… W jej sercu zawrzała wściekłość, którą szybko
zastąpiła bezradność. Czym oni mu zawiniły? Tym, że pragnęli żyć? Że nie
chcieli poddać się rutynie? Zacisnęła mocno pięści.
Potrząsnęła głową,
wtulając się w Norę, którą objęła ją nie wiadomo kiedy. Ciałem dziewczynki wstrząsnął
szloch. Siedziała tulona przez elfkę, która nuciła cicho nieznaną Anicie
piosenkę. Oddech małej powoli zaczynał wracać do poprzedniego tempa, choć łzy w
dalszym ciągu spływały po policzkach. Nie szlochała głośno, starając się
pokazać światu, jak bardzo cierpi. Robiła to w ciszy, bo tak nauczono ją w
dzieciństwie. Milczała, czerpiąc otuchę z pieśni śpiewanej przez jej opiekunkę.
Nie rozumiała słów, choć te zdawały się delikatnie wkradać w jej umysł, kojąc
jej zszarpane przez wspomnienia nerwy. W niektórych momentach powstrzymywała
się, by ponownie nie wybuchnąć ponownie. Udało jej się jednak to przezwyciężyć
i, wyciszając umysł, pokonać strach i niepokój, które ją przytłaczały. W pewnej
chwili Solis zamilkła, a dziewczynka – choć w głębi duszy naprawdę tego
pragnęła – nie śmiała prosić o to, by ta kontynuowała swą pieśń. Bała się, że
ten spokój, który ją opanował zniknie.
— Mała, co się stało?
Dlaczego płakałaś? — spytała delikatnym głosem kobieta.
Luxlupuska spojrzała
na nią ze smutkiem. Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale zamknęła je, czując,
że nie jest jeszcze w stanie tego zrobić. Zamiast się odezwać zerknęła jej w
oczy. W ciągu ostatniego miesiąca stało się dla niej nawykiem, że nie będąc
czegoś pewna sprawdzała w ten sposób, czy może bezpiecznie uczynić następny
krok lub się cofnąć. Gdy patrzyła w bursztynowe oczy Nory ogarnęło ją
przerażenie. Zaczęło się powoli. Niespodziewanie zaczęła odczuwać niepokój.
Spróbowała wyciszyć umysł i uspokoić się, ale spowodowało to tylko to, że
uczucie przybrało na siłę. Nie mogła zrozumieć co się dzieje aż do chwili, gdy
odwróciła wzrok, spuszczając głowę. Wymamrotała kilka niewyraźnych słów
zdławionym głosem w odpowiedzi na zadane pytanie.
— Anita, ja wiem, że
może ci być trudno, ale jeśli nie powiesz mi co się stało nie będę mogła pomóc
— powiedziała uspokajającym tonem.
— Znienawidzisz mnie,
gdy ci powiem — wyszeptała dziewczynka. — Wszyscy tak robią, gdy się dowiadują
— dodała.
Solis spojrzała na nią
zaniepokojonym wzrokiem, a potem odparła, starając się poprawić podopiecznej
humor:
— Wszyscy? A cóż
takiego mogła zrobić tak młoda luxlupuska, bym mogła się od niej odwrócić? — A
gdy ujrzała, że ta chce coś powiedzieć, dodała: — Ja nie oceniam po pozorach.
Staram się najpierw poznać osobę, dowiedzieć się co nią kierowało — dopiero
wtedy wydaje o niej osąd. Nie masz się czego bać z mojej strony, więc mów
śmiało.
Anita przyjrzała się
uważnie swej opiekunce. Nie wiedziała, czy ta mówi prawdę, ale… Przecież nie
miała powodów, by ją okłamywać. „Nie masz się czego bać z mojej strony…” Po raz
pierwszy chciała podzielić się z kimś swoim sekretem. Pragnęła tego, będąc
zapewnioną przez Norę, że ta spróbuje zrozumieć. Wzięła głęboki oddech gotowa
do wypowiedzenia tego, co ciążyło jej na sercu, ale zamiast tego z jej ust wypłynęło
ciche pytanie:
— A jeśli jednak mnie
znienawidzisz?
Elfka obrzuciła ją
spojrzeniem, w którym tym razem było zniecierpliwienie. Wywróciła oczami,
zastanawiając się, co odpowiedzieć dziewczynce. Nie miała zielonego pojęcia, co
tak bardzo ją wystraszyła. Pragnęła pocieszyć małą, ale nie mogła, dopóty nie
zrozumie, co się stało.
— Errare vivit est –
błądzić jest rzeczą żywych*. — powiedziała twardym tonem, patrząc na rudowłosą
przenikliwym spojrzeniem. – Widziałam na świecie wystarczająco wiele zła, by
wiedzieć, że nic, co zrobiło dziecko w twoim wieku, nie sprawi bym mogła je
znienawidzić – dodała.
Niebieskooka skinęła
niepewnie głową i zaczęła mówić.
Nora westchnęła
ciężko, słysząc słowa dziewczyny. Już po tym, jak zapytała ją o wygląd kobiety
wiedziała, że jej przypuszczenia nie są bezpodstawne. Po powtórzeniu, przez
młodą słów klątwy wiedziała, że ma racje. Zastanawiała się jednak, co takiego
się wydarzyło, że Edena zdecydowała się na tak drastyczny krok, przeklinając
małą. Znała również odpowiedź na klątwę, choć wolała się jeszcze upewnić.
Wystarczyło jednak spojrzenie w wypełnione niepewnością oczy młodej Kruk, by
wymówiła słowa, których wcale nie chciała mówić.
— Prawdopodobnie
znam rozwiązanie twoje problemu, ale muszę się jeszcze upewnić.
Zamarła, wymawiając
ostatnie słowo. Czuła, jak jej podopieczna wbija w nią przepełnione nadzieją
spojrzenie, jak serce dziewczynki napełnia się radością. Nic dziwnego skoro
przez blisko trzy lata żyła z przekleństwem, które powinno być darem.
Przeklinała w duszy czarownice, która celowo, co do tego nie miała wątpliwości,
nałożyła na szczeniaka klątwę tak, by prawdopodobnie jedynie elf mógł ją zdjąć.
Jednocześnie klnąc na dawną przyjaciółkę, modliła się o to, by Anita nie
wypowiedziała tego, co zmusiłoby ją do ostatniego, czego chciała.
— Naprawdę?! Co musisz
sprawdzić? Czy da się mi jakoś pomóc? Możesz zdjąć tą klątwę? Co teraz zrobimy?
— Red zasypała ją gradem pytań, świdrując swoją opiekunkę szafirowymi oczami.
Elfka miała ochotę
jęknąć głośno. Czemu zawsze ja muszę pakować się w takie rzeczy? —
warknęła w myślach. Mogę przecież udawać, że... Przestań! — skarciła
sama siebie. — Jak w ogóle mogło mi przejść przez myśl coś takiego?!
Przecież wiem, że to jedyne wyjście, ale co z tego skoro to będzie bolało?
To, że możesz jej pomóc. Ona też zasługuje na odrobinę szczęścia, poza tym
wiesz dobrze, że sama nie dasz rady ją chronić — odezwał się głosik w jej
głowie. Chociaż toczyła istną bitwę myśli, w głębi duszy, znała już jej wynik.
Tylko to potwierdziły swoimi słowami:
— Tak, naprawdę. Nie
jestem, co prawda pewna, czy zdejmę klątwę, ale to tak, czy siak, będzie
oznaczało udanie się do Deren...
— Co to jest
Deren? — przerwała jej Kruk.
Nora, westchnęła
ciężko,a potem odparła:
— Deren to elficka
stolica, a także miasto, w którym się wychowałam. I zachowaj pytania na
później, bo nigdy nie skończę mówić! — dodała, gdy zobaczyła, że młoda
otworzyła usta, by spytać ją o coś po raz kolejny. — A to oznacza, że czekają
nas, jeśli się pośpieszymy, dwa, góra trzy dni drogi. Wyruszymy jutro, ale tym
się nie kłopocz, bo sama się tym zajmę. Twoim zdaniem jest jedynie dobrze się
wyspać, byś nie przysypiała mi w siodle. A teraz zmykaj do łóżka, bo widzę, że
jesteś padnięta młoda damo! I ani słowa sprzeciwu! — rzekła, udając zagniewaną,
ale nie wytrzymała i ze śmiechem zmierzwiła dziewczynce włosy.
W ciągu ostatniego
miesiąca, w którym zajmowała się małą, polubiła ją. Zdawała sobie sprawę, że
to, co przechodziła w czasie pełni źle wpływała na jej młodą psychikę, a na
podstawie stanu dziewczynki zdecydowanie wiedziała, że musi jak najszybciej
znaleźć rozwiązanie. Nie mogła nic na to poradzić, że automatycznie zaczęła się
o nią troszczyć. Zawsze miała miękkie serce, gdy w grę wchodziły dzieci.
Nie potrafiła nic zrobić z tym, że czasami zbyt szybko się przywiązywała.
Często działało to na jej niekorzyść, ale co z tego? Przecież to nieistotne!
Ból był wielki, gdy tym, których kochała działa się krzywda, ale dobre
wspomnienia przeważały. Zazwyczaj dawali sobie z tym radę. Zazwyczaj.
Pokręciła głową i sama
ruszyła do własnej sypialni. Jutro miały mieć przed sobą ciężki dzień, a ona
powinna przygotować wszystko, co pomoże im w wędrówce. Droga, którą miały przed
sobą była dosyć ciężka. Choć teren sprawiał wrażenie łagodnego, a krajobraz cieszył
oko, to czaiło się w nim wiele niebezpieczeństw. Nora sama przekonała się o
tym, gdy odchodziła. Kraj elfów nie był już tak bezpieczny, jak kiedyś, ale jej
nie powinno sprawić to kłopotów. Wędrowała po tych ścieżkach jeszcze zanim
nauczyła się w pełni czytać i pisać. Nawet jak na elfie dziecko zachowywała się
zbyt nieostrożnie, kpiła sobie z niebezpieczeństw, które mogły jej zagrozić.
Zachichotała, gdy przed oczami stanęło jej wspomnienie, w którym wraz z Line
ganiały się po łące, uciekając przed ścigającymi ich strażnikami. Pamiętała
jakby to było wczoraj, jak niepokorna słów rodziców wskazała na zakazaną część
lasu. Zadrżała, przypominając sobie strach, który jej towarzyszył, gdy po raz
pierwszy stanęła twarzą w twarz z Ni. W dalszym ciągu czuła strach przed tymi
potwornymi istotami. Potrząsnęła głową, uwalniając się od przeszłości i
kierując się w stronę szafy. Natychmiast wyciągnęła z niej dużą torbę, która
była jednak w stanie pomieścić ośmiokrotnie więcej rzeczy niż wskazywał na to
jej wygląd. Elfka energicznym krokiem podeszła do półek, na których miała swoje
specyfiki do leczenia. Westchnęła, patrząc na nie. Mogła zabrać jedynie to, co
przydałoby jej się podczas podróży, a w Deren leków nie zabraknie. To jednak
nie będzie już to samo — pomyślała smutno, biorąc najpotrzebniejsze z nich
i wkładając je do torby. Nagle zdawało się, że opuściła ją cała energia, a
zastąpiło ją przytłoczenie. Jak sobie poradzę z dla od mojego schronienia?
Przecież powrót jest jednoznaczny do przyznania się, że chcę to kontynuować —
westchnęła w myślach. Potem będzie czas na rozmyślanie! — warknęła
nagle. Po kolei przechodziła do każdej z półek, szafek i szuflad zabierając z
stamtąd najpotrzebniejsze rzeczy i pakując je do torby, a momencie, w którym
skończyła zdała sobie sprawę, że zapełniła jedynie jej połowę. Roześmiała
się.
— Chyba naprawdę będę
musiała podziękować za nią Dominikowi — stwierdziła z rozbawieniem, podnosząc
przedmiot, który nie zmienił swej wagi, ważąc tyle, co wtedy, gdy był pusty.
Z szerokim uśmiechem
odłożyła trzymaną rzecz na podłodze, a potem westchnęła, stwierdzając, że
prześpi się trochę. Po raz pierwszy od lat zasnęła, zapominając oczyścić umysł.
* * *
— Erian! — krzyknęłam,
było jednak za późno.
Patrzyłam z
przerażeniem, jak strzała zatapia się w jego ciało i wiedziałam, że dosięgła
serca. Przez mgłę widziałam, jak upada. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować ja
już przy nim byłam, tuląc go do siebie i szepcząc z bólem, by mnie nie
zostawiał. On nie mógł tak po prostu odejść, nie teraz, gdy najbardziej go potrzebowałam.
* * *
Nie! — to była
pierwsza myśl po przebudzeniu Nory, która zerwała się na równe nogi,
rozglądając się dookoła z przerażeniem. Potrząsnęła głową, starając się
wyrzucić z głowy obraz z snu. Zacisnęła powieki, starając się powstrzymać łzy. Spokojnie
— powtarzała w myślach. Wdech i wydech. W dalszym ciągu rozkojarzona i
przestraszona usiadła ponownie na łóżku, starając się odzyskać panowanie nad
sobą. Nie mogła pozwolić, by takie rzeczy zdarzały jej się na co dzień. Jak
mogłam być taka głupia i nie oczyścić umysłu?! — spytała samą siebie,
karcącym tonem. Przecież wiedziałam, jak się to skończy — dodała.
— Poddaj się Noro —
Usłyszała Jego głos w swojej głowie.
Zaczęło się.
— Nie — wyszeptała,
kręcąc głową.
— Nic nie wskórasz.
Musisz się poddać, zaakceptować to, co się stało i iść dalej — mówił głos.
— Nie mogę — szepnęła.
— Musisz!
W tym jednym słowie
było coś, co sprawiło, że po raz pierwszy od lat zaczęła rozważać poddanie się.
Pokręciła jednak głową, starając się odgonić od siebie myśli, które niszczyły
jej życie. Wiedziała, że zaakceptowanie tego, co się stało będzie równe
przyznaniu się do porażki. Uznaniu tego, że to wszystko, co robiła dotychczas
było zwyczajną ucieczką, a tego zrobić nie mogła. Podkuliła kolana pod brodę,
obejmując je rękami. Po jej policzkach zaczęły płynąć słone łzy cierpienia, bo
Nora cierpiała. Nie fizycznie — te rany dawno się zagoiły — a psychicznie.
Myślała co teraz będzie. Jak ma dalej żyć.
— Tak, jak kiedyś mała
— Głos odezwał się ponownie.
— Ale ja... Ja nie
mogę... Nie teraz — szepnęła.
— A kto powiedział, że
teraz? Dam ci czas — odparł kojącym tonem.
Zmęczona elfka skinęła
głową i w tym samym momencie ogarnęła ją niemoc. Nie mogła nic zrobić. Powieki
same zaczęły jej opadać. Nie wiedziała kiedy, ale poczuła, jak on gładzi ją po
włosach. Uśmiechnęła się do siebie, kładąc na łóżku.
— Śpij mała, śpij —
wyszeptał głos.
I tak zrobiła.
Zasnęła, nie wiedząc, że po przebudzeniu nie będzie nic z tego pamiętać. Usnęła
nieświadoma tego, że zgodziła się na coś, czego nie chciała.
* * *
Ciche westchnienie
wydobyło się z ust elfki, gdy poczuła delikatny wiatr wpadający do jej pokoju.
Zatrzepotała powiekami, przeciągając się. Już dawno tak dobrze mi się nie
spało — przeszło jej przez myśl. Może zostanę jeszcze w łóżku? —
spytała samą siebie. A co mi tam! Przecież mam jeszcze dużo czasu - słońce
ledwie co wzeszło — stwierdziła. Z błogim uśmiechem wtuliła twarz w
poduszkę, wciągając świeże powietrze, które przyniósł wiatr. Z przyjemnością
słuchała śpiewu ptaków, którym akompaniował żabi chór i szeleszczące liście.
Gdzieś dalej odzywała się sennie sowa, kładąca się spać po całonocnym
polowaniu. Niedaleko domu Nory bawiła się zgraja lisich szczeniąt, piszcząc
radośnie, a nieopodal strumienia niedźwiedzica z młodymi zażywała porannej
kąpieli. Cały świat budził się do życia, a ona mogła to wszystko słyszeć.
— Ja to mam szczęście
— westchnęła kobieta.
No dobra, koniec
lenienia, czas wstawać — postanowiła. Z szerokim uśmiechem na twarzy
otworzyła oczy. Usiadła na łóżku, stawiając stopy na ziemi. Zanim jednak
wstała, wyciągnęła ręce do góry, mrucząc przeciągle. Po raz pierwszy od lat po
przebudzeniu czuła błogi spokój. Nie przejmowała się tym, co może się wydarzyć
ani tym, co już było. Liczyła się tylko ta chwila, w której nie odczuwała
ciężaru minionych lat. Zaśmiała się cicho, podchodząc powolnym krokiem do okna.
Wychyliła się przez nie, wdychając przy tym słodką woń leśnych roślin. Na jej
twarzy pojawił się zamyślony wyraz, zastanawiała się, czy przypadkiem czegoś
nie zapomniała. W jednej chwili rozszerzyła szeroko oczy, a już w następnej
pędziła w stronę stajni.
W samym wejściu
powitało ją radosne końskie rżenie, a wzrok białowłosej skierował się w stronę
siwej klaczy, która świdrowała ją swoimi wielkimi, czarnymi oczami. Wystarczyło
jedno spojrzenie, by serce Nory napełniło się niezaprzeczalną radością, która
powoli zdawała się otulać ją swymi ramionami. Ktoś, kto nigdy wcześniej sam
tego nie przeżył, nie miał szans na zrozumienie, co się z nią działo. To nie
należy do rzeczy, których mogą dostąpić wszyscy. Jedynie wybrani stają się tacy
jak ona. Była Jeźdźczynią, a Sitle jej towarzyszką. Uzupełniały się.
Często, gdy elfka przychodziła do stajni zapominała o tym, co miała wcześniej
zrobić. Te chwile należały tylko do nich. Oddzielnie stawały się niezdolne do
walki. Razem stanowiły jedność. Jedni Jeźdźcy mieli smoki inni - pegazy,
niektórzy dosiadali jednorożców, czy innych stworzeń. Ona zaś dosiadała klaczy,
która w oczach pozostałych mogła być zwyczajnym konie. Dla Nory jednak stała
się nieodłączną przyjaciółką od momentu, w którym po raz pierwszy spojrzała w
czarne oczy sześciomiesięcznej wówczas źrebicy. Z ust kobiety wydobyło się
przeciągłe westchnięcie, gdy podeszła do Sitle i zaczęła ją głaskać po szyi.
Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie po co tu przyszła.
— Sitle, zaraz przyjdę
tu z tą dziewczynką o której ci wspominałam. Wyruszamy do Deren, więc proszę
cię, bądź grzeczna, dobrze? — zapytała, choć w sumie to było polecenie z jej
strony.
Siwka zarżała,
potakując łbem. Z ust jej przyjaciółki wydobył się beztroski śmiech, a potem
poklepała klacz po szyi, kierując się z powrotem w stronę domu. W pewnym
momencie zerknęła przez ramie, mówiąc:
— Możesz czekać na nas
przy Starym Dębie? Czeka tam na ciebie śniadanie — dodała po chwili, a w
następnej znajdowała się już w środku budynku.
Z szerokim uśmiechem
na twarzy skierowała się w stronę pokoju młodej luxlupuski. Stanęła przed
drzwiami, pukając trzykrotnie po czym otworzyła je i weszła. Jak się
spodziewała, dziewczynka w dalszym ciągu spała. Wygląda tak niewinnie —
przeszło jej przez myśl. Zupełnie jak... — urwała, potrząsając głową.
Wiedziała, że to było nie możliwe. Chociaż... Nie! — warknęła
stanowczo. Pochyliła się nad małą.
— Anita, wstawaj,
zaraz ruszamy w drogę! — powiedziała.
Dziewczynka leniwie
otworzyła oczy, mrucząc zaspanym głosem:
— Cześć — ziewnęła
głośno, a potem dodała, wtulając twarz w poduszkę: — Przepraszam, po prostu
dawno się tak nie wyspałam i nie za bardzo chce mi się wstawać.
Elfka zaśmiała się cicho.
Doskonale wiedziała jaką otrzyma odpowiedź.
— No dobrze —
westchnęła, kręcąc z politowaniem głową na widok przepełnionego nadzieją wzroku
młodej.
— Dzięki — mruknęła,
naciągając na siebie kołdrę.
Nora zaśmiała się
ponownie, widząc reakcję dziewczynki, po czym dodała:
— Jak cię zawołam na
śniadanie, to się nie ociągaj, bo zaraz po nim wyruszamy w drogę, a musimy się
śpieszyć jeśli chcemy dostać się tam w dwa-trzy dni! — wypowiadając ostatnie
słowa odwróciła się i wyszła z pokoju dziewczynki.
* Łacina, przerobione, by pasowało do opowiadania z ,,Błądzić jest rzeczą ludzką".
________________________________________________
Rozdział, co prawda
przed czasem, ale... Mam ku temu powody. Jestem za bardzo szczęśliwa, by
móc tego nie zrobić! Dosłownie pięć minut temu zakupiłam( raczej mama, ale co
tam!) bilety na koncert Linkin Park! Zgon. Dodatkowo mój brat wraca akurat w
czerwcu, więc jedziemy tam razem! Jak ja kocham życie! Nie mogę w to uwierzyć,
a że jestem niesamowicie szczęśliwa, dodaje rozdział. Wiem, że jest strasznie
mało dialogów, ale nie tylko z nich jest opowiadanie.
Mam szczerą nadzieje,
że rozdział się spodoba. Pisałam go długo, ale to drugi najdłuższy rozdział.
Poza tym nigdy nie byłam dobra w opisywaniu uczuć kogoś, kto jest mniej więcej
w moim wieku. Lepiej( z tego, co mi wiadomo) idzie mi to z osobami
starszymi.
Zakładka ,,Rasy"
jest otwarta, jednak w dalszym ciągu jest budowana. W obecnym momencie
będziecie mogli poznać rasę elfów, co będzie potem się zobaczy.
W następnym rozdziale(
prawdopodobnie, bo nic nie jest jeszcze pewne):
- Podróż Nory i Anity
do Deren.
- Ake zagości u Nevii.
- Zajrzymy na chwilę
do Thorna.
Całuski
Idril
P.S Proszę o
komentarze, bo silnie karmią wenę.
P.S.S Zapraszam do
głosowania w ankietach.
"Patrzyłam z przerażeniem, jak strzała zatapia się w jego ciało i wiedziałam, że dosięgła serca. Przez mgłę widziałam, jak upada. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować ja już przy nim byłam, tuląc jego ciało do swojego i szepcząc z bólem, by mnie nie zostawiał."- Siedziałam przez prawie pięć minut z otwartymi ustami *_*
OdpowiedzUsuńhttp://6rzeczy.blogspot.com/
Świetny rozdział! Cudowne piszesz :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam hedwigaaa.blogspot.com
Ciekawy rozdział ;3 Szczęściara z tym koncertem ;) Mieszkasz we Wrocławiu, czy będziesz dojeżdżać?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://they-want-remember.blogspot.com/
Na początku jak zaczęłam czytać to trochę się przeraziłam że takie długie są te rozdziały, ale po przeczytaniu jestem pozytywnie zaskoczona. Piszesz bardzo ciekawie i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Pozdrawiam ;3
OdpowiedzUsuńo Matko! Świetneee!! ;3
OdpowiedzUsuńŁadny szablon :>
Obserwuję :D
Zapraszam :
unnormall.blogspot.com
Świetne
OdpowiedzUsuńGenialne :)
Jestem z Zapytaj.onet.pl :)
Całkiem Fajne
OdpowiedzUsuńzapraszam powiescimara1199.blogspot.com
Trochę długie i myślałam, że po pierwszym akapicie się znudzę, ale zupełnie tak nie było. Bardzo bardzo mi się podoba to, w jaki sposób piszesz. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście dołączam się i zapraszam ponownie do mnie: siedemserc.blogspot.com
Twoje opowiadanie jest utrzymane w miłym klimacie, luźno się je czyta i masz bardzo ciekawy wątek ..fabuła mnie zadziwia ...znalazłam trochę błędów językowych i stylistycznych . Zapraszam do mnie . Skomentujesz ? Niedługo pojawi się opowiadanie magicznyswiat-hp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCiekawe. Temat to zupełnie nie moja bajka, ale strasznie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz. Przyjemnie się czyta.
Będę wpadać XD
Co do koncertu zazdrość mnie zżera XD.
http://stuckinliffee.blogspot.com/
Ooooooo!!!!!!!!!1 Kolejna rzecz dla którego nie lubię Bloggera! nie wyświetlił mi się twój nowy rozdział! Ty to rozumiesz! Głupi Blogger!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to fajnyyyyyy!!!! Szczerze mówiąc myślałam, że po pierwszym akapicie nie będzie chciało mi się czytać, ale tak nie było!
Pozdro:*